czwartek, 14 maja 2020

Arahabaki DO Kimiko

Po dość długiej nieobecności we własnym domostwie oraz zakładzie, przyszedł czas na rutynową kontrolę. Sprawdzenie pracowników, maszyn i przejrzenie papierów. Nie było to dla niego jakieś pasjonujące zajęcie, ale nie da się ukryć, że nic ciekawszego nie miał do roboty, a za dwa dni znów gdzieś na dłużej wyjeżdża.
- Nie sądzisz młodzieńcze, że to najwyższy czas się ustatkować? - spytał jego wierny pracownik, zaglądając do biura. Był to starszy człowiek w sile wieku, mający już wiele przygód za sobą. Typowy masywny robotnik z czerwoną chustką zawiązaną na głowie, by czasem siwe kosmyki nie przeszkodziły mu w pracy. Dużo przeżył. Świadczy o tym nie tylko zmęczony wzrok, ale i również zharowane dłonie, otarte oraz pełne różnych blizn, a przede wszystkim opalone wraz z ramionami i szyją. Idealnie odznaczało się to na białej koszulce, którą starzec nosi podczas pracy. Widać, że spędził nie jeden dzień na zbieraniu winogron na terenie winiarni.
- Jestem starszy od ciebie, Silver. - mruknął Arahabaki, wpatrując się w jakąś kartkę. Obecność starca nigdy mu nie przeszkadzała. Dogadywał się z nim jak ze starym przyjacielem. Rozumieli się, a strzec nie raz dzielił się z nim różnymi mądrościami i miał odwagę mu się postawić albo wytknąć błąd. Również dzięki temu zdobył sobie szacunek u tego narwańca zwanego bóstwem. Od tamtego czasu zawsze go zastępuje w zakładzie, gdy ten wyrusza w nieznane. Raz na krótko, a innym na dłużej.
- W przeciwieństwie do ciebie nie żyje wiecznie. - odpowiedział chrapliwym głosem i od razu przysiadł na krześle naprzeciwko biurka. - W końcu mnie tu zabraknie. Wtedy kto się zajmie tą hołotą, gdy sobie znów gdzieś pójdziesz? Mój czas jest policzony.
- Nie gadaj takich głupot. - odstawił papiery. - To ja jestem bóstwem czasu i śmierci. Nie dam ci tak szybko odejść. - dodał, podnosząc się z miejsca, a na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech. W odpowiedzi starca usłyszał jedynie zmęczone westchnienie. Wtedy również od razu spojrzał z boku na mężczyznę, który podpierał dłonią głowę i wpatrywał się w podłogę. Mina mu zmarkotniała. Dobrze wiedział, że w końcu nadejdzie ten moment i będą musieli się pożegnać, ale naprawdę tego nie chciał. Nie ma drugiej takiej osoby, z którą by tak się dogadał. Nawet nie napotkał takiej kobiety. W sumie nawet rzadko która chce po prostu pogadać. Zawsze przede wszystkim chodzi o pieniądze. Bez dłuższej chwili zwłoki włożył kapelusz na głowę i skierował się do wyjścia.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszał pytanie starca.
- Przejdę się. Może zabiorę się z dostawcami. - wzruszył ramionami. Jeszcze nie do końca wiedział, czym chciał sobie zająć myśli, a samotnie pije się najlepiej tylko wieczorami.
Jego firma zaopatruje tutejsze karczmy oraz bary, jak i sklepy monopolowe. Już nie raz miał plany rozsławić swoje przedsiębiorstwo, a w zasadzie najlepsze wino na resztę Królestw, ale nigdy nie może na to znaleźć czasu. Zawsze ma coś innego w głowie. Poza tym dobrze mu się wiedzie. Po co to zmieniać?
Po całej wycieczce wstąpił do jednej z karczm. Stwierdził, że potrzebuje małego rozluźnienia w postaci mocnego wina, ewentualnie whisky, lecz za nim w ogóle zdążył przekroczyć próg budynku, zauważył małą wrzawę tuż przy barze. Nikt z zebranych za bardzo nie reagował. Jednak jak tak można, gdy kobiecie dzieje się krzywda? Jakim trzeba być dupkiem, żeby bezkarnie bić taką piękną istotę na tym świecie? Arahabaki, ten jakże wszechpotężny bóg, nie mógł ot tak tego zignorować. Od razu wziął sprawy w swoje ręce.
- Hej, koleszko. - warknął, uderzając pięścią o ścianę, przy której stanął. Wśród zebranych nastąpiło wielkie poruszenie. Wszystkie oczy wpatrywały się w niego, a w zasadzie na ogromne pęknięcie, po którym zostawiła ślad boska pięść. Nawet ten niewychowany dupek raczył spojrzeć wraz z na pewno niesłusznie uderzoną panną. Zresztą wciąż ją trzymał. Pewnie na zwykłym policzku by się to nie skończyło. - Zostaw dziewczynę, to nie będę robił większych problemów. - odezwał się, gdy tylko nastała głucha cisza. Karczmarz schował się za barem, a parę osób postanowiło zejść z drogi rudzielcowi. Każdy już dobrze wiedział, jak to się skończy, ale ten dupek i tak nie był świadomy, w co się właśnie wpakował. Oznajmił to od razu, gdy tylko odepchnął brutalnie dziewczynę gdzieś na bok i zdjął jakąś torbę, którą uparcie przy sobie trzymał. Był trochę nawalony, w dodatku wkurwiony. Istnieje na to jedyne lekarstwo.
- To chodź tu mały. - odezwał się i popełnił w tym momencie kategoryczny błąd. Już nawet nie miał co liczyć na litość.
- Heh. - rudy parsknął śmiechem, po przestąpieniu paru kroków do przodu. - Kogo ja oszukuje? I tak czeka cię niezły wpierdol. - po tych słowach jego ciało pokryła czerwona aura i parę dobrych rzeczy w jego pobliżu zaczęło się unosić. Jeśli ktoś liczył na coś spektakularnego, to jest w złym miejscu. Była to bardzo szybka potyczka, a rudy z łatwością wykopał go z karczmy na zbity pysk. Ma szczęście, że dał mu żyć. Jednak jeśli drugi raz go spotka, to nie ma już co liczyć na kolejną szansę.
- Z grawitacją nie wygrasz. - mruknął na odchodne, zostawiając tego dupka na bruku, a samemu wracając do środka. Pierwsze co zrobił, to wziął jego torbę i podszedł do dziewczyny.
- Nic ci nie jest? - spytał, zauważając jedynie jej czerwony ślad na policzku. Była ładna. W zasadzie pierwsze, na co zwrócił uwagę to jej twarz i piękne włosy. Poza tym gdzieś w środku cieszył się, że nie trafiła mu się jakaś deska do krojenia, tylko prawdziwa kobieta.
- Nie. - odpowiedziała krótko. - Poza tym nie musiałeś się wtrącać. Jakoś bym... - musiał jej przerwać.
- Zrobiłem to. Cieszę się z tego, a ten koleś sobie zasłużył. - powiedział z uśmiechem. - A z racji tego, że stało się to tutaj na moich oczach, chcę to pani jakoś wynagrodzić. Napije się może pani ze mną? - spytał, przywołując karczmarza, jednocześnie kładąc torbę tego kolesia przy dziewczynie.

(Kimiko~? Dasz się namówić?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz