poniedziałek, 30 maja 2022

Jakurai DO Lorelei'a

 <Poprzednie opowiadanie>

Minęło kilka minut od zniknięcia syreny, póki co lekarz starał się jakoś nie panikować. Zamówił im posiłek, wypatrując zza korytarza swojego towarzysza. Miał złe przeczucia, ale starał się wierzyć w chłopaka, może nie miał on instynktu samozachowawczego, ale liczył, że choć trochę włożył mu do głowy. Siedział tak kolejne kilka chwil, zanim zaczął naprawdę się martwić. Już miał decydować się iść go szukać ale słysząc krzyk małej dziewczynki był niemal stu procentowo pewny, że ma to jakiś związek z jego podopiecznym. Krótką chwilę zastanawiał się, czy iść od razu to sprawdzić, bo może to jednak nie był Lorelei? Miał cichą nadzieję, ale nie ostał się przy niej. Wstał z cichym westchnieniem od stołu, ruszając w kierunku, z którego doszedł krzyk. Minął kilka ogromnych akwariów, wypełniały je hektolitry wody, w każdym było niesamowicie dużo ryb i innych morskich zwierząt. Sądził, że zabranie tutaj Lorelei'a będzie dobrym pomysłem, żeby mógł odczuć przyjemny klimat. O tym jaki to był błędny tok myślenia dowiedział się dopiero widząc syrenę w jednym z tych wielkich akwariów. Pod nim zebrała już się nie mała publiczność, a z końca sali widział zdezorientowanych pracowników, którzy wzywali pomoc kolegów, żeby go stamtąd wyciągnąć. Jednym słowem niemałe zamieszanie. Wręcz chaos można by rzec.
Złapał dyrektora ochrony, zauważając jego opisaną koszulkę.
– To mój pacjent, proszę nie robić mu krzywdy. Nie jest do końca świadomy, co robi. Ale obiecuje, że zaraz go stamtąd wyciągnę. – Musiał coś wymyślić, nie miał zbyt wielu opcji, ale nie mógł pozwolić, żeby coś stało się Lorelei'owi.
Ochroniarz nie wyglądał na najszczęśliwszego, był zirytowany, nic dziwnego.
– Pacjent? Czy pan jest poważny? Może coś mu się tam stać, tak samo i jak naszym zwierzętom. Zjadł rybę wartą kilkaset Monet, zdaje sobie pan sprawę, jakie będą straty? Ma pan go wyciągnąć natychmiast!
– Bez obaw, pokryje wszystkie koszty, dajcie mi tylko możliwość wejścia tam na górę, inaczej go nie wyciągnę. – Zapewnił, starał się być spokojny, ale nie mógł ukryć zmartwienia tą sytuacją. Ponadto tak bardzo jak nie lubił zwracać na siebie uwagi tak Lorelei robił to nagminnie. – Postaram się nie zwracać już na niego większej uwagi. – Dodał po chwili, przypominając sobie, że sam również może użyć pewnych zdolności.
Nie był w stanie na zbyt długo odwrócić uwagi od tak dużego obiektu, aczkolwiek sprawnie mu się to udało. Ludzie nagle zaczęli tracić zainteresowanie i gubić z pola widzenia syrenę. Zaczęli się rozchodzić trochę skołowani, a personel pomagał im się uspokoić. Mężczyzna za to wszedł na sam szczyt basenu, wołając swojego podopiecznego.
Ten wydawał się niezbyt rozumieć co zaszło i skąd ta nagła zmiana w zachowaniu 'widowni', aczkolwiek sam również stracił szybko tym zainteresowanie.
- Lora, wyłaź stamtąd zanim nas wyrzucą. - Poprosił gdy tylko ujrzał bliżej mężczyznę.
- Jak to wyrzucą? Chciałem tylko... Zobaczyć to bliżej... - Wydawał się dalej nie rozumieć, że to nie był zbyt dobry pomysł. - Przecież nic się takiego nie stało! - Mruknął niemal oburzony.
Jakurai westchnął za to ciężko, naprawdę chciał dla niego dobrze, aczkolwiek coraz bardziej zaczął zdawać sobie sprawę, że są z zupełnie różnych światów i bardzo ciężko to pogodzić.
Obawiał się coraz bardziej, że syren nigdy nie odnajdzie się w tym świecie i że w końcu będzie chciał wrócić do swojego, znanego mu dobrze, świata. Lekarz nie potrafił pogodzić się z tą myślą, pragnął go przy sobie zatrzymać za wszelką cenę, chociaż sam nie do końca rozumiał tak dużą potrzebę zachowania go przy sobie.
- Ale tu nie wolno wchodzić. Podobno zjadłeś jakąś drogocenną rybę. Miałeś iść tylko do łazienki. - Zauważył, niezbyt zadowolony z faktu, że Lorelei go okłamał. - Wychodź jak najszybciej.
Nie był zachwycony, aczkolwiek grzecznie, z niepocieszoną miną wyszedł z basenu. Przemienił się i usiadł na krawędzi dalej markotny, że nie mógł tam zostać.
- Gdzie są twoje rzeczy? - Zapytał dostrzegając, że ten nie miał swoich ubrań. Widząc jak ten rozgląda się wokół z zaskoczeniem sam westchnął i dał mu swój długi płaszcz. - Nie ważne, zjemy jeszcze tutaj czy chcesz wracać do domu i coś zamówimy? - Dopytał, pomagając mu zejść ze schodów, tak żeby nie poślizgnął się i czegoś sobie przypadkiem nie połamał jak stąd by spadł.
Lora wzruszył jednak tylko ramionami, ciężko było stwierdzić czy był bardziej zły, smutny czy było mu głupio. Tego Jakurai nie był w stanie niestety odgadnąć. Gdy przechodzili przez salę dostrzegł tylko niezadowolone spojrzenia ochroniarzy i personelu, aczkolwiek na szczęście nikt ich już nie zaczepił. Lekarz poprosił kelnera o zapakowanie ich rzeczy na wynos, ze względu na słabą już atmosferę skierowaną w ich stronę. Po tym szybko wsiedli w taksówkę i dotarli do domu.
- Ej.. Przepraszam. - Mruknął nagle syren, wywołując lekkie zdziwienie u drugiego mężczyzny. - No wiesz, nie chciałem ci narobić kłopotów, chciałem tylko trochę popływać. - Wyznał chyba naprawdę skruszony.
I jak tu się na takiego gniewać? Musiał przyznać sam przed sobą, że ogólnie Lora był rozkoszny nawet jak sprawiał tyle problemów. I w sumie starszy jakoś już do tego przywykł, na tyle, że nie ruszało go to całe zamieszanie.
- Nic się takiego nie stało. - Powtórzył jego słowa z delikatnym uśmiechem i pogłaskał go po głowie. - Idź się ubrać i zjemy, potem będę musiał się czymś zająć, więc będziesz mógł sobie coś pooglądać lub pozamawiać jakieś rzeczy przez internet. - Obiecał lekkim tonem.
Humor syrena od razu się poprawił, uśmiechnął się szeroko, lekko tuląc swojego opiekuna. Po tym od razu pobiegł niemal na górę po ubrania, długowłosy domyślał się, że poszedł po nie do jego sypialni mimo, że miał już sporo swoich rzeczy w domu. Cóż, do tego też jakoś przywykł i mu to nijak nie przeszkadzało.
Przygotował im wzięty z restauracji posiłek i poczekał na syrena, który z zachwytem zaczął pałaszować sałatkę z krabem. Lekko rozmawiali, jak zwykle na mało zobowiązujące tematy, bardzo lubił ich te debaty na nie wiadomo jaki temat. Zawsze poprawiało mu to humor, zresztą, sama obecność syrena jakoś mu go poprawiała.
Ciągle myślał tylko o tym jak zatrzymać go przy sobie, wiedząc jednocześnie jak dużo problemów się za tym kryło. Już pomijając niedostosowanie dwudziestolatka, ale i "były właściciel" syrena, jego potrzeba dużej ilości wody, praca Jakurai'a. Nie miał pojęcia jak to wszystko pogodzić.
Gdy zjedli lekarz tak jak wspomniał zaszył się w swoim biurze przed komputerem. Chciał zorganizować dla Lorelei'a coś więcej niż basenik w salonie, skoro mieli razem faktycznie mieszkać musieli jakoś usprawnić ich wspólne funkcjonowanie. Zaplanował przebudowę niemal całego domu, skontaktował się z wieloma architektami, którzy podjęli by się tego niełatwego zadania. Jakurai albowiem chciał wstawić tu więcej możliwości dla syrena, a więc szklanych basenów z wodą, do tego ogród miał również zostać w pełni przerobiony pod niego. No i wypadałoby w końcu dokończyć remont zalanej sypialni. Spędził nad tym cały dzień, chcąc zrobić z tego niespodziankę dla bruneta. Dlatego nie wspomniał mu nijak o swoich planach, za to zaproponował wyjazd nad ocean w ramach krótkiego urlopu, pominął fakt, że podczas niego miało dojść do gruntownego remontu domu.
Lora na szczęście był zachwycony wyjazdem do nadmorskiego kurortu, gdzie obiecano mu, że może robić co chce.
Do wyjazdu czas im minął spokojnie, mężczyzna trochę częściej wychodził na spotkania i wrócił w końcu do pracy na trochę. Nie bywał jednak w szpitalu zbyt długo, nie chcąc zostawiać swojego "pacjenta" w domu zbyt długo samego. Wiedział w końcu do czego ten był zdolny. Wziął też urlop w pracy, chcąc się w pełni poświęcić wyjazdowi z mężczyzną. Cóż, na pewno wiele jego współpracowników zszokowało się na wieść, że Jakurai ma jakieś życie prywatne i chce wolnego. Dotychczas poświęcał się w całości pracy i był zawsze pod telefonem. Teraz się to jednak zmieniło, odkąd zaczął zajmować się syrenką.
W każdym razie w końcu spakowali się i wyjechali, dosłownie chwilę po tym do domu wkroczyła ekipa budowlana. Główny architekt miał wszystkiego dopilnować pod nieobecność gospodarza.
Oni za to zatrzymali się w niezwykłym ośrodku, mieli swój własny domek zaraz przy brzegu, cisza i spokój otaczała ich zewsząd, tylko piasek o pięknym złocistym kolorze i przejrzysta, błękitna woda. Miejsce miało swój urok, mogli podziwiać widoki związane z zachodami słońca na tle tego majestatycznego pejzażu.
- Podoba ci się tutaj? - Zapytał, kiedy siedzieli sobie na plaży, to znaczy lekarz siedział, syren był zatopiony w wodzie.
- Oczywiście! - Zawołał od razu z zachwytem. - Tak mi tego brakowało, to jest cudowne miejsce, tak blisko oceanu... Mógłbym tu mieszkać. - Stwierdził radośnie, tak lekko.
Starszy naturalnie cieszył się widząc go tak szczęśliwego, aczkolwiek ciągle martwił czy życie z nim w domu będzie syrenowi wystarczało. Nawet po przebudowie, to nigdy nie będzie jednak ocean, nie ważne czego by nie zrobił. A on, cóż, niestety nie mógł tak lekko się tam wyprowadzić. Miał przecież pracę, w której go potrzebowano. Niby mógł zmienić szpital, wszędzie by go przyjęli, ale to nie było takie proste, dalej miał spore poczucie obowiązku i przywykł do swojego aktualnego miejsca pracy.
- To prawda, jest tu pięknie. - Przyznał mu rację, zatapiając spojrzenie w jego uśmiechniętej buźce.


Lora? W pięknej dacie, równa rocznica od ostatniego odpisu, wiem, że obiecywałam pisać częściej, nie bij >->

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz