wtorek, 28 kwietnia 2020

Bishamonten DO Yonkiego

<Poprzednie opowiadanie>
Nie mogłam uwierzyć w to co się działo, kolejne wydarzenia leciały niezależnie ode mnie, a mój umysł wypełniała coraz to większą złość. Miałam ochotę zabić Boga chaosu bardoz boleśnie, aby zapamiętał że ze mną się nie zadziera. Uczestniczyłam w wydarzeniach na które kompletnie nie miałam wpływu, obserwowałam je ale całość przepływała mi przez palce, przez co nie mogłam nawet zatrzymać wydarzeń. Zanim się obejrzałam staliśmy w ślepym zaułku. Wkurzyona niemiłosiernie miałam ochotę zabić Boga tu i teraz po czym czym prędzej stąd zniknąć i wrócić do swojego normalnego życia. Rzadko bywałam wśród ludzi, więc doprawdy ten symbol na mojej dłoni nie byłby takim utrapieniem, ale nie mogę pozwolić aby moi zleceniodawcy to odkryli, mogłabym mieć duże problemy, a wolałabym je uniknąć w tym jedynym aspekcie życia jakim była moja praca. Już wystarczająco miałam kontaktu z chaosem i problemami, większych nie było mi w pracy potrzeba. Westchnęłam męczeńsko słysząc słowa Yonkiego, musiałam przyznać mu rację, że dobrze by było się stąd ulotnić. Ale wpierw musiałam odzyskać broń. Pojawiła się w moich rękach na powrót, po czym złapałam ją pewnie w dłonie, żeby po chwili wróciła do swojego poprzedniego stanu, ba, co więcej jeszcze lepiej naostrzona. Zniknęła jednak po chwili, była za ciężka i za duża aby z nią podróżować. Zagwizdałam przez palce, po czym w ciągu kilku sekund nad nami pojawił się ogromny cień Kurahy. Równie co szybko się pojawił tak samo wylądował, dzięki czemu swobodnie mogłam na niego wsiąść.
- Gdybyś nie wzbudził mojego zainteresowania zostawiła bym Cię tutaj w cholerę. - mruknęłam przymykając oczy, po chwili jednak uśmiechnęłam się i spojrzałam w oczy boga z lekką iskrą. - Masz szczęście, że nie umiem odzwyczaić się już od chaosu. - dodałam kiwając lekko głową w swoją stronę, dając znak Yonkiemu aby wsiadł na lwa. Zrobił to z lekka niepewnie, aczkolwiek po chwili usadowił się za mną na stworzeniu, które wydało zaledwie krótki pomruk niezadowolenia po czym spokojnie wzbił się w powietrze.
- Co mam rozumieć przez twoje słowa? - spytał, po dłuższej analizie wypowiedzianego przeze mnie zdania.
Wzruszyłam zaledwie ramionami, będąc pewna ze i tak nie mogłabym mu tego wyjaśnić. Chociaż wprawdzie Yonkiemu na pewno spodobała by się moja praca i domyślam się że idealnie by sobie w niej poradził.
Po kilkunastu minutach lotu wylądowaliśmy wreszcie, niedaleko granic zamkniętego miasta, tutaj nikt się nie zapuszcza, więc powinniśmy być bezpieczni. W końcu musieliśmy uciekać... Z westchnieniem zeszłam z grzbietu lwa głaszcząc go przy tym lekko po głowie. Przecież musiało być jakieś wyjście, to było nie możliwe, że tak łatwo dałam się podejść! Miałam sobie to za złe, że pozwoliłam Bogu Chaosu tak bezceremonialnie mnie wciągnąć w to wszystko. Pozwoliłam sobie na chwile stracić czujność i skończyłam z symbolem organizacji przestępczej na dłoni.
- Nie mam za dużo czasu, jak wezwą mnie do pracy niezwłocznie muszę się do niej udać, kilka dni nam wystarczy na tę akcję? - spytałam poważnym tonem. Byłam gotowa nawet zostawić go w środku pola walki jeśli będę musiała udać się do pracy, to kwestia pierwszorzędna, chociaż na pewno nie chciałabym go zostawiać na lodzie. Nawet jeśli wciągnął mnie w to wszystko wbrew mojej woli.
- Oczywiście! - zawołał z uśmiechem, aczkolwiek nie wierzyłam mu na słowo, zresztą jak każdemu. Jednak jeśli to się zbytnio przedłuży to Yonki będzie musiał ponieść tego konsekwencje. - Gdzie tak w ogóle jesteśmy? - spytał przyglądając mi się uważnie.
- Przy granicy zamkniętego miasta, nie oddalaj się za bardzo, nie wolno nam tu w zasadzie być. Poza tym łatwo można się tutaj zgubić. - wyjaśniłam spokojnie, to, że znajdowaliśmy się obok najniebezpieczniejszego miejsca w całym Immensite nie robiło na mnie wrażenia.
- Skąd tyle wiesz? - spytał podejrzliwie, na co jedynie westchnęłam. Nie musiał znać prawdy i tak nic by do jego życia nie wniosła.
- To raczej oczywiste. Zamknięte Miasto jest nie bez powodu zamknięte i omijane szerokim łukiem.
Nagle w spojrzeniu Boga coś się zmieniło, zobaczyłam w nim iskrę zaciekawienia i fascynacji. To nic dobrego nie świadczyło
- Przejdziemy się kiedyś do zamkniętego miasta?! - spytał energicznie, kołysając się.
Spojrzałam na niego gniewnie. Co on sobie myślał?! To nie była zabawa, powrót z miasta był niemal niemożliwy. Nawet rząd nie chce tam już za bardzo nikogo wysyłać w obawie przed tym, że nie wrócą. To była strefa, którą powinno się omijać i nie myśleć nawet o tym co może znajdować się w środku, a nie park rozrywki, do którego można się przejść ot tak!
- Zapomnij. - mruknęłam jedynie. Nie miałam zamiaru mu tego wszystkiego tłumaczyć, nie był dzieckiem, więc musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, a tam jego moce mogłyby w sumie tylko przysporzyć mu kłopotu. - To nie jest plac zabaw. Wśród ludzi możemy się wydurniać, ale tego miejsca trzeba unikać jak ognia. - dodałam widząc niezadowoloną minę Boga i jego pytający wzrok. - Jaki mamy w ogóle plan? Będziemy latać z tymi znaczkami licząc, że ktoś nas zgarnie do siedziby? - spytałam.
Jeśli nie miał planu to chyba naprawdę go zabiję, nie można działać tak lekkomyślnie i pochopnie! Wejście między szeregi organizacji przestępczej to może być dla nas jako Bogów zabawa, ale nie mogę pozwolić na straty w ludziach. Doskonale wiem jak działają takie organizacje, więc musimy sami działać ostrożnie. Chociaż sama przyzwyczajona raczej do walki od razu, mogę mieć problem z opanowaniem się. W sumie omal nie poderżnęłam gardła swojemu pobratymcu. Westchnęłam lekko, nie mogę pozwolić sobie na utratę zimnej krwi. Nie jestem w pracy aby móc sobie pozwolić zaszaleć, chociaż wśród ludzi dawno tego nie robiłam i z przyjemnością bym do tego wróciła. Lekkie zamieszanie chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło?

Yonki? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz