Jak to mówią: Niósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Nie miała pojęcia czemu, ale to powiedzenie w jakiś dziwnie słodko-gorzki
sposób opisywało dokładnie jej sytuację. Kim nie raz, nie dwa wdawała się w
dosyć burzliwe romanse i ucinała relację, zanim ta przerodziła się w coś głębszego.
Dlatego właśnie teraz los pokarał ją za kilka nadszarpniętych męskich ego.
„Jesteś dla mnie ważna, Kimi.” – te słowa dudniły jej w
głowie i tylko jedna rzecz mogła je wymazać. Alkohol. A konkretniej DUŻO alkoholu.
I to właśnie Kim postanowiła zastosować. Pozwalając by płomienie szalały wokół
niej otworzyła butelkę wina. Biorąc kilka większych łyków zagłuszała wyrzuty
sumienia. Zraniła Go. I chociaż była naprawdę wściekła to doskonale wiedziała, że
na to nie zasłużył.
- Przeklęty rudzielec… - Zaklęła pod nosem i wzięła kolejny łyk trunku. – I co mam teraz do cholery zrobić? – Pokręciła głową. W pokoju było ciepło i chociaż płomienie zdawały się szaleć bez opamiętania, to ani przez chwilę nie oddaliły się od Kimi. Nawet mała iskierka nie miała odwagi zabłądzić dalej niż kilka centymetrów od jej ciała.
Kiedy łapczywie opróżniła drugą butelkę nabrała odwagi. Z
targanej wyrzutami sumienia Kimi nagle stała się złą Kim ze zranioną dumą. I
nie wiedziała na kim powinna tę złość rozładować. Niewiele myśląc narzuciła na siebie
płaszcz gasząc płomienie i ruszyła do miasta.
Nie mając w zasadzie żadnego planu przechadzała się
uliczkami licząc po cichu na to, że gdy zobaczy to coś, co przyciągnie jej
uwagę, będzie wiedziała co robić. Była jednak zbyt uparta, by otwarcie
przyznać, że szuka Arahabakiego. O nie… Wolała udawać, że sam jej się nawinął
po drodze. Z zażenowaniem przyznała przed samą sobą, że powinna byłą z Nim
porozmawiać, zamiast wyganiać na drugi koniec świata. Nie miała zamiaru błagać
Go, by nie zgadzał się na ten cholerny ślub i wybrał ją. Ale chciała… By wybrał
ją.
Przeklęła znowu pod nosem, gdyż jej sprytny plan udawania
wyższości nie bardzo wychodził. Arahabaki zniknął, a wraz z Nim nadzieja… na co?
- Proszę mnie puścić! – Usłyszała znajomy głos i donośny
męski śmiech. Estelle próbowała się wyrwać mężczyźnie, który uparcie próbował
ją przekonać do tańca. Kim w przypływie odwagi ruszyła w jej stronę i trzepnęła
faceta po ramieniu.
- Mówi, żebyś ją puścił. – Warknęła, gdy mężczyzna
spoważniał.
- Sama mi wpadła w ramiona. – Wzruszył ramionami.
- Nieprawda! – Pisnęła w odpowiedzi Estelle.
- Nawet jeśli, to teraz mówi Ci zdecydowane NIE. Więc albo
ją puścisz albo pokażę Ci jak zaliczyć niezły piruet. – Warknęła Kim i
uśmiechnęła się triumfalnie, gdy Estelle w końcu wyswobodziła się z objęć mężczyzny.
Ognistowłosa nie czekając na podziękowania odwróciła się na pięcie i ruszyła
uliczkami miasta. Estelle jednak ruszyła za nią.
- Dziękuję Kimiko! – Uśmiechnęła się Estelle, jednak ta nie
podzielała jej entuzjazmu. Machnęła jedynie dłonią przyśpieszając kroku. Nie
miała ochoty z nią rozmawiać, ale gdyby jej nie pomogła miałaby wyrzuty
sumienia. Estelle jednak nie odpuściła przyśpieszając kroku. – Arahabaki znowu
mi uciekł. – Jęknęła.
- Przykro mi. – Odpowiedziała Kimi beznamiętnie.
- Muszę go znaleźć! Nie będę znowu przekładać wesela! Muszę
go przekonać. – Pisnęła po raz kolejny sprawiając tym, że Kim zatrzymała się i
warknęła pod nosem.
- Słuchaj Panienko! Nie obchodzą mnie Twoje ślubne plany! Zaraz,
zaraz… Jak to PRZEKONAĆ? Do czego?
- Do tego, że jesteśmy dla siebie stworzeni. – Uśmiechnęła się
i spojrzała na Kim. Ta potarła jedynie skroń i spojrzała na dziewczynę.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że On jeszcze o tym nie wie? –
Estelle machnęła ręką jakby nie zdając sobie sprawy z powagi tego pytania.
- On tak tylko udaje i ucieka, bo chce żebym go szukała i
udowadniała tym, że mi zależy. – Wzruszyła ramionami, a Kim kręciła głową z
niedowierzaniem. Jak ktoś tak oczytany mógł być tak tępy?
- Czyli wesele i ślub to był… Twój pomysł? – Zapytała ognistowłosa
ostrożnie.
- Oczywiście, że tak. Skoro się kochamy to chyba oczywiste, że
chcemy się pobrać? – Zapytała Estelle, ale nim dokończyła Kim biegiem ruszyła
przed siebie.
„ Cholera, cholera, cholera” przeklinała w myślach biegnąc
przed siebie. Miała prawo mu nie wierzyć. Ledwo się znali, więc to normalne, że
pomyślała, że ją okłamał. Prawda?
Miała tylko nadzieję, że zdąży zanim wyjedzie z miasta. Ale dokąd
mógł pójść? Zapewne chce się schować przed Estelle. Był ranny więc nie mógł
uciec daleko. Co jeśli wróci do siebie?
Kim w pośpiechu przeszukała miejsca, które potencjalnie
mogły służyć za kryjówkę Rudzielca. Niestety nie było po Nim żadnego śladu, a
słońce powoli chowało się za horyzont. Uliczki ciemniały, a dziwne uczucie
niepokoju nie opuszczało Kim. Jakby powoli kończył jej się czas. Stanęła w
jednej z bocznych uliczek. „Skup się Kimi. Znajdź go…”
Wtedy przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę. Ogień.
Chociaż jej umiejętności tropienia równały się okrągłemu zeru, Kim potrafiła
wyczuć doskonale swój Ogień i potencjalne szkody jakie wyrządzał. Plecami
oparła się o ścianę budynku i przymknęła powieki. W szczególności po wypitym
winie potrzebowała naprawdę sporo siły by móc się wystarczająco skupić. Powoli,
gdzieś z oddali czuła resztki swojego Ognia. Ciemna uliczka i postać leżąca
bezwładnie na ziemi. Zmarszczyła brwi. Coś jej mówiło, że nie był sam. Złapała
się niewidzialnej nici łączącej ją z resztką Ognia przy Arahabakim i pobiegła
resztkami sił.
Niepokojące uczucie nie odstępowało jej na krok, gdy mijała
kolejne zakręty niezbyt przyjaznej części miasta. Modliła się w duchu, by
Arahabaki nadal żył, a więź łącząca Go z jej Ogniem nie zgasła do czasu, aż do
Niego dotrze. Biegła ze skrywaną w duszy nadzieją.
- Arahabaki! – Krzyknęła w chwili, gdy ciemna postać nad
rudowłosym wyciągała ku Niemu ręce.
(Arahabaki przepraszam za najdłuższą w historii zwłokę, ale wiem, że nie dasz się długo prosić co? ; ))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz