piątek, 17 lipca 2020

Arahabaki DO Kimiko

Słodką woń krwi dało się wyczuć z daleka, śmierć już wisiała w powietrzu. Wychodzi na to, że warto było czekać i pomóc Kimiko. W końcu miał się na kim wyżyć. Jednak za nim zdążył zadać jakikolwiek cios przytomnemu znów złodziejowi, ten uniósł drżące dłonie, wbijając w niego wzrok szklistych oczu.
- B... Błagam. - wymamrotał po raz kolejny, a chłopak go jedynie podniósł za fraki z kamienną twarzą. - Naprawdę jestem niewinny... - po policzkach złodzieja już spływały łzy wymieszane z krwią. Serce waliło mu jak oszalałe, co tylko jeszcze bardziej zachęcało Arahabakiego do działania. Nic nieznaczący wyraz twarzy, zmienił się w lekki zadziorny uśmiech. To już był koniec żywotu tego człowieka. Nie było odwrotu, zasłużył sobie. Nawet jeśli nie on był prawdziwym winowajcą.Bóstwo czasu, śmierci, kosmosu... Z nim nie ma dyskusji. To on decyduje. On zna miejsce i godzinę.
Los każdej istoty jest zapisany w gwiazdach.
- Wyglądam na kogoś, kogo to obchodzi? - spytał, choć odpowiedź była oczywista. Czemu on ma się kimkolwiek przejmować? Za nim zdążył coś więcej zrobić, na pobliskiej gałęzi drzewa tuż za nim usiadła śnieżnobiała słowa. Jej szmaragdowo-gadzi wzrok przeszywał wszystkich na wylot.
- T... To ona. To jej wina! - wrzasnął złodziej, wskazując drżącą dłonią na zwierzę. Sądził, że ten fakt może go uratować? Żałosne. Arahabaki ledwo co spojrzał na sowę kątem oka, nie przejmując się jego słowami. Jego wina, że mu się teraz napatoczył. Przyjdzie czas i na głupiego ptaka.
Bez chwili zwłoki puścił gościa, który znów zawisł w powietrzu, a sam niechętnie odwrócił się do ptaka.
- Ty cholero jedna. - mruknął do sowy, która tylko machnęła skrzydłami, poprawiając się na gałęzi.
- Jest twoja? - usłyszał pytanie dziewczyny, która przyglądała się zwierzęciu. W międzyczasie złodziej miotał się w powietrzu, jakoś dziwnie drapiąc się po szyi. Wyglądał, jakby się co najmniej dusił.
- To dość skomplikowane. - wzruszył ramionami, obrzucając sowę zirytowanym spojrzeniem. Wszystko już stawało się jasne. To ona go sprowokowała do wywalenia torby. Później już poszło z górki. Ktoś znalazł tę torbę, wziął zawartość, a gdy już wzięliśmy się za poszukiwania, on zabrał się do ucieczki. Sowa wydała z siebie dziwne syczenie, a później wylądowała tuż przed dziewczyną, lustrując ją gadzim wzrokiem. - Przyczepiła się do mnie i... Po prostu jest po dziś dzień i od czasu do czasu mnie dręczy. - kopnął w ptaka kamieniem, ale ten za bardzo się tym nie przejął. Całą uwagę skupił na dziewczynie.
- Nie wygląda na zwyczajną sowę... - kucnęła przy ptaku, widocznie zainteresowana tym fenomenem. Arahabaki tylko przewrócił oczami.
- Ta. - mruknął dość zniesmaczony, przeglądając się dziewczynie i zwierzęciu. Wykonał prosty ruch ręką, a wtedy szamotające się ciało padło trupem na ziemię. - Wracajmy do karczmy. - dodał już weselej, odganiając sowę, która wróciła na drzewo. Chciał jak najszybciej wrócić. Sprawa się rozwiązała, skopał komuś tyłek, a teraz przyszła pora na relaks. Kimiko od razu ujął za dłoń, pomagając jej wstać.
W drodze powrotnej szli już spokojnie we dwójkę. Dziewczyna ciągle jedną dłoń trzymała na torbie, w której znajdowała się książka. Co w niej takiego było? Dlaczego chciała ją za wszelką cenę odzyskać? Zaczął się poważnie zastanawiać czy nie ma do czynienia z jakąś wiedźmą, ale z drugiej strony... Co w tym złego? Nikt nie powiedział, że będą utrzymywać swoją relację. Równie dobrze budząc się rano, może już jej nie ujrzeć tuż koło siebie. Nie powinien się tym przejmować i nie starał się o tym myśleć wcześniej, ale teraz... Cóż. Trzeba przyznać, że zrobiło mu się trochę szkoda. Drugiej takiej kobiety nie miał okazji spotkać. Kto w ogóle powiedział, że spotka? Pogrążony we własnych myślach, cicho westchnął, podnosząc wzrok w stronę rozgwieżdżonego nieba. Chwilę się w nie wpatrywał, a po chwili na jego twarzy zagościł lekki uśmiech, który świadczył o tym, że w jego głowie pojawiła się pewna anegdotka.
"Lubię koty. Pozwolę tej figurze drapać na mapie. Zagwieżdżone niebo dość długo mnie martwiło, teraz mogę sobie z nim pożartować." - przypomniał sobie swoje własne słowa, gdy przed laty przysłuchiwał się astronomom, którzy sami chcieli uporządkować jego gwiazdy. Stąd te wszystkie konstelacje jak Felis. Chociaż dla ludzi niebieski kocur już nie istnieje. Jednak koci fanatycy są i tak usatysfakcjonowani faktem, że trzej inni przedstawiciele rodziny kotowatych nadal są dobrze usytuowani i są dość blisko siebie na wieczornym niebie. Sam miał okazję teraz im się przyglądać. Leo, Leo Minor i Lynx...
Cała droga przebiegła w milczeniu i dość szybko. Z pewnością obie strony marzyły już, tylko żeby znaleźć się w łóżku. Gdy już stali pod stłuczonym oknem, Arahabaki znów używając swoich niezwykłych mocy, pomógł dziewczynie wejść do środka. Kimiko tym razem odłożyła torbę o wiele dalej od łóżka, tak hipotetycznie jeszcze zakrywając ją swoim płaszczem. Chłopak już myślał, że z pewnością, gdyby nie taka późna pora wzięłaby się od razu za czytanie. Chociaż może się mylił? Wciąż ani trochę nie przypominała mu mola książkowego. Zupełnie mu to do niej nie pasowało. Taka gorąca kobieta i... Książki?
Życie nie przestaje go zaskakiwać.
Pierwsze co zrobił, to zdjął kapelusz wraz z kapeluszem i niedbale rzucił na pobliskie krzesło.
- Zadowolona? - spytał, siadając na łóżku i zdejmując kamizelkę, by później rozpiąć całą koszulę. - Odzyskałaś to, po co tu przyszłaś. - zauważył z lekkim uśmiechem na twarzy.


(Kimiko?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz