niedziela, 30 maja 2021

Lorelei DO Jakuraia

<poprzednie opowiadanie>

Rozejrzałem się z rękami w kieszeniach, po czym spojrzałem na mężczyznę z lekkim niezadowoleniem.
- Czyli nie dość, że nie można zabrać wózka, to jeszcze trzeba tu stać i czekać? ... No wiesz cooo...? - wskazałem kolejkę. - Dlaczego niby nie mogę po prostu wyjść... Ja bym chciał już iść. - jęknąłem, dramatycznie opierając się o ladę.
Naprawdę nie chciałem czekać, nie wiadomo ile, aż jakaś kobieta, przejedzie produktami po ladzie. Usłyszałem cichy śmiech i, aż podniosłem wzrok na długowłosego oburzony.
- Jak już ustaliliśmy wcześniej, w sklepie trzeba zapłacić, więc nie można wziąć czegoś tak o, ponieważ byłaby to kradzież.
Zmarszczyłem brwi.
- No dobra... Ale czekanie tutaj tez jest bez sensu.
- Ta kobieta, która tam siedzi nie jest w stanie obsłużyć wszystkich na raz, więc jest coś takiego jak kolejka.
- ... Niby po co? Czemu musimy stać za tymi ludźmi, a nie przed nimi?
Ciężko westchnął, patrząc na mnie z odrobiną politowania w spojrzeniu.
- Ponieważ byli tutaj przed nami, więc nie odstąpią nam swojego miejsca.
- W takim wypadku to nie fair.
- Wiele rzeczy na tym świecie jest nie fair, jednak takie wepchnięcie się przed nimi w kolejkę byłoby również nie fair.
Zamrugałem, kiwając głową.
- No dobrze ma to sens... - przyznałem odrobinę niechętnie.
Na moment zapadła między nami cisza, a wyższy mężczyzna jeszcze raz spojrzał na produkty wyłożone na ladzie.
- Wiesz co, będziesz tu musiał chwilę zaczekać...
- Ale czemu? - zamrugałem zmieszany.
- Zapomniałem jeszcze czegoś wziąć, ale tym razem jak cię zostawię, nie zabieraj nikomu torebek ani nic takiego. - spojrzał na mnie z wyraźną prośbą w głosie.
Chcąc nie chcąc pokiwałem głową.
- Nic takiego nie zrobię.... Słowo... - dodałem po chwili, odrobinę wymuszając takowe słówko z siebie.
- Świetnie, wrócę, za nim będzie nasza kolej. - rzucił jeszcze, przed odejściem od kasy.
Chwilę patrzyłem w ślad za Jakurai'em jednak moment później straciłem zainteresowanie. Oparłem się o wózek, znudzony jeżdżąc nim na boki, przy tym obserwując pozostałych ludzi w owej kolejce. Zastanawiałem się trochę, czego mógł zapomnieć, jednak... Czy to było tak ważne teraz? I tak zobaczę, co to jak wróci.
Ciężko westchnąłem, kładąc się na wózku. Jak bardzo chciałem stąd wyjść, zaczynało się tu robić niebywale duszno, a do tego znalazłem kolorowe płatki, tyle że przykazano mi ich nie otwierać teraz w sklepie... Podniosłem poirytowane spojrzenie na kobietę siedzącą przy kasie. Czemu musiała się tak guzdrać? Czemu wszyscy w tym sklepie musieli się guzdrać?! Mlasnąłem niezadowolony, zaczynając obserwować produkty innych klientów. Nie widziałem tam nic ciekawego w sumie. Chociaż czego ja się spodziewałem....? To było prawie to samo co u nas z drobnymi różnicami. Aż się musiałem powstrzymać, by nie sięgnąć po słodycze, które miała kobieta przede mną. Przynajmniej pamiętałem, co mi przykazał...
Takie stanie w kolejce było nużące na tyle, że w końcu kompletnie przestałem zważać na to, co działo się dookoła mnie. Po prostu przymknąłem oczy, opierając się o wózek. Mógłbym tak w sumie stać i czekać, tyle że jakiś nieokreślony czas potem doszedł do mnie jakiś głos. Gdy niechętnie otworzyłem jedno oko, zauważyłem jedynie kobietę siedzącą przy kasie, która wyczekująco na mnie patrzyła.
- To pana zakupy prawda?
Słysząc pytanie, od razu się rozglądnąłem, po Jakurai'u nadal nie było śladu także... Oznaczało to... Właściwie co ja teraz miałem zrobić. Wbiłem wzrok w kobietę.
- Yyy... Tak moje... Znaczy nie moje.... Uch no znaczy jakby... Moje? - wymamrotałem skołowany.
Kobieta popatrzyła na mnie z kompletnym brakiem zrozumienia.
- No dobrze... To może pan podejść do kasy?
Mrugając, pokiwałem głową, powoli przysuwając się do kasy. Nie bardzo wiedziałem co zrobić ani co powiedzieć, jedynie rzucałem nerwowym spojrzeniem po sklepie.
Kobieta odchrząknęła.
- Jakby pan mógł zapłacić....
Wbiłem w nią przerażone spojrzenie.
- Ja tu... Ja na kogoś czekam... - wymamrotałem nieśmiało, odwracając wzrok.
Wydawało mi się, że zrozumiała mój przekaz... Chociaż nic nie powiedziała. Staliśmy tak, patrząc się na siebie przez chwilę. Aż w końcu udało się wrócić mojemu opiekunowi. Instynktownie wsunąłem się za jego plecy, nie chcąc jus patrzeć na kobietę ani z nią rozmawiać. Nagle mi przeszło to poczucie bycia znudzonym.
- Możemy już iść? - wymruczałem cicho, lekko ciągnąc mężczyznę za płaszcz.
- Hm? Tak już tylko zapłacę.
Pokiwałem głową, już patrząc w stronę drzwi. A gdy tylko zauważyłem, że mężczyzna bierze nasze zakupy, już się posunąłem do tych dziwnych szklanych drzwi.
- To możemy już iść tak? Prawda?
- Już ci przeszła ta mania zakupów? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Może trochę... No ale tylko trochę. - od razu się poprawiłem. - Też chcę coś wziąć dużo tego jeeest. - wskazałem na zakupy. - Mogę?
Przytaknął, podając mi przy tym drugą torbę.
- Tylko ostrożnie z nimi, dobra?
- Postaram się na pewno. - uśmiechnąłem się szeroko. - Zobaczysz nic się im nie stanie. - ruszyłem przodem.
Wyjście ze sklepu nie było już tak "ekscytujące" jak wejście jednak drzwi, które się same otwierają to coś nowego.
Idąc przez miasto, byłem zdeterminowany, żeby donieść rzeczy z powrotem do domu, lecz i tak mimo tej determinacji, gdy wracaliśmy, zobaczyłem fontannę... Po prostu musiałem się przejść, bo jej brzegu i może zamoczyć chociaż jedną kończynę w wodzie.
- Lora... Lora nie wkładaj tam rąk, tam jest brudna woda. - usłyszałem za sobą głos opiekuna.
Odwróciłem się do niego zaskoczony, niestety najwyraźniej odwróciłem się tak gwałtownie, że jedna z moich nóg zsunęła się do wnętrza fontanny, przez co straciłem równowagę. Nim zdążyłem się czegoś załapać, wylądowałem w wodzie, razem z torbą. Od razu się podniosłem, właściwie jak oparzony, przez nagłą zmianę temperatury.
- ... Coś mi nie wyszło. - wymamrotałem zawstydzony, szybko zbierając pływające teraz w wodzie zakupy. - Przepraszam. - spojrzałem na mężczyznę skruszony.
Ciężko westchnął.
- Nic takiego się nie stało. Zobaczymy w domu, co przetrwało ten wypadek, a co trzeba będzie wymienić. - wyciągnął do mnie rękę, pomagając mi wyjść z fontanny.
- Okej.... W porządku. Tyle że naprawdę nie chciałem.
- No już spokojnie, ważne, że tobie nic się nie stało.
Zamilkłem na moment, patrząc na przemoczone rzeczy.
- Przynajmniej możemy teraz gdzieś pójść, aby zjeść, no nie? - spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem. - Oh! I na pewno niektóre rzeczy są jeszcze całe. Więc... Więc nie jest tak źle?
Spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem.
- W sumie to masz rację. - odparł, gładząc mnie ręką po głowie.
Wracaliśmy powoli, a ja co jakiś czas zadawałem coraz to ciekawsze pytania o miasto i jak to wszystko wygląda. Można powiedzieć, że nadal wielu rzeczy nie rozumiałem, jednak teraz nie planowałem już wchodzić pod samochód... Będąc już z powrotem, w znanym mi otoczeniu nawet lekko odetchnąłem.
- To... Ja sprawdzę, co się uchowało! - oznajmiłem szybko, wpadając do środka i nawet nie czekając na odpowiedź. Wyrzuciłem wszystkie zakupy na stół i nawet trochę wody się z nich wylało. Zacząłem przeglądać całą zawartość. Na pewno wszystko w plastikowych opakowaniach było jeszcze dobre do użycia, jednak nie mogłem powiedzieć tego samego o płatkach w opakowaniu z kartonu oraz wszelkich innych pakunkach, które niestety przepuściły wodę.
- I jak wyglądają nasze straty? - zapytał długowłosy, zaglądając do kuchni.
- Płatki przemokły... Oraz parę innych rzeczy, ale moje płatki. - jęknąłem, podnosząc pudełko. - Teraz już nie będą chrupkie... I są brudne.
- Nie przejmuj się tak, zawsze można kupić nowe, które tym razem będziemy uważać. Tak, żeby nie wylądowały w fontannie.
W odpowiedzi na to już żywiej pokiwałem głową.


* * * * *


Jak zasugerowałem wcześniej, tak też zrobiliśmy, na obiad wyszliśmy do restauracji. Miasto nie było już aż tak ekscytujące, w sumie wszystko zaczynało już wyglądać podobnie. Za to wystrój tej całej restauracji? Nie potrafiłem nawet znaleźć odpowiednich słów, by opisać mój zachwyt. Niektóre ściany były akwariami, a na środku sali również znajdował się ogromny zbiornik.
- Ale tu ładnie... - uwiesiłem się na ramieniu mężczyzny. - Przypomina mi ocean. - oznajmiłem wesoło.
- Wiesz, taki był zamysł tego miejsca. - przyznał z lekkim uśmiechem. - Chodź, siądziemy już i zobaczymy, co mają w menu, hm?
Pokiwałem głową, nadal się rozglądając po sali, jednak dając się zaprowadzić do stołu. Gdy usiedliśmy na miejscu, wychyliłem się ze swojego miejsca, próbując dotknąć szkła.
- Ach... Nie sięgnę raczej. - zaśmiałem się lekko, po czym otworzyłem menu, zaczynając je przeglądać. - Będę mógł zamówić kraba?
- Nie widzę żadnej przeszkody — mruknął z uśmiechem, patrząc na mnie rozbawiony.
- Okej to... - podniosłem się, palcem wskazując danie w menu. - Chcę sałatkę z krabem... A teraz muszę iść do łazienki. - uśmiechnąłem się niewinnie. - Zaraz wrócę! - za nim zdążył mi odpowiedzieć, odszedłem od stolika z szerokim uśmiechem na ustach.
Może troszeczkę skłamałem, mówiąc, że idę do toalety.... Po prostu chciałem trochę bliżej zobaczyć te ich ogromne akwaria. Obszedłem je dookoła, starając się znaleźć sposób, żeby móc spojrzeć na nie z góry, niestety na pierwszy rzut oka nic takiego nie znalazłem, a na szkło raczej nie da się wspiąć. Dopiero gdy całkowicie okrążyłem zbiorniki to przy ścianie, znalazły się wąskie schody prowadzące w górę.
Bez większego namysłu wspiąłem się na górę, aby tam od razu klęknąć przy wodzie i zacząć w niej mącić ręką. Było tam tyle kolorowych rybek i nie tylko... Skoro nikt z obsługi nie zauważył, jak tu wszedłem, to może też się nie zorientują, jak na moment wejdę się bliżej przyjrzeć akwenowi...? Wzruszyłem ramionami, jedyne co mi teraz przeszkadzało to dolna część ubioru, która raczej nie była przystosowana do płetwy... Także... Musiała zniknąć. Dosłownie chwilę po jej zdjęciu mogłem już swobodnie poruszać płetwą pokrytą złotymi łuskami. Nawet ją lekko przytuliłem, owszem miałem basen i w wannie też mogłem spokojnie "używać" płetwy, jednak to było coś całkiem innego. Uradowany, że znów znalazłem się w wodzie, zacząłem pływać za mniejszymi rybami, które wystraszone uciekały na boki. W sumie się im nie dziwiłem, bo faktycznie wyglądały bardzo apetycznie.
Zacząłem spokojnie pływać pomiędzy kolorowymi rybami oraz roślinami. Do czasu jak poczułem na sobie parę ciekawskich oczu. Zatrzymałem się w pół ruchu, nadal chwytając jedną z rybek za ogon. Zauważyłem małą dziewczynkę siedzącą przy stole, która zafascynowana mi się przyglądała. Chwilę się na nią bez ruchu patrzyłem, trzymając wijącą się ofiarę. Po paru sekundach takowego impasu wykonałem nagły ruch, wpychając sobie rybę do ust, co u dziewczynki wywołało krzyk przerażenia.


(Jakurai?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz