poniedziałek, 30 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>
Minęło zaledwie parę minut a już dowiedziałem się trzech faktów, których chyba nigdy nie uda mi się usunąć z pamięci. Numero uno – czy wiedziałem, że ludzie niemal podskakują gdy chodzą? I w górę i w dół i w górę i w dół… gdybym miał to do czegoś porównać, to pewnie do kołyszenia statku na morzu. Nigdy nie znajdowałem się na pokładzie, ale w jednym z mieszkań, w którym przebywałem było okno z widokiem na pomost. Numero duo – włosy Aidena ładnie pachną. Tylko tak… bardzo ładnie. Nie wiem jak opisać zapach szamponu, po prostu… tak. I numero… three – Aiden ma ogromną ilość zadań do wykonania w ciągu jednego dnia.  Nie sądziłem, że jeden człowiek może robić tak wiele i nie paść ze zmęczenia! Kiedy tylko wyszliśmy z pokoju od razu podeszło do Aidena kilka osób, omawiając jego plan dnia, informując o najnowszych zdarzeniach w królestwie… czyste szaleństwo! A on nie wydawał się choć trochę tym zdziwiony, co oznacza, że spotyka to go codziennie!

Kiedy dotarliśmy na miejsce, ledwo się powstrzymałem żeby nie westchnąć z wrażenia. Sala Spotkań była ogromna! Wokół okrągłego stołu siedzieli ludzie, pogrążeni w głębokiej dyskusji. Gdy tylko zauważyli przybycie króla wstali i ukłonili się zgodnie. Aiden uniósł dłoń i kazał wszystkim powstać. Usiadł na największym fotelu w Sali ( można było się domyślić ) i zaczęły się obrady. Z zaciekawieniem słuchałem tematów rozmów – od kilkugodzinnych dyskusji na temat zamkniętego miasta do podpisania jakiegoś dokumentu na temat regulacji pietruszek. Słuchałem słów Aidena i nie mogłem wybyć się podziwu. Zachowywał się inaczej niż gdy był ze mną sam na sam, ale widać też było, że to ta sama osoba. Wyprostowany i spokojny, ważył swoje słowa i do każdego zwracał się z szacunkiem. Zaskakujące wydawało mi się to, że w oczach jego doradców widać było jak dobrym jest władcą. Patrzyli na niego z pewną iskrą, której nie sposób nazwać…

Nim się zorientowałem, wybiła godzina 14 i zbliżała się pora posiłku. Aiden zawędrował do jadalni i usiadł przy stole.  Siedziała już przy nim cudowna kobieta, której oczy wręcz raziły inteligencją i doświadczeniem. Rozpoznałem w niej matkę czarnoksiężnika. Uśmiechnęła się do syna i przywitała go. Po jakiejś minucie do pokoju weszły jeszcze 4 osoby – trójka dziewcząt i jeden chłopak. Przyjrzałem się im dokładnie. Każde z nich miało coś wspólnego z Aidenem – oczy jednej z dziewczyn świeciły podobną do niego inteligencją, a chłopak dzielił z nim uśmiech. Czy to… jego rodzeństwo? Usiedli przy stole i zaczęli rozmawiać. Przestali być rodziną królewską a stali się po prostu… rodziną. Zawsze uważałem to za jedną z najlepszych części mojego stylu życia. Nieważne kim ludzie są za dnia, co robią i gdzie pracują, kiedy są wśród bliskich wszystkie bariery opadają. Poważni ludzie bawią się w ciuciubabkę z dziećmi, gbury uśmiechają się jak nigdy dotąd a ci, którzy się uśmiechają wreszcie mogą sobie pozwolić na łzy. Poczułem  jak ciepło mi się robi w sercu. To naprawdę rozczulające. Wreszcie wniesiono do sali posiłek. Kiedy poczułem zapach jedzenia, niemal zleciałem z korony. Jedzenie pachniało bosko! Kto ma taki cudowny dar w dłoniach?

-Wiesz synu, wydaje mi się, że nasz gość może być głodny – odezwała się nagle matka Aidena.

Przepraszam,
Nani

The

Co?




Gdyby Aiden w ostatniej chwili nie uniósłby ręki, wpadłbym prosto do jego zupy. Spojrzałem na niego przerażony. Przecież… miał mnie nikt nie widzieć! Co się stało?? Aiden tylko westchnął i spytał:

- Czy coś jest nie tak z zaklęciem, które rzuciłem, matko? – kobieta tylko uśmiechnęła się.

- Miałam na myśli fakt, że nie zauważyłam go na śniadaniu i chciałam zaproponować żeby ktoś zaniósł mu posiłek, ale wydaje mi się teraz, że to zbędne. Jest tutaj z nami prawda? – spytała patrząc na wysuniętą dłoń Aidena. Czarnoksiężnik spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i machnął palcem. Zamrugałem i spojrzałem na wszystkich nerwowo. Co się robi w takiej sytuacji? Kłania się? Macha? Wtedy usłyszałem westchnięcie i brat władcy odezwał się podekscytowanym głosem:

- Bracie, czy to jest prawdziwa wróżka?- zarumieniłem się. Wróżka? Czy ja wyglądam jak dziewczyna? ( tak, wyglądam, mam na sobie spódnicę, to jest oczywisty wniosek ) Aiden uśmiechnął się tylko i rzekł:

- Kochani, to jest Dusty, wróżek i gość w naszym domu. Dusty, oto moja rodzina – moją matkę Charlotte już poznałeś, Elisen, Amelle i Katie to moje siostry, a mój brat ma na imię Oscar. – tak….to ja… może… sobie pójdę? C-co się robi gdy się poznaje rodzinę królewską? W końcu pochyliłem głowę w niemym przywitaniu. Nie jestem wredny czy coś, prawda? Oscar wstał z krzesła i podszedł żeby mi się przyjrzeć.

- Miło mi cię poznać Dusty. Muszę przyznać, że pierwszy raz widzę wróżkę… wróżka w zmniejszonej formie! – kiwnąłem głową szybko i odsunąłem się trochę.

-Oscar, proszę, zachowuj się. Naruszasz jego przestrzeń. – skarciła brata Katie. Z całej trójki to ona najbardziej wyglądała jak Aiden, a sądząc po jej posturze i tonie głosu, zachowywała się też podobnie. Elisen westchnęła i spojrzała na mnie:

- Przepraszam za brata. – nie, nie nie przepraszaj, to ja przepraszam. Zaczałem wymachiwać rękoma. Dlaczego oni są tacy stresujący?

<aiden pomocy, dłużej tego opka nie pociągnę, uratuj dusia>
<Następne opowiadanie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz