poniedziałek, 7 września 2020

Arahabaki DO Kimiko

<Poprzednie opowiadanie>

Nigdy nie przyświecał mu jakiś cel w podróży tak jak teraz. Winiarnie często zostawiał swoim pracownikom praktycznie z dnia na dzień bez wczesnego uprzedzenia. Raz na krócej, a raz dłużej... Nigdy nie wiedział, kiedy wróci, czy w ogóle wróci, co będzie robić. Znikał bez słowa. Większość własnego życia spędził na spontanicznych decyzjach, więc tamtejszej nocy było tak samo. Nie minął nawet tydzień od pożegnania się z Kimi, a ten już był gotowy na małe odwiedziny. Odkąd pożegnał się z dziewczyną, nie umiał się na niczym skupić. Jej temat stał się nieodłączną częścią jego myśli. Wszystkie jego zmysły nie dawały mu zapomnieć o kobiecie z jego snów, z którą spędził jeden z lepszych wieczorów w swoim życiu. Chciał znowu dotknąć jej delikatnej skóry. Spojrzeć prosto w jej rubinowe oczy. Po raz kolejny posmakować jej kuszących i gorących ust, poczuć znów jej zapach wraz z lekką wonią dziwnie znajomych mu perfum...
Można to nazwać miłością czy po prostu była to chora obsesja, którą tylko potęgowała jego tęsknota?
Szukał w sobie, choć odrobinę silnej woli, która pomogłaby mu skryć w sobie te zbędne namiętności i zrozumieć całą tę sytuację na zimno. Dlaczego w ogóle tak się czuł? Jakby coś o dziwo go zabijało od środka...
W skupieniu mącił resztką białego wina w kieliszku, wbijając wzrok w ruszającą się na boki ciecz. Nawet na picie nie miał ochoty. Picie w samotności przestało mu dawać jakąkolwiek przyjemność. Aż trudno uwierzyć, że jedna osoba była w stanie tyle zmienić w jego życiu.
- Miłość i nienawiść, to dwa rogi tej samej kozy chłopcze. - oznajmił staruszek Silver, przekraczając próg gabinetu, jednocześnie wycierając dłonie o biały fartuch.
- Jestem od ciebie starszy. - wymruczał, trochę znudzony. Dość często musiał mu to zaznaczać. - Żaden ze mnie chłopiec. - obrócił się do niego na krześle, odkładając kieliszek. - I co tym sugerujesz? - spytał, przechodząc rozmową na całość wypowiedzianego przez niego zdania.
- Przede wszystkim potrzebna jest ci koza. Resztą nie powinieneś się przejmować. - odparł, siadając naprzeciwko niego. Arahabaki uśmiechnął się pod nosem, unosząc jedną brew. Od razu zrozumiał aluzję, ale był co do niej dość sceptycznie nastawiony. Oparł się wygodnie o oparcie krzesła z założonymi rękami, dając znać staruszkowi skinieniem głowy, aby kontynuował. Był ciekaw, jak daleko pociągnie ten "kozi" temat. - Granica między miłością a nienawiścią jest bardzo mała. Jedno może stać się drugim i na odwrót.
Rudzielec przewrócił oczami, wydając z siebie głębokie westchnienie.
- Nie jestem pieskiem, który ugania się za każdą napotkaną atrakcyjną kością. - mruknął, wstając i odwracając się do starca plecami. - Za kozą tym bardziej. - dodał bardziej żartobliwie. "Ja potrzebuję kozy? Akurat." Pomyślał, nie chcąc wypowiadać tego na głos. "W dodatku takiej, która jest gorącą bibliotekarką?" Pokręcił głową.
- Koza już i tak wykonała pierwszy krok. Teraz tylko zależy od ciebie, czy się w końcu zdecydujesz.
- Nie nazywaj jej tak. - odwrócił się do niego, opierając dłonie o biurko. - A ja... Cóż. - udał, że się przez chwilkę zastanawia. - Mam czas.- oznajmił, opuszczając gabinet.
- Że co? - usłyszał jedynie za sobą.
- Jeśli kocha, to poczeka!- krzyknął złośliwie, wychodząc z budynku. Nie chciał i nie lubił zwlekać, ale... Nie umiał zaakceptować faktu, że to on musi tym czynem pokazać, że mu zależy i przylecieć do niej po zaledwie paru dniach od pierwszego spotkania.
Wciąż kłócił się z myślami, a nogi w tym czasie same poniosły go do miasta. Jak zawsze spokój i cisza.
Nic ciekawego.
Nuda.
Szedł przed siebie, z rękami w kieszeniach, kopiąc jakiś mały kamień co parę kroków. Rondo kapelusza lekko miał pochylone w przód, a delikatny wiatr wprawiał w ruch jego płaszcz, wiszący mu na ramionach. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Cały czas włóczył się po ulicach, jak zagubiony pies, który nie wie, gdzie jest jego miejsce. Aż w końcu się zatrzymał. Słońce chyliło się ku zachodowi, ulice pustoszały, a jego wzrok utkwił na jednej z największych bibliotek we Wschodnim Królestwie.
"- Jeśli dojdzie do Ciebie wieść o jakiejś kolejnej cennej... księdze, będę wdzięczna, jeśli mnie o tym poinformujesz." Przypomniał sobie jej słowa wraz z końcowym pięknym uśmiechem.
To był najzwyklejszy impuls, który sprawił, że jego boska duma się uciszyła, a sam był w stanie podjąć szybką i... Dość nierozważną decyzję. Plusy były takie, że spotka się z (najprawdopodobniej) miłością swojego życia i samotność nie będzie mu tak doskwierać przez następne lata boskiego życia. Minus taki, że jak nie teraz, to z pewnością później będzie mógł mieć małe kłopoty...
Może i samo włamanie się do biblioteki nie było jakimś czynem wielce karalnym, ale fakt, iż zwinął jedną z najstarszych i najcenniejszych ksiąg trzymanych w tym budynku, już zapowiada, że nie ujdzie mu to płazem.
Wszedł i wyszedł jak gdyby nigdy nic. Zero śladów oraz świadków (przynajmniej tak przypuszczał). Za dużo się nie zastanawiał nad własnym postępowaniem. Kimiko w końcu zasługiwała na coś wyjątkowego, a najprawdziwsze bóstwo jej to wręczy do rąk własnych. Konsekwencje w ogóle się nie liczyły. W końcu, co mu niby zrobią? Potem już wszystko poszło z górki.
Wrócił do firmy, wziął w pośpiechu kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Między innymi karteczkę z adresem od samej dziewczyny, a potem zabrał ze stajni jednego z koni, choć rozważał jeszcze wzięcie motocykla. Jednak ostatecznie wygrał sympatyczny zwierzak.
- Gdzie się wybierasz tym razem? - usłyszał Silvera, gdy akurat kończył siodłać konia.
- Sam powiedziałeś, że potrzebuje kozy. - odpowiedział krótko, wsiadając na zwierzę, upewniając się, że na pewno z podręcznej torbie ma spakowaną kradzioną książkę. - Zrobię to szybko, za nim znów się rozmyślę. - oznajmił, prostując się, łapiąc za lejce i kierując już konia idealnie w stronę Północnego Królestwa. Starał się już o tej sprawie nie myśleć i nie dać się opanować głupim wątpliwością. Rzeczywiście wystarczająco długo zwlekał. Tak więc po raz kolejny bez zbędnych pożegnań, opuścił swoją winiarnię, by po przebyciu trudnej podróży, odpocząć w ramionach swojej obecnej ukochanej.

***

Na leśnej ścieżce towarzyszył mu jedynie głuchy stukot końskich kopyt. Dookoła spowijał go mrok, dzięki czemu jego głowa z czasem zaczęła mu płatać różne nieśmieszne figle. Jego wyobraźnią nie kierował strach, a w zasadzie sam nie chciał tego tak nazwać. Uważał to za zwykłą nieufność w panujący dookoła spokój i ciszę. Powyginane drzewa z daleka przypominały mu potencjalnych napastników. Każdy dziwny podmuch wiatru sprawiał, że wolał się rozejrzeć dookoła. Samo zwierzę, na którym miał okazję siedzieć, również w pewnych chwilach nie zachowywało się za spokojnie. Ciągle gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że wiezie ze sobą skradzioną księgę. Może go ściągają, a on sam trafił na list gończy? Możliwe też, że byli to jacyś inni goście i chcą okraść zwykłego wędrowca? Żadna z tych opcji mu się nie podobała, a przynajmniej w tej chwili. Zawsze jest odpowiedni moment na skopanie komuś tyłka, ale szczerze wolał najpierw zjawić się na miejscu. Samego siebie zbeształ w myślach, za wybranie tego jakże tradycyjnego sposobu na przemieszczanie się między Królestwami. Żałował, że zabrał konia. Za bardzo zdradzał jego pozycję i w każdej chwili mógł się spłoszyć. Miał nadzieję, że przynajmniej jego przeciwnikiem będzie zwykły demon. Te istoty mroku rozlazły się po całym świecie, jak chmara szarańczy i nie miały z nim szans. Koniec z końców postanowił zejść z wierzchowca i samemu go przeprowadzić. Co prawda las zaczynał się przerzedzać i mógł spokojnie ten dystans przebyć na koniu, jednak nie chciał wychodzić na otwartą przestrzeń. Czuł, że zaraz coś się stanie.
Oczywiście, jakby mógł się nie pomylić?
- Opowiesz mi ciekawą historię? - usłyszał delikatny żeński głos, odbijający się echem po okolicy, a po nim cichy oraz przebiegły rechot. Dobrze już wiedział z kim będzie mieć do czynienia. Znał tą demonicę dość dobrze. Cały las spowiła czerwona mgła, koń już nie chciał iść dalej, dlatego Arahabaki postanowił puścić go w samopas, zostawiając przy sobie jedynie torbę, w której między innymi miał osobliwy upominek w postaci ciekawej i przede wszystkim nietypowej lektury.
- Nie mam czasu na twoje sztuczki. - mruknął ze znudzoną miną, a jego ciało pokryła równie czerwona aura, co otaczającą go mgła. Z każdym jego krokiem, drzewa zaczynały znikać, aż w końcu pojawił się na kompletnym czerwonym pustkowiu, widząc jakąś postać zbliżającą się do niego w oddali. Nie tracąc czasu, sam wolał się do niej zbliżyć i po raz kolejny spróbować pozbyć. Niestety demonica zawsze miała o wiele więcej asów w rękawie, niż mu się wydawało.

***

To była długa i zaciekła walka, a ostatnie co z niej pamiętał to własne słowa:
- Och, nadawcy ciemnej hańby nie budźcie mnie ponownie.
Później najzwyczajniej w świecie urwał mu się film. Nie wiedział, co robił, ani co się z nim działo. Te chwile z jego życia po prostu gdzieś umknęły. Jednak z czasem zmusił się do otwarcia oczu, chociażby i na parę sekund. Świat był lekko rozmazany, a on nie umiał ocenić, gdzie się znajduje. Słyszał jakieś stłumione rozmowy zmieszane z dziwnym stukotem, samemu czując ostre zimno. Za nim doszczętnie opadł z sił, wymacał jeszcze dłońmi torbę, którą na szczęście wciąż miał przy sobie. Po tym poczuł lekką ulgę, znów tracąc przytomność.
Gdy po raz drugi postanowił otworzyć oczy, odniósł wrażenie, jakby znajdował się już w zupełnie innym miejscu. Czuł się też jakoś dziwnie. W zasadzie nie umiał tego dobrze nazwać. W końcu czy bóstwo odczuwa ból jak zwykły człowiek? Nie do pojęcia. To było dla niego wręcz niemożliwe, ale jednak... Właśnie go czuł. Dziwny ból spowodowany... Nawet nie wiedział czym. Od razu się skrzywił, próbując się podnieść. Rude kosmyki zsunęły mu się na oczy, a gdy podniósł głowę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu jego oczom, częściowo zasłoniętymi przez włosy, ukazała się właśnie twarz Kimiko. Był odrobinę zdziwiony jej widokiem i nie wiedział, co powiedzieć. Szybko zgarnął włosy do tyłu, dźwigając się do siadu, chcąc zachować neutralny wyraz twarzy, a nie krzywić się z bólu, jak jakieś małe dziecko.
- Nie tak planowałem się z tobą spotkać. - oznajmił, lekko się uśmiechając.


(Kimiko?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz