czwartek, 9 kwietnia 2020

Yonki DO Bishamon

Słysząc słowa bogini, na jego twarz wskoczył figlarny uśmieszek. Miał pomysł. A nawet kilka. Choć od pójścia do kawiarni minęło niewiele czasu, zdążył już ułożyć kilka opcji, jak mógłby zagospodarować przynajmniej dzień z boginią wojny. W sumie to jeden z pomysłów poniekąd wykształcił się jeszcze zanim przyjechał do tego miasta. Myślał, by się za niego właśnie zabrać. Nie wiedział tylko, czy Bishamon się zgodzi. Niby miało to w sobie coś z walki, ale czy na pewno jej przypadnie do gustu? Istniała nie tak mała szansa, że odmówi...
Ale co on miał się tym przejmować? Przyjmie propozycję czy nie, on i tak ją w to wciągnie. Dawno nie ciągnął innych ze sobą do bagna. Trzeba to zmienić.
– Może zanim przejdziemy do tej całej sprawy, chciałbym się na początku pochwalić moim nowym zainteresowaniem – rzekł spokojnie, posyłając jej wesoły uśmiech. – Póki pamiętam – dorzucił.
Na twarzy Bishamon na moment pojawił się mały grymas. Zapewne chciała już zająć się tym wielkim pomysłem, jaki miał Yonki w głowie, aczkolwiek nie zareagowała w konkretny sposób. Jedynie możliwie jak najciszej westchnęła, po czym zapytała swobodnie:
– Cóż to za nowe zainteresowanie?
Oczy Yonkiego błysnęły.
– Wcześniej jakoś nie poświęcałem temu uwagi, ale ostatnio coś mnie pociągnęło do sztuczek magicznych – powiedział żywiołowo, jakby naprawdę go to interesowało.
– Sztuczek magicznych? – zdziwiła się nieco kobieta.
– No tych takich opierających się na iluzji, które wymyślili ludzie. Oszukują umysł, przez co masz wrażenie, że to prawdziwa magia! Może nie siedzę w tym zbyt długo, ale nauczyłem się jednej i jestem z niej naprawdę dumny!
Posłał jej szeroki uśmiech, mrużąc przy tym oczy. Spojrzał na Bishamon, czekając na jej odpowiedź, jednak po chwili zrezygnował z tego i po prostu rzucił:
– Pokażę ci! Daj rękę. – Jego osoba wręcz promieniowała zapałem.
Czym prędzej wstał i chwycił rękę kobiety. Tamta się nieco wzdrygnęła, jednak ostatecznie nie zaprotestowała. Musiała ją zaciekawić magiczna sztuczka, jaką chciał jej pokazać bóg. I dobrze. Tak powinno być. Wszystko szło zgodnie z jego planem.
Popatrzył na dłoń bogini. Spojrzał na jej grzbiet, na którym trzymał swój kciuk. Trwał bez ruchu, lecz chwilę później zaczął kreślić na nim jakiś znak. Skupił się na swojej mocy, niewielką jej cząstkę przekazał na kciuk.
Wtem na dłoni pojawił się czarny symbol okręgu przepołowionego prostą kreską. Bishamon od razu zareagowała, odruchowo zabrała rękę. Przyjrzała jej się uważnie, paznokciem drugiej zaczęła skrobać grzbiet, jak gdyby chciała zetrzeć ślad. Ku jednak jej zdziwieniu, nie zrobiła nawet najmniejszego zadarcia. Otworzyła szeroko oczy, brwi powędrowały wysoko do góry.
– Coś ty mi zrobił? – zapytała, przez oszołomienie w głosie przebijała się złość.
Yonki próbował się powstrzymać przed złowieszczym uśmieszkiem, niestety szło mu to na tyle marnie, że w końcu kąciki ust się wykrzywiły. Cicho się zaśmiał, na co bogini posłała mu spojrzenie zdradzające gniew.
– Yonki! – warknęła kobieta, prostując się.
To ten moment.
Niespodziewanie zmienił wyraz twarzy na zupełnie przeciwny. Nie było już złośliwości, nie było uśmiechu – ich miejsce zajął jednolity strach. Oczy błysnęły w przerażeniu, usta otworzyły się, oddech jakby przyspieszył, stał się płytki. Uniósł rękę w geście obronnym, odsunął się na krześle.
Nogi mebla na tyle głośno zaszurały, że dźwięk ten zwrócił na siebie uwagę większości osób przebywających w kawiarni, w tym pewnego mężczyznę siedzącego trzy stoliki dalej. Yonki spojrzał na niego ukradkiem. Już wcześniej go spostrzegł, gdy wchodził do kawiarni. Przyjrzał mu się wtedy uważnie, na tyle, że dostrzegł wystającą z kieszeni charakterystyczną niebieską smycz ze specyficznym napisem. Wiedział, do czego była ona podpięta. Identyfikator policyjny. Mężczyzna z pewnością był gliną. Czyli jeśli wywoła odpowiednie zamieszanie, tamten postanowi interweniować.
Powrócił wzrokiem na boginię.
– Zostaw mnie! – krzyknął przerażonym głosem. – N-Nic złego nie zrobiłem!
W tym momencie praktycznie wszyscy spojrzeli w jego stronę. Bishamon otworzyła jeszcze szerzej oczy, zapewne kompletnie nie rozumiejąc, co się tu właśnie działo. Mierzyła Yonkiego wzrokiem z góry na dół, wręcz go nim pochłaniała, jednocześnie trwając bez ruchu. Zupełnie ją zamurowało.
Tymczasem Yonki postanowił wykorzystać chwilę, w której wszyscy zwracali na niego uwagę. Dla pewności jeszcze spojrzał przelotnie na policjanta, by upewnić się, że on również obserwuje całą sytuację, jaka nagle się pojawiła. Znów się odsunął na krześle, starając się wyglądać tak, jakby miał zaraz się z niego zerwać i uciec jak najdalej stąd.
– Pomocy! – wrzasnął. – Ona jest z Czarnego Kręgu!
Choć część ludzi popatrzyła po sobie, zastanawiając się pewnie, o co mu chodziło, niektórzy, w tym policjant, okazali zszokowanie. Funkcjonariusz schował rękę pod kurtkę, jaką miał na sobie, zaś chwilę później wyciągnął spod niej broń. Yonki ukradkiem mu się przyjrzał. O tak, szykuj się. Musisz się przygotować na akcję.
Usłyszawszy jego słowa, Bishamonten spuściła wzrok na swoją rękę, na której wymalowany miała symbol. Zmrużyła delikatnie oczy, wydawało się, że w tym momencie próbowała połączyć ze sobą elementy skomplikowanej układanki. Po chwili przeleciała wzrokiem po kawiarni, popatrzyła na policjanta, z którym wymieniła się spojrzeniami. Funkcjonariusz szybko odwrócił się, po czym wyciągnął krótkofalówkę, do której coś zaczął szemrać.
Yonki przyjrzał się napięciu, jakie narastało w pomieszczeniu z każdą sekundą. Wziął nieco głębszy wdech, a następnie zerwał się z krzesła niczym poparzony, krzycząc:
– Jak mogłaś przyjąć wygląd wielkiej bogini wojny!?
Kobieta przeniosła na niego wzrok, zmarszczyła brwi w gniewie.
– Ty mały... – wycedziła przez zęby.
– Stój, policja! – usłyszeli oboje.
Jak jeden mąż odwrócili głowy w stronę funkcjonariusza. Yonki powstrzymał uśmiech. Jak dobrze, że wcześniej przypadkiem na niego wpadłem.
W momencie, w którym Bishamon spojrzała na policjanta, ten nagle skrzywił się niemiłosiernie. Upadł na kolana, wypuszczając z ręki broń, którą celował w boginię, po czym zaczął zwijać się z bólu. Wszyscy w szoku się temu przyglądali, wiadomość, że funkcjonariusz policji leżał praktycznie bezwładnie na ziemi, wstrząsnął nimi totalnie. Momentalnie nastała panika, nad którą nikt nie potrafił zapanować.
Poczekawszy chwilę, aż zamieszanie nabierze tempa, Yonki postanowił przejść do kolejnego etapu. Minął krzesło, by zaraz potem zacząć uciekać. Tak, jak przeczuwał, Bishamon pobiegła za nim. W końcu co miała innego zrobić? Stać i czekać na zbawienie losu? Próbować jakoś samej rozwiązać sprawę? Nie, najlepszą dla niej opcją w chwili obecnej było dopadnięcie boga chaosu i wyciągnięcie z niego powodu, dla którego w tak szalony sposób postąpił.
I ewentualnie go ukarać.
Opuścił teren kawiarni, przez moment myśląc o tym, że tak oto pięknie wymigał się od zapłacenia za kawę, jaką zamówił. Skręcił w najbliższą wąską uliczkę z taktycznym ślepym zaułkiem. Oczywiście, był to cel zamierzony. To nie tak, że miał pecha czy coś w tym stylu. Zresztą, taka o alejka bez drugiego wyjścia nie była dla niego jakimś tam szczególnym problemem. Wystarczyło rozwinąć skrzydła i już pojawiała się droga ucieczki.
Zatrzymał się tuż przy murze, trochę czasu poświęcił na wyrównanie oddechu. Nie musiał długo czekać, by pojawiła się za nim Bishamonten we własnej osobie. Kobieta stanęła, odgradzając mu wyjście z zaułku, machnęła ręką, w której pojawił się długi miecz. Chwyciła broń oburącz i z niesamowitą prędkością znalazła się tuż przed bogiem. Przyszpiliła go do muru. Klingę przystawiła do jego szyi, krawędź wręcz ją dotykała. Yonki poczuł jej chłód, nie zareagował jednak w konkretny sposób. Nie okazał ani cienia strachu, ani tym bardziej uległości.
– Żądam wyjaśnień – rzekła złowrogim tonem kobieta. – Po co ta cała scena?
Na te słowa Yonki westchnął.
– No ale żeby od razu z bronią? – jęknął. – Nie dość, że słaby straszak, to jeszcze mnie tym nie zabijesz.
– Nie bądź taki hop do przodu. Mimo wszystko bogowie nie są tacy nieśmiertelni.
Przysunęła bliżej miecz, przez co ostrze nieco nadcięło skórę. Yonki momentalnie się skrzywił, czując nagły ból i pieczenie. Skrzywił się minimalnie, zmrużył odrobinę oczy, próbując jakoś nie okazać cierpienia. Nie szło mu to za dobrze, ale co miał poradzić – naprawdę bolało.
– Tak czy siak jeśli mnie zabijesz, to symbol z twojej ręki nigdy nie zniknie – rzekł po chwili.
W tym momencie kobieta spojrzała na grzbiet prawej dłoni, na której znajdował się namalowany przez boga chaosu symbol. Przyjrzała mu się, a następnie powróciła wzrokiem na twarz Yonkiego. Tymczasem ten kontynuował:
– Nie wiem, czy wiesz, ale to logo najmroczniejszej organizacji w tym regionie o jakże pięknej nazwie Czarny Krąg. Może nie jest szczególnie znana wśród cywili, ale praktycznie każdy policjant zdaje sobie sprawę z jej istnienia. Jeśli informacja o naszym zamieszaniu w kawiarni szybko się rozniesie, a tak raczej będzie, to rozpoczną się poszukiwania i zatrzymają nawet kogoś takiego jak bogini wojny, by sprawdzić czy to nie jest czasem ktoś z Czarnego Kręgu, kto po prostu podkradł wizerunek. Cóż, sprawa ma się tak, że jesteś boginią, lecz wciąż masz symbol, więc co jak co, ale swobodnie po ulicy to już sobie nie pochodzisz. – Wzruszył ramionami.
Dostrzegł cień zawahania w oczach kobiety. Musiał powiedzieć dosadnie, skoro tak zareagowała i pewnie teraz się nad tym mocno zastanawiała. Wziął nieco głębszy wdech, korzystając z chwili jej nieuwagi, musnął palcem lewej ręki klingę miecza, która momentalnie wygięła się i opadła niczym spuszczony z powietrza materac basenowy. Widząc to, Bishamon otworzyła szerzej oczy, poruszyła bronią, sprawdzając czy to, co zobaczyła, stało się naprawdę. Wzięła do ręki sflaczałe ostrze, podczas gdy Yonki zgrabnie prześlizgnął się i oddalił na parę kroków. Przestąpił z nogi na nogę, splótł ręce za plecami, jednocześnie mocą chaosu uleczył ranę na szyi.
– Postanowiłem się wmieszać w szeregi Czarnego Kręgu – oznajmił. – Zbadać, czym się dokładnie zajmują, jakie mają cele, ile czego posiadają, a na końcu zrobić przysługę tutejszej policji i zniszczyć ich od środka.
Bogini zmierzyła go wzrokiem, unosząc brew.
– I po to to całe zamieszanie? – zapytała, wolną ręką podpierając się pod biodro. – Naprawdę?
– Lubię, jak coś się dzieje – odparł. – A w ten sposób to też może zdobędziesz jakiś cień zaufania wśród członków. W końcu zrobiłaś scenę w kawiarni i powaliłaś jednego z detektywów.
Słysząc to, Bishamon prychnęła.
– Dobrze wiem, że to ty jesteś za to odpowiedzialny.
– Ale reszta już nie. – Delikatnie wydął usta, ponownie używając mocy, by pozbyć się krwi na szyi.
Kobieta westchnęła głośno. Broń zniknęła, mając wolne obie ręce skrzyżowała je na piersi, zamykając na chwilę oczy. Wzięła głęboki wdech. Wyglądała, jakby wciąż próbowała połączyć kawałki jakiejś układanki, musiała pewnie wszystko sobie przemyśleć.
Yonki przyjrzał się jej uważnie, po pewnym czasie zaczął z nudów kołysać się na stopach w przód i tył. Spojrzał w górę na niebo, cicho wzdychając. Może i by poczekał cierpliwie, aż bogini wreszcie coś powie, aczkolwiek zdał sobie sprawę, że sytuacja na to jakoś szczególnie nie pozwalała. Ślepy zaułek, w jakim się obecnie znajdowali wbrew pozorom nie był bezpiecznym miejscem. Nie uciekli daleko od kawiarni, a ciche odgłosy dobiegające gdzieś z oddali dawały znak, że prawdopodobnie przyjechało wsparcie wezwane przez tamtego gliniarza. Jeśli się szybko nie ewakuują gdzieś do lepszej kryjówki, to nim się obejrzą, zostaną złapani. A wtedy sprawy się pokomplikują. Nie, że wbicie policji do akcji stanowiło dla niego jakiś problem, ale z racji, że już od jakiegoś czasu planował przygodę z infiltracją, chciał wreszcie oficjalnie ją rozpocząć.
Z tego powodu postanowił przyspieszyć akcję. Nie dał bogini wojny więcej czasu na namysł, mówiąc:
– Miałem cię pogonić i spytać, czy wchodzisz w to, ale namalowałem już symbol, więc wyboru to za bardzo nie masz. – Schował ręce do kieszeni czarnej kurtki, przestając się kołysać. – Jeśli nadal masz jakieś ale, to powiem tak: mogę ponieść za wszystko odpowiedzialność, o ile nie zrobisz samowolki, która nas zgubi, a żeby nie było, że ty taka poszkodowana, bo masz symbol na grzbiecie dłoni, to w ramach swego rodzaju rekompensaty zrobię sobie ten sam znak na policzku.
Nie czekając na reakcję ze strony Bishamonten, wyciągnął prawą rękę z kieszeni, następnie zakreślił palcem wskazującym czarny przepołowiony prostą linią krąg na prawym policzku. Zarzucił na głowę kaptur limonkowej bluzy skrywającej się pod bomberką.
– To co, ruszamy? – Posłał kobiecie swój charakterystyczny uśmiech. – Coś czuję, że zaraz zjawi się tu policja, więc powinniśmy ulotnić się z tego miejsca.

Bishamon?
Wybacz, że się tak rozpisałam, ale chciałam poprowadzić tą akcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz