Och ten telefon był naprawdę ostatnim, czego mężczyzna teraz
chciał. Przerwano im tak cudowny moment, chwilę, na którą właściwie od dawna
czekał! Bo mógł się oszukiwać, ale zaczął już jakiś czas temu darzyć go
wyjątkowym uczuciem. Ich relacja rozwijała się powoli, nie chciał bowiem na
niego naciskać, pragnął pełnej wzajemności i właśnie miał ją otrzymać. Słowa
syrena były wystarczająco jednoznaczne i tą piękną chwilę musiał im przerwać
nie kto inny jak poprzedni „właściciel” Lorelei’a.
Problem polegał na tym, że długowłosy wcale nie miał zamiaru
rozmawiać z tym facetem. W ogóle nie chciał się z nim kontaktować i pewnie
zignorowałby to połączenie, gdyby miał ten głupi telefon. Zapomniał o nim
kompletnie, zresztą przywykł, że syren bawił się jego rzeczami i nie spodziewał
się akurat połączenia od niego. Chciał cieszyć się ich wyjazdem, ich
bliskością. Zbywał faceta już tak długo, że powinien był już sobie odpuścić.
Zwłaszcza, że ostatnio w ogóle się z nim nie kontaktował.
Momentalnie położył dłoń na ustach syrena, zabierając mu
telefon z rąk. Musiał to dobrze rozegrać, żeby jego podopiecznemu nie stała się
krzywda. Nie wiedział dokładnie kim był ten facet, ale jeśli stać go było na
nielegalne kupno syreny, z pewnością mógł im również zaszkodzić.
Położył palec drugiej ręki na swoich ustach, dając mu jasny znak, żeby nic nie mówił. Ten i tak wyglądał jakby nie rozumiał kompletnie, ale lekarz i tak już musiał porozmawiać z facetem.
-Tak, słucham? – Odezwał się w końcu, po kilkukrotnym
nawołaniu przez mężczyznę po drugiej stronie. Spoglądał na Lorę z lekką niepewnością,
zdjął jednak dłoń z jego ust.
Na szczęście załapał i nie odezwał się, ale od razu
przysunął się bliżej i przyłożył ucho do drugiej strony telefonu, żeby słyszeć o
czym będą rozmawiać. Jak to on, ciekawski i niecierpliwy.
-Minęło już dużo czasu. Moja ozdoba jest już zdrowa, prawda?
Czekałem wystarczająco na informację i jej zwrot. Oczekuję natychmiastowo się z
panem zobaczyć.
Musiał z tego jakoś wybrnąć, bo naturalnie syren miał już do
niego nie wrócić. Nie oddałby ani mu, ani nikomu innemu dwudziestolatka. Chciał
go mieć przy sobie, pragnął by z nim został i był gotowy za to zapłacić każdą
cenę. Zwłaszcza, że syren naprawdę chciał z nim zostać! To było błogosławieństwem,
Jakurai pierwszy raz w swoim życiu czuł się pewnie, stabilnie, miał powód, żeby
wstawać co rano, lżej mu się spało, obecność Loreleia wiele zmieniła w jego życiu
i nie potrafił już tego odpuścić. Złapał odrobinę normalności i szczęścia, więc
pragnął je trzymać do ostatniego tchu.
-Tak, to prawda. Przykro mi, ale nie mogę pozwolić na powrót
syreny do pańskiego akwarium. To ryzykuje nawrotem chorób, poza tym trzymanie go
jest nielegalne. – Powiedział poważnie, po krótkiej chwili namysłu, nie mógł owijać
w bawełnę. Do dyspozycji miał tylko grożenie prawem. Nie myślał o tym, że sam święty
nie był i można to było wykorzystać również przeciwko niemu. Ale ach, tak długo
już żył w taki a nie inny sposób, nie narobił sobie nigdy problemów. A teraz było
jeszcze lepiej, obecność syreny pomagała mu radzić sobie z problemami. Mężczyzna
postanowił mu jednak uświadomić, że nie mogło być tak kolorowo.
-Wydaje mi się, że równie nieetyczne i godne kary jest bycie
pod wpływem na dyżurze przez znanego lekarza. Obaj nie chcemy sobie zaszkodzić,
cieszył się pan dobrą opinią i dyskrecją, dlatego lepiej żebyśmy się dogadali. Dostanie
pan zakaz wykonywania zawodu za nagminne picie w pracy... A ja? Jedynie grzywnę,
którą bez problemu zapłacę i następnym razem ściągnę sobie inną ozdobę, pewnie pozwolę
jej zdechnąć, bo jak widać nawet lekarzom nie można ufać.
I z tymi słowami długowłosy zamarł, wpatrywał się w piasek pusto.
Wiedział, że to była prawdziwa groźba, wiedział, że facet mógł wywlec na światło
dzienne problemy lekarza. Nie chciał tego naturalnie, ale tym bardziej nie chciał
oddawać mu Loreleia. Więc trwał w ciszy, zawieszony.
Nie było tu nad czym myśleć, nad czym rozważać, nie mógł mu pozwolić
zabrać znowu syrena, cokolwiek by to nie oznaczało. Ale fakt, że gdyby dowiedzieli
się w szpitalu o jego problemie... Straciłby renomę, może i dyplom. Był uzdolniony
i tylko to ratowało go odrobinę, ale czy wystarczająco, żeby ochronić się przed
utratą wszystkiego co wypracował? Praca była jego stabilnością, jego rutyną, co
by o niej nie mówił, lubił ją. Ale nie była ważniejsza od tego nowego uczucia. Nic
nie było od niego ważniejsze. Wiedział to całym sobą.
Lora za to patrzył na niego, trochę jak szczeniak, który wie,
że zaraz zostanie oddany albo uśpiony. I pękało mu serce na myśl, że miałby go tak
zdradzić. Cholera, nie potrafiłby, nawet za cenę swojej kariery. Nie wybaczył by
sobie, nie mógłby już nigdy spokojnie spać gdyby go stracił, bowiem stał się częścią
jego codzienności. A tę codzienność uwielbiał, każdy dzień był wyjątkowy, inny.
Gdy wstawał rano zawsze się zastanawiał czym przywita go tym razem jego słodki podopieczny,
co tym razem zepsuje, co odwali. I uwielbiał to, z uśmiechem go witał i już od dawna
tak bardzo chciał być z nim jeszcze bliżej. Jak mógłby w ogóle rozważać zostawienie
go na pastwę losu tego faceta?
-Możesz się zastanowić nad tym. Dam ci jeszcze trochę czasu,
jeśli się ze mną nie skontaktujesz do końca tygodnia, również uznam to za odpowiedź.
Więc do usły—
-Nie zgadzam się. – Przerwał mu śmiertelnie poważnie. – Nie wróci
tam, nie ważne czym mi pan zagrozi. I nie potrzebuje się zastanawiać. Przeleje panu
z powrotem kwotę, jaka była za jego leczenie i reszta mnie nie interesuje. Masz
wolną rękę.
Był tego bardziej niż pewny. Kochał tą sierotę i nie wyobrażał
sobie go zostawić. Zresztą sam był sobie winien ryzyka utraty pracy. Był dorosłym,
świadomym człowiekiem. Sam musiał ponieść konsekwencje za swój ówczesny problem
z alkoholem.
-Jakurai! – Zawołał w końcu drugi mężczyzna, nie mogąc już wytrzymać
w ciszy. – Ty naprawdę to dla mnie zrobisz? Naprawdę bardziej zależy ci na mnie?
– Wyglądał trochę jakby miał się rozpłakać. – Słyszałeś?! Nigdy do ciebie nie wrócę,
w żadnej rzeczywistości! I tak bym uciekł, jestem zdrowy i silny, nie dałbyś rady
już mnie złapać... – I pewnie wołałby tak dalej do faceta, gdyby starszy się w końcu
nie rozłączył.
Nie chciał, żeby Lora się tak ekscytował i wdawał z nim w dyskusję.
Nie było takiej potrzeby, zwłaszcza, że to lekarz był teraz pośrednikiem i pewnie
tym, który najwięcej za to zapłaci. Spojrzał jednak na swojego syrena i uśmiechnął
się poczciwie, ciepło. Przy nim jakoś się tak nie martwił tym wszystkim.
-Już, spokojnie. – Objął go i przyciągnął do siebie lekko, żeby
przytulić. – Nie oddam cię ani jemu, ani nikomu innemu. – Zapewnił ciszej. – Zależy
mi na tobie, Lora. Wiem co czujesz, rozumiem te rybki w brzuchu o których mówisz...
Ja chcę tylko, żebyś był przy mnie bezpieczny i szczęśliwy, bo odkąd z tobą jestem
czuję się spełniony. To wszystko... nie ruszam alkoholu odkąd jesteś przy mnie,
nie czuję się zdołowany. Po prostu to wszystko się jakoś rozwiązuje kiedy jesteś
ze mną... – Wyznał spoglądając w jego oczy.
Czy to wystarczyło, żeby sobie poradzili? Być może. Taką miał
właśnie nadzieję, bo zakochał się w nim. Nie wypadało, to było strasznie nieprofesjonalne
i lekkomyślne, ale spędzili razem tyle czasu... Z nikim nie czuł się nigdy tak dobrze,
swobodnie. Na samą myśl o nim robiło mu się cieplej, uwielbiał jego śmiech i tą
nieporadność, uwielbiał ich wspólne rutyny, to jak mu gotował, utopione paczki
w basenie, których nie chciał mu oddać.
Nie potrafił dłużej udawać, że nic między nimi nie było, że nic
do niego nie czuł. Przysunął się do niego lekko i kładąc dłoń na jego policzku,
złożył na jego ustach delikatny, subtelny pocałunek. Tylko tyle i aż tyle.
LORA MIIIIIŁOŚĆ ROOOOŚNIE WOOOOKÓŁ NAAAAS <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz