wtorek, 7 kwietnia 2020

Lorelei DO Jakurai'a

Rozbudziłem się dopiero na następny dzień. Skąd to wiedziałem? Najpewniej dlatego, że promienie słońca zaczęły grzać mój ogon, wystający z wanny. Oczywiście zostawili mnie w tym baseniku... Nie... Moment...
Otworzyłem oczy, rzucając okiem po pomieszczeniu. Przecież to było całkowicie obce miejsce... Raptownie się podniosłem i rozglądnąłem. Wydawało mi się, że raczej nikt mnie nigdzie nie zabierał. Zmarszczyłem brwi, próbując sobie przypomnieć co się tak właściwie działo.
- Definitywnie miałem jakieś apogeum choroby, w szczególności swędzenia... Potem mnie przenieśli z akwarium... Chyba po kogoś dzwonili. O! Tak to musiało być to! - pacnąłem ręką w brzeg wanny.
Czyli to miało być miejsce, gdzie mieli mnie leczyć. To definitywnie nie szpital mimo tego jednak wolałem, by nim nie był.
Ręką przejechałem wzdłuż ramienia, by zacząć się drapać. Dopiero po dłuższej chwili pojąłem, że nie musiałem się nigdzie drapać, gdyż swędzenie było dosyć znośne w porównaniu z wczorajszymi objawami.
- Przestało swędzieć? - zaskoczony się obejrzałem, szukając jakichś dziwnych oznak. Opadłem do wody z błogim uśmiechem. Było jej ty zdecydowanie za mało. Spojrzałem w kierunku kranu i diabelsko się uśmiechnąłem. Przecież nic się nie stanie, jeżeli napuszczę jej troszeczkę więcej. Bez większego namysłu go chwyciłem za niego i odkręciłem. Chwilę tak nim kręciłem, poszukując odpowiedniej temperatury wody. Usatysfakcjonowany klasnąłem w dłonie. Wreszcie mogąc się rozkoszować świeżą wodą, napływającą do zbiornika. W ten sposób mogłem sobie żyć, nawet mieszkać.
Skoro sprawa wody została rozstrzygnięta, zacząłem dokładniej przyglądać się otoczeniu.
"A jeśliby tak spróbować..."
Próba przemiany ogona w nogi jednak nie poszła jak po mojej myśli. Nadal miałem swój kochany rybi ogonek.
- Okej z tym też mogę pracować. - mówiąc to do siebie, podniosłem się na rękach i jak najciszej się dało, wyślizgnąłem się z wanny.
Podczołgałem się do drzwi i wlepiłem wzrok w klamkę. Wydawała się wręcz nieosiągalnym celem... Teraz trzeba było wymyślić jak je otworzyć, nie naciągając sobie ramienia. Chwyciłem się umywalki i drugą ręką sięgnąłem do klamki. I tak oto drzwiczki stanęły przede mną otworem.
- Oh brawo Lorelei, jaki z ciebie jest geniusz. Całkiem nieźle jak na rybkę na suchym lądzie. - dumny z siebie opuściłem się znowu na kafelki.
Z zaskakującą gracją przeczołgałem się na panele. Na szybko zbadałem wzrokiem korytarz. W sprawie całego wystroju. Musiałem przyznać całe wnętrze było w przyjemnych dla oka kolorach. Chociaż dodałbym więcej niebieskich czy też błękitnych barw oraz jakieś fajne ryby! Przynajmniej dzięki niemu nie musiałem już skakać na drzwi... Na razie. Przeturlałem się do schodów. Złapałem za barierkę i dociągnąłem się do pierwszego schodka, o który oparłem ręce. Próbowałem spojrzeć w dół, aby dowiedzieć się, czy jestem tu sam. Nasłuchiwałem moment. Cisza. Może jednak byłem? Wzięło mnie na to, by coś powiedzieć, zapytać się... Jednakże wtedy moja wycieczka krajoznawcza zostałaby przedwcześnie przerwana. Odrobinę niezdarnie odsunąłem się od schodów. Poruszanie się tyłem było znacznie cięższe niż łażenie na wzór foki.
Zdecydowanie przemieściłem się do drzwi, znajdujących się po drugiej stronie korytarza i popchnąłem je ręką.
Niestety zostały one najwidoczniej zabezpieczone na ewentualny napad zdziczałej ryby z wanny. Dobra świetnie... Szybkim ruchem sięgnąłem rączką do klamki. Usłyszałem w ramieniu ciche strzyknięcie i aż się skrzywiłem.
- Zajebiście... - mruknąłem do siebie pod nosem, chwilę później słysząc kliknięcie klamki.
"Ha! Zostanę kiedyś profesjonalnym włamywaczem!"
Kolejny pokój był znacznie ciekawszy niż łazienka czy korytarz. Łóżko nie było najciekawszym elementem, lecz te zamknięte pudła... Przewierciłem je wzrokiem na wylot, starając się walczyć z jakimś wewnętrznym głosem, rozkazującym mi bym w tempie natychmiastowym sprawdził zawartość pudełek.
Szkoda, iż moja wola nie była na tyle silna, by mnie przed tym powstrzymać. To jak dopadłem do jednego z pudeł, wyglądało niczym wygłodniały pies. Napadający na miskę żarcia po tygodniu głodzenia. Pospiesznie zerwałem taśmę z kartonu, następnie niczym się nie przejmując, począłem wyciągać wszystkie przedmioty z jego wnętrza. Pech chciał, iż nie było w nim nic cennego, czy też ciekawego. Różne książki, które z należytym szacunkiem odstawiłem na bok. Do tego jakieś mało ciekawe drobiazgi. Te już rzuciłem za siebie z kompletnym brakiem zainteresowania. Co tu mogło być więcej do oglądania? Oczywiście pudeł było jeszcze parę, aczkolwiek po rozczarowaniu, jakiego doznałem, teraz nie spodziewałem się w nich już ani części ciała, ani tajemnic. Naraz wśród tych kartonów coś przykuło moją uwagę. Ostrożnie się do nich zbliżyłem, sięgając między nie ręką. Udało mi się pochwycić obiekt, który wzbudził moje zainteresowanie.
I gdy tak z niemałym zadowoleniem z siebie dumnie machałem płetwą na boki, usłyszałem za sobą trzask. Pod wpływem impulsu odwróciłem się, kompletnie zapominając o trzymanym instrumencie. Rozległ się kolejny trzask. Tym razem znacznie głośniejszy, ponieważ reszta pudeł się wywróciła, o mały włos mnie nie przygniatając. Na moje szczęście zdążyłem jeszcze, pochwycić gitarę nim ta upadła na ziemię. Po tym wszystkim zamarłem w bezruchu.
"Oby nikogo nie było. Błagam oby nikogo nie..."
Ma kompletnie desperacka prośba w głowie została przerwana jakimiś odgłosami z dołu. Zbyt szybko zmieniły się one w kroki na schodach. Tak oto w napływie kompletnej paniki porzuciłem instrument, żeby zacząć szukać miejsca do ukrycia się. Ucieczka nie wchodziła w grę no bo jak. No JAK CZOŁGAJĄC SIĘ JAK FOKA MAM UCIEKAĆ?! Nie pozostało mi nic innego jak pełne paniki wturlanie się pod łóżko. Tam schowałem twarz w rękach, modląc się by to była jakkolwiek dobra kryjówka. Co z tego, że ogon się tam nie zmieścił. Może nie zauważy... Gdy usłyszałem kroki w pokoju, zamarłem. Na moment dosłownie przestając oddychać. Po chwili zatkałem sobie uszy, a oczy zwyczajnie zacisnąłem. Tak, aby nie musieć słyszeć ani patrzeć. Owa niepewność trwała jak mi się zdawało wieki. Jedynie mogłem błagać w myślach by osoba, przecież nie było tu nic ciekawego. W tym momencie poczułem dwie ręce na ogonie. Delikatnie mimo to zdecydowanie wyciągnięto mnie z mojej wspaniałej kryjówki. Pierwsze co zrobiłem, to zacząłem się wiercić. Próbując jakoś uwolnić rybią część ciała. Dopiero gdy poczułem, że płetwa została uwolniona, odważyłem się otworzyć oczy i zdjąć ręce z uszu. Zamrugałem, spoglądając na istotę, przez którą zostałem "zaatakowany". Na moment oniemiałem z wrażenia, dalej wpatrując się w mężczyznę.
- H-hejkaaaa? - wydukałem, jak najentuzjastyczniej się dało, przy czym uroczo się uśmiechnąłem. - Chyba się zgubiłem...

( Jakurai? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz