wtorek, 17 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>
   Irytacja przypomina mi bzyczenie pszczół w ulu. To takie ciche irytujące uczucie w tyle głowy, którego nie da się pozbyć. Nie lubię tego uczucia. Przypomina mi o tym jaką osobą tak naprawdę jestem – dziecinną, wkurzającą, nie myślącą do przodu… Działam pod wpływem emocji, ale nigdy nie wiem czy te emocje należą do mnie czy do innych. Kiedy trochę już odetchnąłem i się uspokoiłem zdałem sobie sprawę jak bardzo szczęśliwy byłem „grając” z Aidenem w kalambury. Znaczy, nadal mnie przeraża, nadal mu nie ufam. Po prostu wreszcie dotarło do mnie jak bardzo stęskniłem się za kontaktem z drugą osobą. Mojej kuzynki nie widziałem już kilka miesięcy, nie mam pojęcia co u niej słychać. Zostawiłem list w domu państwa Connor, ale nie mam pojęcia jak mnie znajdzie. W dodatku ta choroba… zostałem tu uwięziony. Nie dosłownie, technicznie mógłbym wylecieć w każdej chwili, ale…

Śmierć mnie przeraża. Przeraża mnie fakt, że kiedy odejdę moje ciało zostanie gdzieś porzucone, zgnije i zostanie zjedzone przez robaki. Przeraża mnie fakt, że kiedy umrę nikt nie będzie o mnie pamiętam. Ja nie chcę tak skończyć. Wybrałem swój los i żyję tak od kiedy pamiętam. To wygodne życie, nie mam żadnych zobowiązań, nikt nie mnie nie uwięzi na dłużej.

Tylko czy wygodne życie sprawi, że wreszcie zyskam to czego pragnę? Odpowiedź nasuwa się sama. Jeśli chcę mieć przyjaciela nie mogę cały czas unikać kontaktu. I tak nie ucieknę z tego zamku. Równie dobrze mogę spróbować. Szczerze mówiąc zapomniałem już jak się rozmawia, jak działają relacje.

Aiden wygląda na miłą osobę. Kiedy znalazł mnie w lesie nie zawahał się ani chwili i wziął mnie do siebie. Kiedy zacząłem panikować od razu mi pomógł. Boję się tego, ze zaufam mu za szybko i tego pożałuję. Boję się, że to tylko pozory, a w środku jest paskudą. Tak, boję się dużej ilości rzeczy, ale wydaje mi się, że niektórzy mówią „bez ryzyka nie ma zabawy”, prawda?
- Tak oto witam Cię mój gościu, liczę na jak najlepszą relację. – usłyszałem śmiech czarnoksiężnika – Muszę iść, nie rób nic co mogłoby Ci zaszkodzić. Odpocznij sobie.

Prawda.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową. Aiden wyprostował się i wyszedł na spotkanie. Kiedy drzwi się za nim zamknęły rozejrzałem się po pokoju. Był on przestronny i niezwykle jasny. Przez okno wpadały ciepłe promienie Słońca, które odbijając się w polśniewających firankach tworzyły efekt niemalże rajski. Sypialnia ozdobiona była wieloma roślinami, których utrzymanie na pewno nie było łatwe. Ten pokój prawdopodobnie jest większy od całego domostwa państwa Connor i jednym z największych pomieszczeń, w których kiedykolwiek byłem. Podleciałem do okna chcąc za nie wyjrzeć, ale nagle ujrzałem w nim swoje odbicie. Moje oczy zdradzały jak dużo dzisiaj płakałem. Czerwone i opuchnięte nie świeciły swoją urodą. Uniosłem rękę do policzka dotykając swoich plamek.  Jasne i wyraziste rzucały się w oczy. Odwróciłem się by raz jeszcze by spojrzeć na pokój. Chciałbym się jakoś odwdzięczyć. Czuję, że Aiden zrobił już dla mnie tak dużo…

Wtedy dostrzegłem na łóżku mały fioletowy przedmiot. Przyjrzałem się i… to moja torba! Ale skąd, jak… Ach, ten to pomyślał o wszystkim. Cieszę się, że jej nie straciłem – w środku mam wszystko! Ubrania, kosmetyki, zestaw do…zestaw do…
JUŻ WIEM!!! Wiem jak mogę się mu odwdzięczyć! Czym prędzej podleciałem do swojej torby i zacząłem w niej grzebać. Po chwili znalazłem to czego szukałem – mój stary, dobry zestaw do szycia! Magia wróżek magicznie zmniejsza nasze ubrania kiedy malejemy, ale do tego najpierw musimy być duzi, więc po prostu sam zacząłem sobie szyć ubrania. Potrzebuję jeszcze jednej rzeczy. Wyciągnąłem z torby dużą, białą płachtę. Znaczy „dużą”. Służyła mi zawsze jako koc, ale chyba wpadłem na lepsze zastosowanie. Ma do tego naprawdę idealny rozmiar. Związałem swoje różowe włosy w kucyk odsłaniając twarz i wziąłem się do roboty. Wyszywałem i wyszywałem, mając w głowie pewną wizję tego co chciałem uzyskać. Nie zauważyłem nawet kiedy zaczęło się ściemniać, ręce cały czas miałem zajęte. W końcu po dłuższym czasie żmudnej roboty skończyłem. Przeciągnąłem się i spojrzałem na efekt końcowy. Otarłem pot z czoła i zacząłem pakować swoje rzeczy – nie chciałem robić bałaganu w czyimś domu. Właśnie schowałem swój zestaw do torby, kiedy drzwi do sypialni otworzyły się. Aiden!

Natychmiast wstałem i poleciałem w jego stronę. Musi to zobaczyć! Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć chwyciłem go obiema dłońmi za palec lewej ręki i pociągnąłem w swoją stronę. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czarnoksiężnik uśmiechnął się tylko i wyciągnął rękę:

- Nie męcz się tak lataniem, proszę. Musisz wypoczywać. Po prostu wskaż gdzie mam iść. – kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się podekscytowany. Wskazałem palcem na biurko, które przez ostatnie kilka chwil było moim miejscem pracy. Kiedy wreszcie tam dotarliśmy sfrunąłem na drewno i stanąłem pośrodku mojej niespodzianki.

Przede mną leżała haftowana chustka o barwie bieli. Boki wyszyłem koronką, ale najbardziej dumny byłem z tego co znajdowało się w prawym dolnym rogu. Duża, różowa litera ‘A’ w stylu mocno kaligraficznym. Obok niej leżała kartka, na której jak najładniej tylko potrafię napisałem:

-Dziękuję za ratunek.


<Aiden?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz