piątek, 13 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>

Młoda kobieta o blond włosach krzątała się w kuchni, przygotowując posiłek. W pewnym momencie pochyliła się i pogłaskała swój brzuch wielkości piłki plażowej. To pani Connor, ciężarna opiekunka domostwa Connorów. 9 miesiąc już nosi swoje dziecko, a czas kiedy ono wyjdzie na świat z każdym dniem jest coraz bliższy. Może gdyby spojrzała w górę, w okolice pieca, zauważyłaby małą, różowowłosą istotkę patrzącą na nią z niepokojem, ale tego nie zrobiła. Ludzie nigdy nie patrzą w górę.

     Na ramieniu zawiesiłem sobie fioletową torbę, do której spakowałem cały swój dobytek. W pewnym momencie wstałem, spojrzałem ostatni raz na mojego tymczasowego opiekuna i wyleciałem przez okno. Nie mogę zostać w domu, w którym znajduje się niemowlę. Dzieci są przeurocze, ale zbyt intensywnie czują wszelkie emocje. Radość, strach, smutek – cokolwiek by to nie było usłyszałbym to ze zdwojoną siłą. Boję się tego. Głosy w mojej głowie, nad którymi nie potrafię panować… Aj, aj, aj… Na moje szczęście, dzisiejszego dnia Słońce grzało tak jakby od miesięcy nie pojawiło się na niebie. Zapowiadał się cudowny dzień!

*****

     To okropny dzień. Leciałem już kilka godzin, kiedy zaczął padać deszcz. Dla małej wróżki każda kropka jest jak inny pocisk do uniknięcia, zwłaszcza, że z mokrymi skrzydłami nie da się latać. Musiałem znaleźć jakieś schronienie i to szybko. Nagle zauważyłem las. Już wiem! Schowam się pod drzewami! Przyśpieszyłem i wylądowałem na najbliższym dębie. Usiadłem na gałęzi i skuliłem się w kłębek. Było mi niesamowicie zimno, zwłaszcza, że założyłem tylko krótką koszulkę. Poczułem jak moje ciało zaczyna się trząść a zęba powoli szczękają. To bardzo, bardzo źle. Normalnie się to nie zdarza, ale przeziębienia dla wróżek nie kończą się najlepiej. Mógłbym zmienić się w moją dużą formę, ale minęło już tak dużo czasu, że niemal nie pamiętam jak to zrobić. Spróbowałem okryć się kocem z mojej torby, ale niestety nie dawało mi to zbyt dużej osłony. Jak mogłem do tego dopuścić? Nie wziąć w ogóle ciepłych ubrań… Głupi, głupi, głupi! Zimno stawało się nie do zniesienia. Powoli czułem jak opuszczają mnie siły. Nie dam rady. Resztkami sił opuściłem wzrok i zauważyłem zbliżającą się sylwetkę. Potem była już tylko ciemność.

*****

      Cieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeepłooo. Poczułem na twarzy promyki Słońca, ale bardzo, BARDZO nie chciało mi się wstawać. Zaraz pani Connor wstanie i zacznie robić śniadanie, powinienem już zmykać, jednak łóżeczko tak zachęca… chwileczkę. Przecież wyniosłem się z domu pani Connor. Gdzie ja jestem?! Otworzyłem oczy i wstałem gwałtownie. Zacząłem się rozglądać szukając jakiegokolwiek punktu odniesienia kiedy zobaczyłem…twarz.
Dużą twarz dużego mężczyzny o czarnych włosach i fioletowych oczach.

Co

Się

DZIEJE???


    Czym prędzej wstałem z łóżka i wyczarowałem sobie skrzydła. Potrzebuję czegokolwiek, drzwi, dachu, dziury, czegokolwiek. Rozejrzałem się i zauważyłem okno. Szybko, szybko pomyślałem lecąc w tym kierunku. Słyszałem, że ten Duży na coś krzyczy, ale byłem zbyt przerażony żeby słuchać. Przyśpieszyłem jeszcze trochę i…
Uderzyłem głową w szybę. Cofnąłem się zdezorientowany. Oddaliłem się nieco i zacząłem szukać jakiegoś otworu, może okno jest otworzone? Na próżno. Zrezygnowany opadłem na parapet. Poczułem zbierające się w moich oczach łzy. Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Zwinąłem się w kłębek i zacząłem się lekko kołysać. Boję się, tak bardzo się boję. Ja chcę wrócić, przepraszam, już nie będę… Nie potrafiłem kontrolować łez w swoich oczach. Zacząłem płakać. I wtedy właśnie…

<Aidennnn?>
<Następne opowiadanie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz