niedziela, 29 marca 2020

Lorelei DO Jakurai'a

Otaczała mnie bezkresna, błękitna toń. Wpłynąłem między rafę koralową, rozglądając się w poszukiwaniu małży. Wszystkie ryby obok których przepłynąłem, uciekały. Jakbym był jakimś drapieżnikiem, chowając się między kolorowymi koralami. Jednak dziś nie o te rybki mi chodziło. Raczej szukałem pereł. Niestety nie miałem szczęścia. Jedyne muszle, które znalazłem były albo puste, albo nie byłem w stanie ich otworzyć. Wreszcie znużony wielogodzinnymi poszukiwaniami i uderzaniem muszelkami o kamienie wynurzyłem się z wody, aby rozłożyć się na jednej ze skał znajdujących się bliżej brzegu. Padłem na twardą skalę zamykając oczy i mącąc ręką wodę tuż przy niej. Idealna cisza i spokój. Mogłem tak leżeć w nieskończoność, przysłuchując się krzykom mew i szumowi fal. Jednak ta melodia dzikiej plaży została w pewnym momencie zakłócona jakimś dziwnym innym szumem. Podniosłem głowę, rozglądając się zaskoczony. Dźwięk stawał się wyraźniejszy. Teraz definitywnie rozpoznałem dźwięk silnika. Faktycznie, gdy się odwróciłem, zobaczyłem dwie łódki. Co oni tutaj robili, tu nie wolno było łowić. Podczas przyglądania się całemu temu widowisku udało mi się dostrzec, że oni chyba na coś polowali. Możliwe, że delfiny? Zsunąłem się do wody, mając zamiar samemu, zbadać tą jakże kuriozalną sytuację. Podpłynąłem do kutrów. Nie pomyliłem się. Zaganiali stado delfinów na płyciznę. Gdy tak pływałem wokół łodzi, w pewnym momencie poczułem, że mój ogon się w coś zaplątał i nagle coś pociągnęło mnie do góry, wyciągając z wody. Zamrugałem zdziwiony, wpatrując się w równie zdziwionych żeglarzy. Raczej spodziewali się delfina, a nie mnie.
- Ups. Taka pomyłka chłopcy... Możecie mnie już wypuścić? - zapadła cisza a oni coś tam między sobą szeptali, spoglądając co jakiś czas na mnie.
Ja w tym czasie próbowałem wydostać płetwę z plątaniny żyłek będącej siecią. Gdy tak się radzili, doszedłem do wniosku, że chyba jednak jestem bardziej opłacalnym towarem niż nawet te biedne delfiny, o których zdaje się, zdążyli zapomnieć. I chyba jednak miałem rację, ponieważ nie dość, że nie odzyskałem wolności, to zostałem związany i zamknięty w jakimś schowku. Okropne traktowanie jak na żywą istotę. Od tego momentu wszystko działo się zbyt szybko. Po dostaniu mnie na ląd oczywiście nielegalnie jak mniemam, dostałem dość ciasne i niewygodne akwarium, w którym ledwo co mogłem się ruszać. Tak minęło parę kolejnych godzin. Przy czym byłem przekonany, że coś mi podali, bo reszty nie pamiętałem może parę słów o jakiejś licytacji.
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Gdy tak się rozglądałem, uświadomiłem sobie, że chyba znów otaczała mnie ta sama błękitna toń co dziś... Moment ile dni mogło minąć. Poderwałem się do góry i zacząłem rozglądać. Cisza. Zadziwiająco cicho tu było, mimo tego cieszyłem się, że mam znów gdzie pływać. Powoli machnąłem płetwą, żeby się porozglądać po nowym otoczeniu jednak gdy tak sobie pływałem nagle, z impetem wpadłem w jakąś niewidzialną ścianę. Złapałem się za nos, cicho przeklinając. Po czym znów podniosłem głowę, spoglądając na "przeszkodę". Szyba? Dlaczego szyba? Przyłożyłem rękę do szkła, zaglądając do środka. Okej tam definitywnie nie było wody. To, co ja robiłem w ludzkim domu. Popłynąłem na drugi koniec akwarium i znowu przyłożyłem ręce do szyby tym razem, próbując bardziej zaglądnąć do pomieszczenia. Czyli co teraz zostałem pupilkiem lub dekoracją w domu bogaczy? Głęboko westchnąłem i dałem sobie opaść na dno. Nie miałem pojęcia, ile czasu zdążyło minąć od dnia, w którym wplątałem się w sieć. Wiedziałem tylko, że zdążyłem zgłodnieć. Minęło kolejne parę dni, a ja cały czas jakoś próbowałem wydostać się z 'baseniku'. Bezskutecznie. W ostatnim akcie frustracji zacząłem walić głową o szybę, przed co tylko rozbolała mnie głowa a szyba ani drgnęła. Kamień nic nie dał to, czemu głową miała dać... Genialny pomysł naprawdę. Wróciłem na mój, można powiedzieć ulubiony kamień i się rozejrzałem. Co jakiś czas nachodziły mnie jakieś nieprzyjemne uczucia. Nie potrafiłem spokojnie usiedzieć, jakby mnie coś zaczynało swędzieć. Przez parę na następnych dni wcale nie było lepiej. Do tego zaobserwowałem na ciele szare kropki. Najpierw tylko na płetwie potem na całym ogonie. Jeśli to nie było wystarczająco denerwujące, zaczęło to potwornie swędzieć, przez co zaczęła mi skóra schodzić i w niedługi czas potem byłem przekonany, że się uduszę. A ci ludzie? NIC? Ile mogło im zająć zauważenie, że coś jest nie tak z główną ozdobą ich luksusowego salonu.
Najwyraźniej potrzebowali kolejnych 24 godzin, by zorientować się, że ja CHYBA UMIERAM. Mogłem ich jedynie zabijać wzrokiem ze swojego legowiska pomiędzy ozdobnymi roślinami w akwarium. Nie dziwota, że bali się podejść i mnie wyciągnąć. Byłem przekonany, iż wyglądałem przerażająco. Prawdziwa krwiożercza bestia. Zdecydowanie. Później okazało się, że w tym punkcie się pomyliłem. Służący dali radę mnie bez większych problemów wyłowić i posadzić w płytkim baseniku. Ponownie jedynie mogłem ich zabijać wzrokiem. Nikt kto dotykał mojego ogona, nie powinien żyć dłużej niż... Moment po tym, jak go dotknął? Rozejrzałem się.
- Chcę z powrotem do wody... tu jest za płytko. - wymamrotałem bardziej do siebie. I tak mnie, zostawili. ZNOWU.
Znowu się zacząłem drapać, zirytowany całą tą sytuacją. To by się nie zdarzyło w bezkresnym oceanie! Po chwili do pokoju weszły dwie osoby. Zamrugałem, przyglądając się im z zaciekawieniem.
- Tu jest. Naprawdę nie mam pojęcia co się z tą rybą dzieje. - powiedział jeden, mój domniemany właściciel.
Przynajmniej był przejęty. Przecież jego sterta pieniędzy wyglądała, jakby miała wyzionąć ducha. Czyli sprowadził mi lekarza. Ratunek jak miło... Machnąłem, płetwą rozchlapując wodę.
- Mogę wrócić do akwarium? - zapytałem znużony. - Tu na powierzchni jest znacznie gorzej z oddychaniem... A ja już się lepiej czuje. - skłamałem z szerokim uśmiechem, spoglądając na obie osoby znajdujące się w pokoju. - A nie wybaczcie. Ze mną się nie rozmawia. Ja jestem tylko rybą. Jak to się mówiło... Ryby i dzieci głosu nie mają?

( Doktorku? I need a doctor~ )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz