wtorek, 12 maja 2020

Hashi DO Lamelle'a

<Poprzednie opowiadanie>

Naprawdę nie miałem ochoty użerać się z nieznajomym. Liczyłem na godziny spokoju kiedy moja cała grupa wyjechała do pałacu na pokazy. Niestety napatoczył się nieproszony gość i teraz przyszło mi przyglądać mu się kiedy dostawał ataku paniki. Czyżbym aż tak był przerażający? Nawet mu krzywdy nie zrobiłem a po ogłuszeniu nie zostanie nawet ślad. Więc czego tak się wystraszył? Podszedłem do niego bliżej, dostrzegając, że nie jest to dywersja rozwiązałem sprawnym ruchem sznury, przez co opadły bezwładnie na podłogę z cichym, pustym odgłosem. Niewiele to jednak pomogło mojemu 'gościowi', nadal się trząsł, jeśli nie bardziej niż wcześniej. Niezbyt wiedziałem co mam z nim zrobić, wprawdzie wystarczył jeden telefon aby go stąd wyniosła policja czy karetka, jednak czy było mi potrzebne to zamieszanie? W żadnym wypadku. Poza tym nie wydawał się być niebezpieczny, zwłaszcza że dostawał ataku paniki z nieznanych mi powodów, kiedy nawet mu nie wyrządziłem krzywdy.
W pomieszczeniu zapanowała niesamowita cisza przerywana jedynie płytkim i przyspieszonym oddechem nieznajomego. Wprawdzie powinienem go jakoś uspokoić, nie wydawał się włamać tutaj z premedytacją lub złymi zamiarami... Chociaż ekshibicjonizmu nie popieram... Przypilnowałem aby siedział i nie przewrócił się dalej na ziemię. Zmusiłem mężczyznę aby na mnie spojrzał, co było zaskakująco trudne, jako że cały czas się trząsł i kręcił. Spojrzałem pewnie w złote tęczówki nieznajomego, zdradzały niepewność i chaos jaki zawitał w jego duszy. Wszelkie słowa zdawały się kompletnie nie docierać do intruza, jako że nie dostawałem żadnej reakcji na nie, oczy mężczyzny jedynie wpatrywały się we mnie z mieszanką przerażenia i innych, nieznanych mi, emocji, a usta starały się cały czas zebrać dostępne powietrze, które i tak widocznie nie pomagało. Jeszcze chwila a zacznie się hiper-wentylować. Jak za długo to potrwa będę zmuszony wezwać lekarza, nie żebym nie był ku temu jakiś chętny. Nie miałem ochoty na kolejne nieoczekiwane spotkanie. Musiałem jednak dopilnować, aby nieznajomy nie stracił mi przytomności, bo wtedy kompletnie już nie będę wiedział co zrobić. Usiadłem naprzeciwko wpół leżącego intruza i zmusiłem go lekkim pociągnięciem aby nie osuwał się dalej na ziemię i usiadł. Jeszcze bardziej się wystraszył, gdy tylko pociągnąłem go do siadu za ubrany szlafrok, i złapał panicznie mój nadgarstek orientując się, że nie jest już związany. Długi rękaw kimona zsunąłem na dłoń po czym zakryłem usta mężczyzny, utrudniając mu tym lekko oddychanie, aczkolwiek był to najszybszy sposób aby wrócił na ziemię. W ataku większej paniki zaczął się szarpać.
- Uspokój się. - powiedziałem stanowczo, aczkolwiek spokojnie, nie odwracając wzroku od przerażonych oczu nieznajomego. Mimo że przestał się szarpać to uporczywie i kurczowo trzymał rękę, która zakrywała mu usta. Dopiero po kilku minutach oddychania przez materiał jego oddech się z lekka unormował. Nie byłem lekarzem, ale różne rzeczy się działy na lekcjach, zdążyłem nauczyć się czegoś dzięki swoim podopiecznym. Cóż za ironia. Oddychanie przez materiał pozwoliło na zmniejszenie ilości tlenu, mimo że na pewno nadal trwał atak paniki to już nie straci mi przytomności przez hiperwentylacje. Gdy się z lekka uspokoił zabrałem dłoń z jego twarzy. - Nie mam zamiaru robić Ci krzywdy, gdybym chciał już dawno bym to zrobił. - powiedziałem tym samym, przepełnionym spokojem, tonem.
Zajęło długą chwilę większe uspokojenie mężczyzny, nadal głęboko oddychał i mogłoby się wydawać, że ciężko. Mimo tego w końcu udało mu się uspokoić na tyle aby móc zacząć w miarę normalnie ze mną rozmawiać. Siedziałem nadzwyczaj spokojnie naprzeciwko mnie, cała irytacja powoli zaczęła przemijać. Mimo wszystko nie poganiałem nieznajomego z mówieniem, wolałem poczekać, aż się do końca uspokoi. On jednakże nie miał zamiaru na to czekać i w momencie w którym mógł już cokolwiek z siebie wydusić zaczął mnie przepraszać. Wywołało to u mnie lekki odruch śmiechu, który objawił się nieznacznym uśmiechem. Westchnąłem spokojnie cały czas uważnie przyglądając się mężczyźnie, mimo wszystko jakikolwiek dystans zmniejszyłem, więc mógłby spokojnie  mnie zaatakować, chociaż nie wyglądał jakby miał taki zamiar.
- Naprawdę... Bardzo przepraszam, że w ogóle się tutaj znalazłem.. - wydukał dość cicho. - Nie chciałem się włamać, to.. była tylko ciekawość... I ten atak-
- Nieistotne. - przerwałem mu spokojnym tonem zanim skończył swoją wypowiedź. Teraz wpatrywał się pusto w podłogę, uporczywie unikając ze mną kontaktu wzrokowego. Nie dziwiło mnie to, zdawał się być naprawdę zażenowany i zakłopotany tą sytuacją, aczkolwiek wolałbym aby patrzył mi w oczy kiedy rozmawialiśmy. Nie kazałem mu jednak patrzeć na mnie gdy mówił, nie był moim uczniem, więc w zasadzie nie mogłem ot tak mu kazać się dostosować, nawet jeśli jeszcze przed chwilą siedział związany na mojej kanapie. Nie zawadzało mi nawet, że siedzieliśmy na ziemi, przywykłem do tego, jako że często zdarzało mi się medytować na pustych panelach. Tak twarde i stabilne podłoże pozwalało na całkowite skupienie. Pokręciłem lekko głową, zdając sobie sprawę, że zbytnio skupiłem się na rozmyślaniu i wpatrywaniu w mężczyznę. - Jak się nazywasz? - spytałem nagle, co wywołało lekkie zmieszanie na twarzy nieznajomego. Podniósł nawet na mnie wzrok na krótką chwilę, jednakże równie szybko go spuścił. Gdzie się podziała jego pewność siebie jeszcze sprzed ataku paniki?
- Lamelle Pes. - odparł nadal cicho, nie mogłem ukryć, że gdyby nie całkowita cisza w pomieszczeniu mógłbym mieć problem z usłyszeniem jego słów.
- Hashi Zen. - przedstawiłem się z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem, nie mogłem mieć pewności, że Lamelle go zobaczył ponieważ nadal uporczywie trzymał głowę zwieszoną w dół. - Powiesz mi więc co tutaj robisz? Jak tu trafiłeś? Wokół tylko same puste tereny, niewiele osób jest w stanie tu dotrzeć bez dokładnych instrukcji. - zagaiłem dość ciekawy odpowiedzi. Wokół poza nami nie było praktycznie żywej duszy, poza zwierzętami zamieszkującymi te tereny nie można było spotkać kogoś innego. W końcu były to bardzo rozległe obszary, specjalnie dostosowane do treningów, specjalnie nikt tutaj nie przebywał, każda grupa obowiązkowo musiała nauczyć się radzić sobie w dziczy. Mimo, że aktualnie istniał ogrom udogodnień życia, to nie brakowało chętnych do takiej nauki survivalu, dawał on dużo zabawy ale i przydatnych umiejętności. Długo musiałem czekać, aż mój gość namyśli się nad odpowiedzią i wreszcie odpowie, nie przeszkadzało mi to jednak, byłem cierpliwy, więc pozwalałem na te długie momenty ciszy, podczas której Lamelle widocznie rozmyślał, podobnie ja pozwalałem sobie popłynąć w umyśle. Starałem się jednakże nie tracić czujności, nigdy nie można było jej odpuszczać, bo to rodziło same problemy.
- Ja... podróżowałem, i gdy trafiłem z pustyni do lasu był istnym błogosławieństwem... Jak zobaczyłem staw obok domu, no nie mogłem się powstrzymać, żeby nie popływać. Potem wzbudziła się we mnie ciekawość. Nie zdążyłem nawet wejść, bo skutecznie pozbawiłeś mnie przytomności... - odparł w końcu, czyli jednak przypadkiem do mnie trafił. Westchnąłem delikatnie.
- Wybacz więc mi za takie powitanie. - powiedziałem. - Naprawdę rzadko ktoś tu obcy bywa, a jako że mojej grupy nie ma, to tym bardziej nie spodziewałem się kogoś spotkać. - wyjaśniłem. Nie chciałem też tak straszyć mężczyzny, nie przypuszczałem jednak takiego obrotu spraw i że dostanie ataku paniki. Chociaż nawet gdybym wiedział, nie omieszkał bym w środki ostrożności. Nadal nie mam pewności co do jego zamiarów, aczkolwiek teraz jeszcze mniej groźny się wydawał. Pozory potrafiły mylić, aczkolwiek postanowiłem obdarzyć mojego gościa niewielkim kredytem zaufania. Podniosłem się z drewnianych paneli i uśmiechnąłem delikatnie. - Co powiesz na herbatę? - zaproponowałem, przez co mężczyzna znów podniósł na mnie lekko zdziwiony wzrok, jednakże pokiwał twierdząco głową, ponownie wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. - Zaparzę zieloną, pomoże ci się bardziej uspokoić. - uprzedziłem. Nie miałem zamiaru ostrzegać go przed wyjściem, jeśli chciał wyjść proszę bardzo, jednakże szybciej by się tu zgubił niż mógłby przypuszczać. Tereny te nie dość, że bardzo obszerne to niezmiennie magiczne. Znałem też je jak własną kieszeń, więc bez problemu mógłbym nieproszonego gościa znaleźć gdyby zaszła taka potrzeba. Jednakże wątpiłem aby spróbował, kuchnia nie była aż tak daleko, więc raczej bym zauważył jego ruch, ponadto zdawał się być nadal wystraszony i zmieszany zaistniałą sytuacją. Poszedłem do wspomnianej kuchni i zacząłem grzać wodę na herbatę, będzie musiał chwilę poczekać, jako że samo zaparzenie powinno trwać dziesięć minut. Tyle też zamierzałem czekać, nienawidziłem źle zrobionej herbaty. Przygotowałem dla nas dwa naczynia i czekałem aż liście herbaty odpowiednio nasiąkną i wypuszczą esencje. Zapatrzyłem się we wspomniany napar i nawet nie odczułem przeminięcia wymaganego czasu. Po zalaniu naparu wróciłem do towarzysza i postawiłem przed nim naczynie. - Skoro już do mnie trafiłeś, powiesz dokąd zmierzasz? - zapytałem usadawiając się na powrót na podłodze, było tam całkiem wygodnie. W sumie towarzystwo na te dwa dni mogło być całkiem ciekawym pomysłem, nawet jeśli nie zdarzało mi się pozwalać komukolwiek nocować w moim domu, to doświadczenie czegoś takiego mogłoby być naprawdę interesujące. Ponadto skoro wspomniany Lamelle podróżował i trafił tutaj kompletnym przypadkiem, na pewno nie miał zapewnionego żadnego noclegu. Nie wątpiłem, że doskonale by sobie tu poradził, jednak sporo czasu by minęło zanim udało by mu się przedostać przez cały ten las i inne tereny szkoły i trafił by do najbliższej miejscowości.

Lamelle? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz