wtorek, 14 kwietnia 2020

Jakurai DO Loreleia

Zaczytałem się dość mocno i nawet nie zauważyłem jak szybko uciekł mi czas, nim się obejrzałem minęło pół godziny. Zdążyłem w tym czasie dowiedzieć się która choroba wywołuje takie objawy i jak ją leczyć, więc nie powinienem mieć teraz problemu z wyleczeniem syreny. Wstałem z kanapy z zamiarem pójścia nadania sobie soku, kiedy usłyszałem jakiś hałas z góry. Początkowo myślałem że mi się wydaje, ale na krótko po nim usłyszałem kolejne hałasy, jakby kolejno coś spadało. Oczywiście czym prędzej wszedłem na górę gdzie cała podłoga była zalana. Otworzyłem drzwi do łazienki, gdzie woda sięgała mi już po kostki, a kran w pustej wannie był odkręcony. Zakręciłem go szybko i wyszedłem z pomieszczenia. Zalaną łazienką zajmę się później. Musiałem w końcu sprawdzić gdzie jest mój gość i czy nie zrobił sobie krzywdy. Nie trudno było go znaleźć jako że zostawiał za sobą mokre ślady od wody. Wyszedłem do sypialni, do której drzwi były lekko uchylone. Wszystkie kartony były porozwalane mój wzrok i uwaga skupiły się jednak na wystającej spod łóżka płetwie. Podszedłem powoli do syrena i delikatnie łapiąc za ogon wyciągnąłem go spod łóżka. Szybko również puściłem płetwę i poczekałem aż spojrzy na mnie. Chwilę trwało zanim się odezwał.
- H-hejkaaaa? - wydukał entuzjastycznie z uśmiechem. - Chyba się zgubiłem...
Spojrzałem na niego spokojnie i lekko westchnąłem. Kucnąłem przy syrenie i pociągnąłem delikatnie za rękę aby usiadł.
- Nic Ci się nie stało? - spytałem, pomimo ogólnemu przyjrzeniu się pacjentowi i nie zauważeniu nowych obrażeń. Syren widocznie był zdziwiony moim pytaniem więc pokręcił zaledwie głową, spodlądając na mnie niepewnie. Cieszył mnie fakt, że nic mu się nie stało pomijając nawet stan moich biednych książek, które prawdopodobnie całe przemokną. - Nie powinieneś wychodzić z wanny. - stwierdziłem z lekkim uśmiechem. Cóż, na razie na pewno tam nie wróci, bo muszę to ogarnąć. Zastanawiało mnie jak mogłem nie zauważyć, że łazienka jest zalana, i prawdopodobnie pokój pod nią też.. - Zjadłeś śniadanie chociaż, które było przygotowane? - spytałem, gdy mi się o tym przypomniało, jeśli nic nie zje nie będę mógł mu podać żadnych leków. Syren jednak spojrzał na mnie tak, że wiedziałem że nie ma pojęcia o czym mówię.
- Śniaaaadanie? - spytał bardziej ożywiony. - Niee widziałem go nigdzie, ale chętnie je zjem. - dodał ucieszony.
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową. Nie miałem nawet zamiaru pytać o próbę przemiany, gdyby był w stanie to na pewno nie czołgał by się przez pół domu w tej postaci. Więc bez większego zapytania o pozwolenie podniosłem syrene, która momentalnie jakby wystraszyła się i zaczęła szarpać. Szczerze początkowo zdziwiła mnie ta reakcja ale bardziej skupiłem się na tym, aby nie wypuścić syrena z rąk, co nawet mi się udało. Kucnąłem z powrotem, nie puszczając jednak mężczyzny nawet gdy omal nie dostałem płetwą w głowę.
- Hej, hej. Spokojnie. - powiedziałem spoglądając na niego. Po chwili przestał się szamotać, ale nadal spoglądał lekko spanikowanym wzrokiem. Był to wzrok zwierzęcia złapanego w klatkę, którego tętno skacze bo nie wie jak się uwolnić. Więc jego jedyną szansą jest rzucanie się i liczenie że to wystarczy. Uśmiechnąłem się lekko do syrena. - Jak masz na imię? - spytałem siadając po turecku na podłodze z jasno szarych drewnianych paneli. Oczywiście razem z trzymanym przeze mnie osobnikiem. Syren spojrzał na mnie mocno zdziwiony i niepewny, dłuższą chwilę przypatrywał mi się jakby oceniając dlaczego i po co zadałem to pytanie.
- Lorelei, Lora.. - wykrztusił wreszcie tonem, zdradzającym mieszankę strachu z niepewnością i zdziwieniem.
- Ja jestem Jakurai. - uśmiechnąłem się. - Jestem Twoim lekarzem, i nie chce zrobić Ci krzywdy, w porządku? - spytałem, patrząc w oczy syrena. - Zabiorę Cię na dół i zrobię śniadanie, co ty na to?
Lorelei widocznie długo zastanawiał się nad moją propozycją, w sumie nie dziwiło mnie to, dopiero co został porwany, więc może szukać podstępu w moich słowach. Kompletnie mnie to nie dziwiło, i tak nie reagował tak źle na moją osobę, więc widocznie faktycznie porwano go tylko dla ozdoby i nie skrzywdzono bardziej po drodze. To był jakiś pozytyw.
- Ale skąd mam wiedzieć czy na pewno jesteś lekarzem!? Może chcesz mnie otruć! - zawołał dramatycznie. - To że ładnie wyglądasz nie znaczy że jesteś dobrą osobą! - dodał, mówiąc to bardziej do siebie niż do mnie.
Zaśmiałem się lekko. Rozumiałem obawy Loreleia, aczkolwiek druga część jego wypowiedzi zdziwiła i rozbawiła mnie. Miło mi było, że tak uważał, chociaż wolałbym aby uważał mnie za dobrą osobę.
- Dyplomy będą gdzieś w tych kartonach, a gdybym chciał Cię otruć to na pewno nie brał bym Cię do kuchni aby przygotowywać jedzenie przy tobie. - zauważyłem z uśmiechem.
Mężczyzna znowu się na trochę zamyślił, ponownie analizował czy może mi zaufać. Chciałbym aby to zrobił, bo naprawdę nie miałem zamiaru go skrzywdzić. Chciałem mu pomóc i na pewno nie pozwolę aby wrócił do niewoli. W końcu co mogą mi zrobić? Jak będę chciał to pójdę na policję i będą załatwieni. Więc nie martwiłem się zbytnio o to, syren był tu bezpieczny i chciałbym aby w to uwierzył. Mimo że z reguły nie lubiłem gości, to zależało mi na tym aby Lorelei dobrze się tu czuł. To było jednocześnie irracjonalne i naiwne, bo jak tylko wyzdrowieje będę zobowiązany dostarczyć go do jego domu, ale chyba wolno mi się nacieszyć tym, że ktoś ze mną jest, dopóki jest? Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos trzemanej (nadal) przeze mnie syreny.
- Noooo doobrze, masz rację... Ale to nie znaczy, że Ci całkowicie ufam! - powiedział grożąc mi palcem.
Uśmiechnąłem się ciepło w odpowiedzi, skoro nie całkowicie... To w jakimś już stopniu tak, prawda? Ta myśl dawała mi swego rodzaju satysfakcję, bo jednak wzbudziłem w nim zaufanie, jakiekolwiek, nawet jeśli minimalne to wystarczyło mi aby się z tego cieszyć. Podniosłem się powoli z syreną na rękach, tym razem nie zaczął panikować aż tak, ale poczułem jak łapie się w obawie przed upadkiem. Wyniosłem mężczyznę z sypialni i zszedłem z nim na dół, posadziłem na białym fotelu.
- Co byś zjadł? - spytałem z uśmiechem.
Na razie kompletnie nie martwiłem się tym, aby sprawdzić czy pokój pod łazienką został bardzo zalany, chociaż wiedziałem się jest tam sypialnia, więc będę musiał coś wymyślić, bo Lorelei na pewno nie może siedzieć cały czas w wannie, jest za mała, a basen to też rozwiązanie tymczasowe. Gdy już będzie mógł przemienić się, to będzie potrzebował sypialni. W razie co będzie spał w tej na górze, mojej, a ja tutaj, w sumie to nie będzie problem. Częściej zasypiałem przy biurku lub na dywanie niż w swoim łóżku tak w sumie...
- Chciałbym... Rybę! - zawołał radośnie. - Albo nie! Naleśniki! - dodał, na co się zaśmiałem.
- W porządku, mogę przygotować Ci i to i to, ale Ty w tym czasie powiedz mi coś więcej o sobie. - poprosiłem i poszedłem do kuchni, która odgrodzona od salonu była zaledwie półścianką.

Lorelei?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz