piątek, 14 sierpnia 2020

Bishamonten DO Yonkiego

 <Poprzednie opowiadanie>

Byłam już mocno zdziwiona tym co się działo, chciałam w spokoju odpocząć od chaosu, a wpakowałam się w relację z Yonkim, który był jego bogiem. Lepiej być nie mogło! Miałam już serdecznie dosyć tego, że cały czas tak się zachowywał, przez to jednak nie miałam już zamiaru tak łatwo dać się podejść, musiałam traktować go jak istoty z Zamkniętego Miasta, zdystansować go i obserwować, tak jak zwykle robiłam to w pracy.
Pokręciłam lekko głową i przebierając niewzruszony wyraz twarzy, podniosłam się z ziemi, przy okazji otrzepując z kurzu. Poprawiłam włosy i podeszłam do boga patrząc na niego chłodno.— Jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz, pożałujesz. Albo mi mówisz co zamierzasz zrobić, albo zostawię cię na miejscu od razu i ogłoszę z przyjemnością, że jesteś oszustem i wszedłeś do organizacji aby ich wydać policji. — Rzuciłam beznamiętnie, doskonale wiedziałam, że sama miałabym problemy, jednak to jego akcje bym zaprzepaściła, mi ona różnicy nie robiła, wciągnał mnie w nią bez mojej zgody. Fakt był taki, że oboje byśmy stąd wyszli, ale on by już tu nie wrócił, akcja poszła by się walić, a wejście do organizacji zostałoby mocno utrudnione.
Nie mogłam pozwolić na takie traktowanie, nie wiedziałam co on sobie wyobrażał, ale widocznie za dużo sobie pozwalał. Nie po to dostałam wolne aby użerać się z jakimś lekkomyślnym, nieodpowiedzialnym i egoistycznym bożkiem. Lubiłam wyzwania i zabawę, ale irytowało mnie niesamowicie takie zachowanie i brak jakiegokolwiek kontaktu. Nawet gdybym zaczęła próbować, to wątpię, że udało by mi się do niego dotrzeć i dogadać.
Mimo tego obiecałam sobie, że kiedyś zabiorę go do Error City i z przyjemnością będę oglądać jak chaos pochłania swojego Boga i zaczyna go zatruwać. Jeśli myślał, że tam by sobie poradził to był w cholernym błędzie, ponieważ w mojej pracy umiejętności stają się nic nie znaczące jeśli nie potrafi się ich odpowiednio tam używać.
Minęłam go i spokojnym krokiem ruszyłam do zejścia z budynku, nie obracałam się za mężczyzną, wiedziałam że bez komentarza zrówna po chwili ze mną kroku i faktycznie tak zrobił. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc nawet na jego próby jej rozpoczęcia nijak nie reagowałam, chciałam przejść tę drogę w ciszy, jeśli nie miał zamiaru powiedzieć mi nic konkretnego o planie działania. Zresztą nie musiałam go znać, jeśli nie miał zamiaru mi go wyjaśnić będę robiła to co mi się żywnie podoba, bez uwagi na to czy może to zniszczyć jego zamysł.
W końcu zeszliśmy z dość wysokiego budynku i podążaliśmy ulicą, wzdłuż innych domów i sklepów, dla własnego spokoju ducha założyłam czarne, skórzane rękawiczki bez palców, aby zakryć na razie symbol organizacji. Wolałam nie paradować z nim po ulicy, zwłaszcza, że doskonale wiedziałam jak dużo straży, policji i tajniaków kręci się w okolicy. Yonkim mógł nie znać tego systemu, ja jednakże miałam o nim jakąś tam wiedzę, zwłaszcza, że zdarzało mi się z nimi pracować.
— Co robimy gdy już wejdziemy do środka? — Zapytałam spoglądając cały czas przed siebie.
Cały czas nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać, przez co tylko coraz bardziej na niego uważałam, musiałam traktować jak potencjalne zagrożenie, ponadto cały czas nie mogło opuścić mnie wrażenie, że niedługo będę wezwana do pracy, a wtedy nie będzie czasu na tłumaczenia i po prostu stąd wyjdę, przez co mój towarzysz będzie musiał radzić sobie sam. Nawet jeśli mnie niemiłosiernie drażnił, nie byłam nigdy osobą, która ot tak wystawia kogokolwiek, w tym przypadku również nie chciałabym tego robić ale mogło się zdarzyć, że nie będę miała wyboru.

Yonki? Wybacz ale jeśli ktoś chce odpis ode mnie to musi się liczyć z czasem i długością, zaraz zaczynam szkołę za granicą i średnio z moim wolnym czasem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz