niedziela, 5 kwietnia 2020

Jakurai DO Loreleia

Pozwoliłem sobie na jeden dzień wolnego. Potrzebowałem trochę odpoczynku od całego zgiełku miasta, trochę przestrzeni w której będę mógł mieć ciszę. Centrum miasta mnie strasznie męczyło, mimo że miałem blisko do szpitala w którym pracowałem, zaczynało mnie to wszystko dobijać. Kiedy miałem wolne a coś się działo to nawet do mnie nie dzwonili, tylko przychodziła jakaś pielęgniarka, mówiąc że jestem potrzebny. Działało mi to na nerwy. Ale nie mogłem zatrzasnąć im drzwi przed nosem chociaż niejednokrotnie miałem na to ochotę. Moją nadzieją było wyprowadzenie się gdzieś dalej. Porzuciłem mieszkanie w wieżowcu i zacząłem rozglądać się za czymś bliżej... Hm.. Może potrzebowałem tylko takiego domku, zdala od miasta, gdzie miałbym naprawdę kąt dla siebie? Albo taki domek gdzieś na wiosce, gdzie więcej kur niż istot ludzkich? To przyjemna wizja. Ale ta druga niewykonalna. Transport do miasta za długo by zajmował. Ale moja natura wymaga ode mnie tego, zbliżenia się bardziej do świata zwierzęcego, wejścia w bardziej naturalne środowisko jak lasy czy wsie. Chciałbym? Bardzo. Ale mam pracę, której nie mogę ot tak zostawić. Nie tyle że jej potrzebuje aby zarabiać, ale ludzie potrzebują mnie abym ich leczył. Zadarłem głowę do góry i wpatrywałem się w jasne, bezchmurne niebo. Było ciepło i przyjemnie, wiatr nawet nie dawał się mocno we znaki, a wręcz dodawał miłej, letniej bryzy. Wyłączyłem telefon, ale wiedziałem że każdy wydzwania, to już chyba się po prostu czuje w kościach, że nawet jak mam wolne to nie dadzą mi odpocząć. Nie włączyłem jednak urządzenia, aby oddzwonić. Teraz był czas tylko i wyłącznie dla mnie. Dotarłem spokojnym spacerem na obrzeża miasta, gdzie miałem się spotkać ze sprzedawcą. Kiedy dotarłem pod wyznaczony adres postanowiłem chwilę na niego poczekać, jako że mieliśmy spotkać się przed domem. Miałem chociaż czas na przyjrzenie się obiektowi, a im dłużej to robiłem tym bardziej pewny byłem że go kupię. Ten wszechobecny spokój i cisza. To było to czego potrzebowałem. Moją sielanke i rozmyślania przerwał nie kto inny jak sprzedawca tego pieknego budynku. Przywitałem się z nim krótko, po czym zaprosił mnie do środka. Wnętrze było jeszcze przyjemniejsze niż dwór, wydawało się puste, jako że nikt nie mieszkał tu od wielu lat, ale niezmiennie czyste i spokojne. Rozmawialiśmy chwilę przy kawie, siedząc na dużej białej kanapie w salonie, który był połączony też z kuchnią. Dom z zewnątrz wydawał się mniejszy niż był w rzeczywistości w środku, to mnie zadowalało. Rozmawialiśmy trochę żartując i trochę rozmawiając o pieniądzach. One nie stanowiły dla mnie roli, dla takiego miejsca byłem gotów wydać wszelkie środki. O dziwo sprzedawca nie chciał wygórowanej ceny, wyjaśnił wprost, że ten dom dostał w spadku, ale nigdy nie chciał tu mieszkać, więc jak najszybciej chce go sprzedać, aby się nie zniszczył przez czas. W sumie to było dość logiczne, pusty dom szybciej tracił na wartości i szybciej się rozpadał niż ten zamieszkały. Miałem nadzieję że ta posiadłość szybko jednak nie straci wartości i szybko zostanie sprzedana, oczywiście nie komu innemu jak mi. Mężczyzna chętnie przystał na moją propozycję, miał widoczny sentyment do tego miejsca a jednak udało mi się w nim wzbudzić na tyle zaufania aby mi je odsprzedać wraz z tą wartością sentymentalną. Tego samego dnia podpisaliśmy umowę i mogłem spokojnie się tutaj wprowadzać. Tego samego dnia już większość moich rzeczy z mieszkania znalazła się w tym domu. Przytulnym, niewielkim domku, gdzieś na obrzeżach miasta, w jakiejś miejscowości w Królestwie Wschodnim. Niby tak anonimowo i nieznacząco, a jednak wszyscy wiedzieli kim jestem, ale teraz chociaż nie wiedzieli gdzie mieszkam.

Pod wieczór gdy już miałem pewność że nikt po mnie nie zadzwoni, bo w końcu jak skoro mam wyłączony telefon i żadnych znaków życia, sięgnąłem po kieliszek z zamiarem świętowania zakupu. Co prawda w domu i sam, ale nie przeszkadzało mi to. Siedząc na puchowym, białym dywanie cieszyłem się nowym miejscem, moim własnym i prywatnym. Postanowiłem nawet w pewnym momencie włączyć mój telefon, który od razu zamienił się niemal w wibrator, bo teraz właśnie zaczęły przychodzić wszystkie wiadomości i nieodebrane połączenia. Ledwo udało mi się usunąć dotychczasowe, a znów ktoś do mnie zaczął dzwonić, z ciężkim westchnieniem odebrałem telefon. Była to jedyna dzisiaj sprawa, do której miałem zamiar pojechać. Nie dlatego, że to było dla mnie aż takie ważne, a dlatego ze coś mi tam nie grało. Wsiadłem w taksówkę i po kilkunastu minutach znalazłem się w rezydencji. Nie wiedziałem czyjej, ale gdy zaproszono mnie do środka wszystko szybko się wyjaśniło. Wprawdzie od momentu usłyszenia 'ozdoba się rozchorowała' przestałem słuchać całkowicie. Już wiedziałem po co i dlaczego tu jestem i skąd to wygórowane wynagrodzenie za przyjazd. To miała być zapłata za milczenie. W końcu przyszedł do mnie właściciel posiadłości i zaczął tłumaczyć co jest jego rybie. Miałem ochotę rzucić, że nie jestem weterynarzem i wyjść, ale wiedziałem że to tylko metafora. A utwierdziło mnie w moim przekonaniu ujrzenie ledwo żywej syreny w baseniku po środku salonu. Przejrzałem się śladom na skórze i płetwach syreny. Jak dali radę doprowadzić go do takiego stanu? Przykucnąłem przy mężczyźnie i ponownie mu się przejrzałem, kompletnie już ignorując właściciela, który rzucał jakimiś słowami które niezbyt mnie interesowały. Westchnąłem wreszcie lekko, na gadanie faceta, który zapłacił za mój przyjazd i spojrzałem na niego poważnie. Mimo że trochę wypiłem, byłem w stanie określić co tu się dzieje. Rzuciłem do niego tylko chłodno:
- Muszę go stąd zabrać. Jak tak dalej pójdzie to nie dożyję jutrzejszego południa. - Widziałem zmieszanie w oczach i na twarzy mężczyzny, połączone ze strachem i wewnętrzną walką. Nie był idiotom. Wiedział że "jego" syrenka może się wygadać o nielegalnym handlu. Ale skinął lekko głową. Liczył, że jak zapłaci grube pieniądze za lekarza to się nikt o tym nie dowie? Niedoczekanie. Właściciel po chwili wyszedł z pomieszczenia więc zostałem sam z syreną. - Masz siłę na przemianę? - spytałem spokojnym tonem. - Wtedy będzie łatwiej mi stąd Cię zabrać.
W odpowiedzi dostałem słabe pokręcenie głową, fakt, czego miałem się spodziewać. Transport czy tak czy tak i tak będzie bolesny dla syrena, czego bym nie zrobił aby temu zapobiec. Rany które powstały w wyniku drapania i zakażenia będą się na pewno długo goiły. Gdy wrócił mężczyzna i zaproponował że zorganizuje transport, nie zgodziłem się. Nie po to kupowałem dom, żeby ktoś znał mój adres, nawet do taksówki wsiadłem kilka ulic dalej od domu. Wolałem ponadto sam sobie go zorganizować, jako że nie mogłem też później pozwolić aby właściciel przyszedł po syrenę. Podszedłem do nieprzytomnej prawie syreny i podniosłem, w międzyczasie dostałem również koc od pracowników, więc mogłem owinąć nim mężczyznę. Widziałem ten sprzeciw w jego zamglonych oczach, ale też nie był w stanie bardziej na to zareagować. Skinąłem lekko głową na pożegnanie i z pomocą pracowników rezydencji udało mi się wyjść z niej, wraz z syreną. Taksówka czekała więc szybko wsiedliśmy do niej, miałem nadzieję że syren nie przeziębi się przez to dodatkowo. W trakcie drogi nie byłem pewien czy zasnął czy stracił przytomność, ale na pewno czuł większą ulgę niż gdy był przytomny. Pod sam dom dotarłem już sam, musiałem zadbać o swoją prywatność, aby znowu nikt nie przychodził do mnie bez zapowiedzi. Wniosłem syrena do domu i prosto podążyłem do łazienki. Tam włożyłem nieprzytomnego mężczyznę do wanny i zdjąłem z niego koc. Dostosowałem temperaturę i podałem mu lek, aby rano nie czuł takiego swędzenia. Na razie tylko tyle mogłem zrobić, przynajmniej dopóki był nieprzytomny. Z westchnieniem usiadłem przy wannie. W co ja się znowu wpakowałem. To nie mogło skończyć się dobrze, ale nie mogłem pozwolić aby tam wrócił. To mogło skończyć się tylko źle. Na tych rozmyślaniach zasnąłem przy syrenie.

***

Obudziłem się nad ranem, z okropnym bólem kręgosłupa i głowy. Sen w takiej pozycji to nie było dobre wyjście. Wstałem z cichym jękiem bólu i strzeleniem zastałych kości. Mój gość jeszcze spał, więc miałem akurat okazję i czas aby przejść się do sklepu. Bałem się trochę, że mógłby obudzić się pod moją nieobecność, ale musiałem też zrobić mu coś do jedzenia, a jako że wczoraj dom kupiłem to lodówka nawet chyba nie jest włączona. Wyszedłem z pomieszczenia i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Ogarnąłem się szybko i wyszedłem z domu. Szybko dotarłem do pobliskiego sklepu, w którym też dostałem wszystko co potrzeba. Nawet basen odpowiedniej wielkości. Cóż... Wanna dla syreny jest jednak trochę mała. Nim mój podopieczny się obudził wróciłem do domu i przygotowałem mu śniadanie, na ciepło zrobiłem tylko herbatę, nie mając pewności kiedy się obudzi. Położyłem talerz z posiłkiem na szafce obok wanny a sam poszedłem do salonu, musiałem trochę poczytać o tych objawach, jako że nie miałem pewności która to choroba, jako że takie objawy wywoływały dwie. Usiadłem na kanapie z książką medyczną w dłoniach. Miałem zamiar sprawdzać czy mój gość się nie obudził co jakieś pół godziny.

Lorelei?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz