piątek, 10 czerwca 2022

Lorelei DO Jakuraia

<poprzednie opowiadanie>

Syren zadowolony położył się na plecach, lekko rozchlapując płetwą wodę. Tak naprawdę od czasu, gdy wyrwano go z domu, strasznie mu tego wszystkiego brakowało. Bezkresnego błękitu, szumu morza, nawet wrzasków mew. Wyciągnął ręce w stronę słońca, aż nagle mu się coś przypomniało.
- O-o-o! Widziałeś kiedyś zachód słońca nad morzem? Piękny jest! - stwierdził podekscytowany, gwałtownie się podnosząc i spoglądając na mężczyznę z jeszcze szerszym uśmiechem.
Długowłosy roześmiał się perliście, słysząc jeszcze większą ekscytację u podopiecznego.
- Ano zdarzyło mi się parę razy.
Wtedy mina Lory nieco zrzedła.
- Ach... Rozumiem... Szkoda... - mruknął, zaczynając tarmosić jeden ze swoich mokrych kosmyków włosów.
- Słuchaj, przecież każdy z nich jest inny. Zresztą nie widziałem ani jednego z tobą, także będzie to coś nowego mimo wszystko. - dodał mężczyzna, żeby jakoś rozpogodzić bruneta.
Ten, słysząc to, od razu znów wrócił wzrokiem do Jakurai'a a uśmiech ponownie wkradł się na jego twarz.
- Nie myślałem o tym tak! Ale ty mądry jesteś — momentalnie wyciągnął ręce w jego stronę, żeby go uścisnąć. Jednak się zawahał, przypominając sobie, że niestety, ale jest cały mokry. - Przytulę cię za to potem, czegoś się nauczyłem, widzisz? - stwierdził dumnie.
Drugi mężczyzna jedynie w odpowiedzi pokręcił głową, uśmiechając się.
- Niemożliwy jesteś czasami, wiesz o tym?
- No oczywiście, że tak! - odparł syren, znów z podekscytowania uderzając płetwą o wodę. - Trochę też myślałem i ja chciałbym- - urwał, gdy coś błyszczącego w wodzie przykuło jego uwagę.
Nic nie mówiąc, zwyczajnie zanurkował wiedziony przez ciekawość.
Chwilę mu zajęło, ponownie wypatrzenie tajemniczego obiektu. Jednak w końcu dopadł do miejsca, w którym ów przedmiot połyskiwał i ostrożnie odkopał go z piasku. Jak się okazało była to całkiem spora koncha. Lorelei zaczął ją podekscytowany oglądać, jeszcze ją oczyszczając z piasku. Po czym wrócił na powierzchnię, wyciągając znalezisko w stronę doktora.
- Patrz! Popatrz! Widzisz jaka ładna?! - szybko i sprawnie, już na nogach, wyszedł na plażę, praktycznie wciskając muszle w ręce Jakurai'a.
- Och... Naprawdę jest piękna. - przyznał mu, oglądając przedmiot.
Lora mu przytaknął ochoczo.
- Teraz jest twoja, to mój prezent dla ciebie. Możesz zatrzymać. - stwierdził i klasnął w dłonie. - Wiesz, na pewno będzie bardzo ładnie wyglądać jako ozdoba... - stwierdził po chwili namysłu, łapiąc długowłosego za nadgarstek i ciągnąc z powrotem w stronę domku.
- Ej, ej... Lora czekaj... - przystanął, zatrzymując syrena, który odwrócił się od razu, posyłając mu przy tym zaskoczone spojrzenie.
- No co... Chcę zobaczyć, jak będzie wyglądać.
- Spodziewam się. - zaśmiał się lekko. - Jednak chyba o czymś zapomniałeś. - Jakurai skinął w stronę złożonych ubrań.
Lora powoli spojrzał na niego, a potem na ubrania i dopiero wtedy coś mu kliknęło.
- Haha... Ups... Już idę się ubrać. - wrócił się po ubrania, bezładnie narzucając je na siebie. - Lepiej? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, znów pociągnął mężczyznę za sobą. 
Przez kolejne parę dni oboje mogli korzystać ze słońca i spokoju. Syrenowi szczególnie pasowało to, jak blisko było może. Dzięki temu mógł co jakiś czas przynosić drobne podarki dla lekarza. Najczęściej były to mniejsze muszle, czasem jakieś butelki lub kawałki szkła, kamienie, a nawet ryby. Oprócz tego powstała między nimi, pewnego rodzaju niema ugoda. Codziennie patrzyli razem na zachód słońca, czasami siedząc na plaży, innym razem obserwując z tarasu. Tak czy siak, była to nieodłączna część ich dnia w ośrodku. Co jak można się spodziewać, było pomysłem Lorelei'a.
Tego konkretnego popołudnia syren akurat spacerował z Jakurai'em, za rączkę, po plaży.
- Widzisz! Mówiłem ci, że to będzie fajny pomysł. - stwierdził brunet, spoglądając na, powoli zachodzące czerwienią niebo. - W sumie czy to nie jest aż trochę romantyczne? - zapytał z melancholijnym uśmiechem na ustach.
Drugi mu przytaknął.
- Cóż... Pewnie wiele osób widzi to w podobny sposób. - przyznał z namysłem.
- Może usiądziemy? - Lora wyrzucił to z siebie praktycznie bez namysłu. Jakby miał się przyznać to, trochę już czekał na taki moment spokoju i ciszy. Przypominało mu to niektóre sceny z filmów, które sobie włączał, będąc sam w domu. Dwójka osób, romantyczny moment taki jak ten. Nigdy nie myślał, o tym, co właściwie czuł, będąc u jego boku... Ale teraz... Przynajmniej w tym momencie, czuł się, jakby połknął całą ławicę małych rybek, które teraz jakoś zabawnie pływały w jego brzuchu. Nie wiedział, kiedy to się zaczęło, czy dawno, czy ostatnio. Po prostu tak już było.
- Chcesz usiąść? No w porządku, czyżby zmęczyło cię chodzenie. - Jakurai spojrzał na niego rozbawiony, na co syren zareagował szybkim potrząśnięciem głową.
- Wcale, że nieeee... Nie znasz się. Po prostu siądźmy. - odparł, puszczając go i sadzając swoje siedzenie na plaży.
Lekarz usiadł obok niego, na początku odgarniając włosy, żeby od razu nie trafiły do piachu.
Lora wziął głęboki oddech, podnosząc oczy na słońce znikające za linią wody.
- Wiem, że niedługo będziemy wracać... Tyle, żee... Pamiętasz, jak chciałem ci coś powiedzieć, gdy znalazłem muszle? - zaczął dość cicho, odwracając się do mężczyzny. - Bo chodzi o to... - powoli się do niego nachylił, opierając dłonie na jego nogach i coraz bardziej się zbliżając do jego twarzy. - Gdy jesteśmy tutaj tak razem, sami to ja... Dziwnie się czuję. Może jestem po prostu chory... N-no, ale... To jakbym miał ławice małych, łaskoczących rybek w brzuchu. Do tego jeszcze czasami nachodzą mnie takie fale gorąca i... - nie dokończył, speszony czując rumieńce na twarzy i opuszczając oczy.
Właściwie to za nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, odezwał się telefon. Co dziwne nie z płaszcza srebrnowłosego, a z kieszeni spodni bruneta. Przez co Lorelei się tym bardziej się speszył, powoli wygrzebując telefon należący do opiekuna z kieszeni.
- Uhm... Przepraszam, trochę się nim bawiłem i zapomniałem ci oddać... Ch-chyba nic w nim nie zepsułem, p-prawda...? - zapytał nieśmiało, spoglądając na wyświetlacz telefonu. - Hej... Ja znam to nazwisko... - Podniósł zaskoczone spojrzenie na lekarza. - Jakoś tak się nazywał ten gość, w którego salonie mieszkałem. - Ja odbiorę! Powiem, że nie wracaaaaam... - już pewien siebie nacisnął na zieloną słuchawkę.



Jakurai? `3` przepraszam za niego, on nie myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz