poniedziałek, 30 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>
Minęło zaledwie parę minut a już dowiedziałem się trzech faktów, których chyba nigdy nie uda mi się usunąć z pamięci. Numero uno – czy wiedziałem, że ludzie niemal podskakują gdy chodzą? I w górę i w dół i w górę i w dół… gdybym miał to do czegoś porównać, to pewnie do kołyszenia statku na morzu. Nigdy nie znajdowałem się na pokładzie, ale w jednym z mieszkań, w którym przebywałem było okno z widokiem na pomost. Numero duo – włosy Aidena ładnie pachną. Tylko tak… bardzo ładnie. Nie wiem jak opisać zapach szamponu, po prostu… tak. I numero… three – Aiden ma ogromną ilość zadań do wykonania w ciągu jednego dnia.  Nie sądziłem, że jeden człowiek może robić tak wiele i nie paść ze zmęczenia! Kiedy tylko wyszliśmy z pokoju od razu podeszło do Aidena kilka osób, omawiając jego plan dnia, informując o najnowszych zdarzeniach w królestwie… czyste szaleństwo! A on nie wydawał się choć trochę tym zdziwiony, co oznacza, że spotyka to go codziennie!

Kiedy dotarliśmy na miejsce, ledwo się powstrzymałem żeby nie westchnąć z wrażenia. Sala Spotkań była ogromna! Wokół okrągłego stołu siedzieli ludzie, pogrążeni w głębokiej dyskusji. Gdy tylko zauważyli przybycie króla wstali i ukłonili się zgodnie. Aiden uniósł dłoń i kazał wszystkim powstać. Usiadł na największym fotelu w Sali ( można było się domyślić ) i zaczęły się obrady. Z zaciekawieniem słuchałem tematów rozmów – od kilkugodzinnych dyskusji na temat zamkniętego miasta do podpisania jakiegoś dokumentu na temat regulacji pietruszek. Słuchałem słów Aidena i nie mogłem wybyć się podziwu. Zachowywał się inaczej niż gdy był ze mną sam na sam, ale widać też było, że to ta sama osoba. Wyprostowany i spokojny, ważył swoje słowa i do każdego zwracał się z szacunkiem. Zaskakujące wydawało mi się to, że w oczach jego doradców widać było jak dobrym jest władcą. Patrzyli na niego z pewną iskrą, której nie sposób nazwać…

Nim się zorientowałem, wybiła godzina 14 i zbliżała się pora posiłku. Aiden zawędrował do jadalni i usiadł przy stole.  Siedziała już przy nim cudowna kobieta, której oczy wręcz raziły inteligencją i doświadczeniem. Rozpoznałem w niej matkę czarnoksiężnika. Uśmiechnęła się do syna i przywitała go. Po jakiejś minucie do pokoju weszły jeszcze 4 osoby – trójka dziewcząt i jeden chłopak. Przyjrzałem się im dokładnie. Każde z nich miało coś wspólnego z Aidenem – oczy jednej z dziewczyn świeciły podobną do niego inteligencją, a chłopak dzielił z nim uśmiech. Czy to… jego rodzeństwo? Usiedli przy stole i zaczęli rozmawiać. Przestali być rodziną królewską a stali się po prostu… rodziną. Zawsze uważałem to za jedną z najlepszych części mojego stylu życia. Nieważne kim ludzie są za dnia, co robią i gdzie pracują, kiedy są wśród bliskich wszystkie bariery opadają. Poważni ludzie bawią się w ciuciubabkę z dziećmi, gbury uśmiechają się jak nigdy dotąd a ci, którzy się uśmiechają wreszcie mogą sobie pozwolić na łzy. Poczułem  jak ciepło mi się robi w sercu. To naprawdę rozczulające. Wreszcie wniesiono do sali posiłek. Kiedy poczułem zapach jedzenia, niemal zleciałem z korony. Jedzenie pachniało bosko! Kto ma taki cudowny dar w dłoniach?

-Wiesz synu, wydaje mi się, że nasz gość może być głodny – odezwała się nagle matka Aidena.

Przepraszam,
Nani

The

Co?




Gdyby Aiden w ostatniej chwili nie uniósłby ręki, wpadłbym prosto do jego zupy. Spojrzałem na niego przerażony. Przecież… miał mnie nikt nie widzieć! Co się stało?? Aiden tylko westchnął i spytał:

- Czy coś jest nie tak z zaklęciem, które rzuciłem, matko? – kobieta tylko uśmiechnęła się.

- Miałam na myśli fakt, że nie zauważyłam go na śniadaniu i chciałam zaproponować żeby ktoś zaniósł mu posiłek, ale wydaje mi się teraz, że to zbędne. Jest tutaj z nami prawda? – spytała patrząc na wysuniętą dłoń Aidena. Czarnoksiężnik spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i machnął palcem. Zamrugałem i spojrzałem na wszystkich nerwowo. Co się robi w takiej sytuacji? Kłania się? Macha? Wtedy usłyszałem westchnięcie i brat władcy odezwał się podekscytowanym głosem:

- Bracie, czy to jest prawdziwa wróżka?- zarumieniłem się. Wróżka? Czy ja wyglądam jak dziewczyna? ( tak, wyglądam, mam na sobie spódnicę, to jest oczywisty wniosek ) Aiden uśmiechnął się tylko i rzekł:

- Kochani, to jest Dusty, wróżek i gość w naszym domu. Dusty, oto moja rodzina – moją matkę Charlotte już poznałeś, Elisen, Amelle i Katie to moje siostry, a mój brat ma na imię Oscar. – tak….to ja… może… sobie pójdę? C-co się robi gdy się poznaje rodzinę królewską? W końcu pochyliłem głowę w niemym przywitaniu. Nie jestem wredny czy coś, prawda? Oscar wstał z krzesła i podszedł żeby mi się przyjrzeć.

- Miło mi cię poznać Dusty. Muszę przyznać, że pierwszy raz widzę wróżkę… wróżka w zmniejszonej formie! – kiwnąłem głową szybko i odsunąłem się trochę.

-Oscar, proszę, zachowuj się. Naruszasz jego przestrzeń. – skarciła brata Katie. Z całej trójki to ona najbardziej wyglądała jak Aiden, a sądząc po jej posturze i tonie głosu, zachowywała się też podobnie. Elisen westchnęła i spojrzała na mnie:

- Przepraszam za brata. – nie, nie nie przepraszaj, to ja przepraszam. Zaczałem wymachiwać rękoma. Dlaczego oni są tacy stresujący?

<aiden pomocy, dłużej tego opka nie pociągnę, uratuj dusia>
<Następne opowiadanie>

niedziela, 29 marca 2020

Lorelei DO Jakurai'a

Otaczała mnie bezkresna, błękitna toń. Wpłynąłem między rafę koralową, rozglądając się w poszukiwaniu małży. Wszystkie ryby obok których przepłynąłem, uciekały. Jakbym był jakimś drapieżnikiem, chowając się między kolorowymi koralami. Jednak dziś nie o te rybki mi chodziło. Raczej szukałem pereł. Niestety nie miałem szczęścia. Jedyne muszle, które znalazłem były albo puste, albo nie byłem w stanie ich otworzyć. Wreszcie znużony wielogodzinnymi poszukiwaniami i uderzaniem muszelkami o kamienie wynurzyłem się z wody, aby rozłożyć się na jednej ze skał znajdujących się bliżej brzegu. Padłem na twardą skalę zamykając oczy i mącąc ręką wodę tuż przy niej. Idealna cisza i spokój. Mogłem tak leżeć w nieskończoność, przysłuchując się krzykom mew i szumowi fal. Jednak ta melodia dzikiej plaży została w pewnym momencie zakłócona jakimś dziwnym innym szumem. Podniosłem głowę, rozglądając się zaskoczony. Dźwięk stawał się wyraźniejszy. Teraz definitywnie rozpoznałem dźwięk silnika. Faktycznie, gdy się odwróciłem, zobaczyłem dwie łódki. Co oni tutaj robili, tu nie wolno było łowić. Podczas przyglądania się całemu temu widowisku udało mi się dostrzec, że oni chyba na coś polowali. Możliwe, że delfiny? Zsunąłem się do wody, mając zamiar samemu, zbadać tą jakże kuriozalną sytuację. Podpłynąłem do kutrów. Nie pomyliłem się. Zaganiali stado delfinów na płyciznę. Gdy tak pływałem wokół łodzi, w pewnym momencie poczułem, że mój ogon się w coś zaplątał i nagle coś pociągnęło mnie do góry, wyciągając z wody. Zamrugałem zdziwiony, wpatrując się w równie zdziwionych żeglarzy. Raczej spodziewali się delfina, a nie mnie.
- Ups. Taka pomyłka chłopcy... Możecie mnie już wypuścić? - zapadła cisza a oni coś tam między sobą szeptali, spoglądając co jakiś czas na mnie.
Ja w tym czasie próbowałem wydostać płetwę z plątaniny żyłek będącej siecią. Gdy tak się radzili, doszedłem do wniosku, że chyba jednak jestem bardziej opłacalnym towarem niż nawet te biedne delfiny, o których zdaje się, zdążyli zapomnieć. I chyba jednak miałem rację, ponieważ nie dość, że nie odzyskałem wolności, to zostałem związany i zamknięty w jakimś schowku. Okropne traktowanie jak na żywą istotę. Od tego momentu wszystko działo się zbyt szybko. Po dostaniu mnie na ląd oczywiście nielegalnie jak mniemam, dostałem dość ciasne i niewygodne akwarium, w którym ledwo co mogłem się ruszać. Tak minęło parę kolejnych godzin. Przy czym byłem przekonany, że coś mi podali, bo reszty nie pamiętałem może parę słów o jakiejś licytacji.
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Gdy tak się rozglądałem, uświadomiłem sobie, że chyba znów otaczała mnie ta sama błękitna toń co dziś... Moment ile dni mogło minąć. Poderwałem się do góry i zacząłem rozglądać. Cisza. Zadziwiająco cicho tu było, mimo tego cieszyłem się, że mam znów gdzie pływać. Powoli machnąłem płetwą, żeby się porozglądać po nowym otoczeniu jednak gdy tak sobie pływałem nagle, z impetem wpadłem w jakąś niewidzialną ścianę. Złapałem się za nos, cicho przeklinając. Po czym znów podniosłem głowę, spoglądając na "przeszkodę". Szyba? Dlaczego szyba? Przyłożyłem rękę do szkła, zaglądając do środka. Okej tam definitywnie nie było wody. To, co ja robiłem w ludzkim domu. Popłynąłem na drugi koniec akwarium i znowu przyłożyłem ręce do szyby tym razem, próbując bardziej zaglądnąć do pomieszczenia. Czyli co teraz zostałem pupilkiem lub dekoracją w domu bogaczy? Głęboko westchnąłem i dałem sobie opaść na dno. Nie miałem pojęcia, ile czasu zdążyło minąć od dnia, w którym wplątałem się w sieć. Wiedziałem tylko, że zdążyłem zgłodnieć. Minęło kolejne parę dni, a ja cały czas jakoś próbowałem wydostać się z 'baseniku'. Bezskutecznie. W ostatnim akcie frustracji zacząłem walić głową o szybę, przed co tylko rozbolała mnie głowa a szyba ani drgnęła. Kamień nic nie dał to, czemu głową miała dać... Genialny pomysł naprawdę. Wróciłem na mój, można powiedzieć ulubiony kamień i się rozejrzałem. Co jakiś czas nachodziły mnie jakieś nieprzyjemne uczucia. Nie potrafiłem spokojnie usiedzieć, jakby mnie coś zaczynało swędzieć. Przez parę na następnych dni wcale nie było lepiej. Do tego zaobserwowałem na ciele szare kropki. Najpierw tylko na płetwie potem na całym ogonie. Jeśli to nie było wystarczająco denerwujące, zaczęło to potwornie swędzieć, przez co zaczęła mi skóra schodzić i w niedługi czas potem byłem przekonany, że się uduszę. A ci ludzie? NIC? Ile mogło im zająć zauważenie, że coś jest nie tak z główną ozdobą ich luksusowego salonu.
Najwyraźniej potrzebowali kolejnych 24 godzin, by zorientować się, że ja CHYBA UMIERAM. Mogłem ich jedynie zabijać wzrokiem ze swojego legowiska pomiędzy ozdobnymi roślinami w akwarium. Nie dziwota, że bali się podejść i mnie wyciągnąć. Byłem przekonany, iż wyglądałem przerażająco. Prawdziwa krwiożercza bestia. Zdecydowanie. Później okazało się, że w tym punkcie się pomyliłem. Służący dali radę mnie bez większych problemów wyłowić i posadzić w płytkim baseniku. Ponownie jedynie mogłem ich zabijać wzrokiem. Nikt kto dotykał mojego ogona, nie powinien żyć dłużej niż... Moment po tym, jak go dotknął? Rozejrzałem się.
- Chcę z powrotem do wody... tu jest za płytko. - wymamrotałem bardziej do siebie. I tak mnie, zostawili. ZNOWU.
Znowu się zacząłem drapać, zirytowany całą tą sytuacją. To by się nie zdarzyło w bezkresnym oceanie! Po chwili do pokoju weszły dwie osoby. Zamrugałem, przyglądając się im z zaciekawieniem.
- Tu jest. Naprawdę nie mam pojęcia co się z tą rybą dzieje. - powiedział jeden, mój domniemany właściciel.
Przynajmniej był przejęty. Przecież jego sterta pieniędzy wyglądała, jakby miała wyzionąć ducha. Czyli sprowadził mi lekarza. Ratunek jak miło... Machnąłem, płetwą rozchlapując wodę.
- Mogę wrócić do akwarium? - zapytałem znużony. - Tu na powierzchni jest znacznie gorzej z oddychaniem... A ja już się lepiej czuje. - skłamałem z szerokim uśmiechem, spoglądając na obie osoby znajdujące się w pokoju. - A nie wybaczcie. Ze mną się nie rozmawia. Ja jestem tylko rybą. Jak to się mówiło... Ryby i dzieci głosu nie mają?

( Doktorku? I need a doctor~ )

Yonki DO Bishamon

Otworzył szeroko oczy, nie wierząc własnym uszom. Naprawdę coś takiego usłyszał? Jak? Przecież... przecież wszystko było okej! Powiedział to co zawsze, nic nieodpowiedniego, a tu nagle taka reakcja!
Nie, on tego nie przemilczy. Nie tak o.
– No niech mi pan powie, czemu mnie pan nie przyjmie! – rzekł, podnosząc ton.
Posłał pytające spojrzenie stojącemu po drugiej stronie lady średniego wieku mężczyźnie. Rosły wilkołak patrzył na niego z góry krzyżując ręce na piersi, brwi były cały czas pod skosem na tyle, że Yonki miał ochotę nazwać go Gniewnobrwistym.
– Bo jesteś syreną – burknął mężczyzna, nie zmieniając swego poważnego tonu.
– No i? – zapytał Yonki nie ukrywając zdziwienia. – Tylko dlatego?
– Nie lubię syren.
Te słowa go dotknęły, mimo że w rzeczywistości nie był żadną syreną. To strasznie nieprzyjemnie brzmiało. Nie przyjmie go do głupiej pracy w restauracji, bo jest syreną. No jak tak można? Co mu się nie podobało w syrenach? To tylko rasa. Co innego, gdyby był człowiekiem, bo zdarzają się ludzie, którzy nie lubią innych humanoidalnych, bo mogą to, czego oni nie... i w ogóle są inni. Ale on był wilkołakiem. Zresztą, wilkołaki raczej nie miały na pieńku z syrenami. Jedni w połowie wilki, drudzy w połowie ryby. W zasadzie to pod pewnym względem byli do siebie podobni. Co mu więc się nie podobało w syrenach?
Cokolwiek to było, jakoś nie miał ochoty o to zapytać. Zamiast tego tylko mruknął:
– Rasista.
– Słucham? – oburzył się tamten.
Yonki uniósł brwi, spojrzał na niego, po chwili jednak sobie przypomniał, że wilkokrwiści mieli wyczulony słuch. Westchnął ciężko, krzyżując ręce na piersi. Nic jednak więcej nie powiedział, a jednym ruchem zabrał z blatu swój dowód osobisty i, obróciwszy się na pięcie, skierował się do wyjścia.
Wyszedł z restauracji, zatrzymał się na chodniku. Spojrzał za siebie na widniejące na drzwiach ogłoszenie, że właściciel pilnie szuka pracowników. Wtem prychnął. Jakby pilnie szukał, to by nie wybrzydzał. Spuścił wzrok na trzymany w ręku dowód osobisty. Znajdowały się na nim jego dane, z tą różnicą, że prawdziwe było tylko imię i zdjęcie. Nazwisko wymyślone, wiek to rzekome dwadzieścia trzy, w które i tak nikt nie wierzy, a w rasie pojawiła się taktyczna syrena, która to sprawiła, że nie dostał pracy. Serio, nawet wyglądu się tamten wilkołak nie przyczepił, tylko rasy. Ach, chyba będę musiał zdobyć więcej fałszywych dowodów.
Jakoś nie myślał o wyrobieniu sobie prawdziwego. Gdyby miał pokazywać dowód, gdzie czarno na białym napisane jest: Yonki, bóg chaosu, to tym bardziej nie znalazłby sobie żadnej pracy. No bo kto zatrudniłby boga chaosu? Kto? Znalazłby miejsce tylko u jakiejś najmroczniejszej mafii lub w kulcie boga chaosu. Ale nie chciał do ani jednego, ani drugiego. Mafie nie były fajne a osoby z kultu należały do jednych z najdziwniejszych istot, jakie kiedykolwiek widział. Nawet on ich uważał za dziwaków.
A myślał, że szybko znajdzie pracę. W zasadzie to na to liczył, bowiem już mu się kończyły pieniądze, do domu miał daleko, (obecnie przebywał w Królestwie Wschodnim), a do Summera to za bardzo nie chciał dzwonić. Już od niego wyciągnął trochę kasy, więc pewnie teraz by nie dostał. Pozostawało mu znalezienie sobie jakiejś roboty. Inaczej będzie musiał uciekać z hotelu bez zapłacenia. A wypadałoby w końcu przestać to robić.
No nic, miasto niemałe, może się jeszcze coś znajdzie.
Westchnął zrezygnowany. Sięgnął ręką do kieszeni spodni, z której wyciągnął portfel, gdy nagle ktoś na niego wpadł. Zachwiał się, wykonał parę szybkich kroków, by odzyskać równowagę. Miał szczęście, bo nie upadł, ale nie na tyle, by nic się nie stało. Portfel wyleciał z jego ręki i spadł na chodnik. Yonki czym prędzej się po niego schylił i, wyprostowawszy się, zaczął otrzepywać go z brudu, przy okazji chowając do niego swój dowód.
– Nie umiesz łazić?! Patrz, gdzie leziesz! – te słowa uderzyły z impetem w jego osobę.
Od razu zareagował na nie negatywnie. Jak zwykle to ci winni najwięcej hałasu robili. Nie dość, że na kogoś wpadali, to jeszcze nie mogli po prostu sobie pójść (już nawet nie wymagał od nich przeprosin) tylko robili awanturę na całą ulicę.
Ale chwila.
Ten głos.
Odwrócił głowę, spojrzał na młodo wyglądającą kobietę, która właśnie się prostowała. Zmierzył ją uważnie wzrokiem, minimalnie unosząc brew. Nie potrzebował zbyt wiele czasu, by ją rozpoznać. Bishamonten, bogini wojny. Może jakoś nie wchodził z nią nigdy w bezpośredni kontakt, ale z pewnością nieraz ją widział. Aż głupio by było, gdyby nie rozpoznał boga. Ale trafiłem! Szczerze mówiąc, dawno już nie napotkał na żadnego pobratymca. Cóż, jakoś tak go do nich nie ciągnęło, w końcu emeraańscy nie byli nie wiadomo jak zżyci. Pomińmy już fakt, że on nie należał do faworytów i mało kto go lubił.
W pewnym momencie zaczęło go ciekawić, czy bogini go w ogóle kojarzyła. Nie miał jakiegoś wielkiego, bardzo rzucającego się w oczy wyglądu ani nie uczestniczył żywo w żadnym boskim spotkaniu (o ile w ogóle tam był), więc jego postać mogła jej jakoś umknąć. Jednak nie musiał się długo zastanawiać, bowiem kobieta po przyjrzeniu mu się powiedziała:
– Jesteś Yonki, prawda? Bóg chaosu.
Posłała mu lekki uśmiech, wyglądała, jakby była dumna z samej siebie, że rozpoznała boga. Yonki zmierzył ją wzrokiem. Wow, pamiętała go. No sukces normalnie. Dawno nie spotkał kogoś, kto by tak szybko rozpoznał go jako boga. Ludzie zwykle nie kojarzyli go, a jak w końcu mówił, kim jest, to spora część nie chciała mu wierzyć. Ach, oni i te ich wyobrażenia.
– Wow – rzekł, chowając portfel do kieszeni spodni, po czym zaczął bić brawo. – Jesteś pierwszą osobą od jakiegoś już czasu, która mnie tak szybko rozpoznała, a nie widziała z dobre parę lat... a może i dłużej? Nie wiem, jakoś już dawno straciłem rachubę czasu.
Bogini patrzyła na niego chwilę, jakby nie za bardzo wiedziała, jak na to zareagować, co odpowiedzieć. Stała, mierząc go wzrokiem z góry na dół, w końcu jednak odparła:
– Cóż, nic się nie zmieniłeś odkąd ostatni raz cię widziałam.
– Ma się ten wieczny urok – uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
Jeszcze nie miał okazji porozmawiać z Bishamonten. Jego brat rozmawiał z nią trochę, ale on sam wcześniej nie miał na to ochoty. Jakoś tak go nie zaciekawiła na tyle. Teraz jednak sytuacja była nieco inna. Jak wcześniej wspomniano, już trochę czasu minęło odkąd ostatni raz widział boga, dlatego pomyślał, że wykorzysta okazję. Pewnie nie dowie się za wiele o innych, bo z tego co pamiętał bogini wojny również nie była wielbicielką boskiej rodzinki, ale lepsze to niż nic.
Wtem do jego głowy przyszedł pomysł. Uniósł nieco brwi, w oczach pojawił się pewien błysk. Tak nagle nabrał ochotę na przeżycia. A akurat pomyślał sobie, że taka przygoda z boginią wojny mogłaby być ciekawym doświadczeniem. Mogliby coś szalonego zrobić. Ostatnio myślał o wmieszaniu się w szeregi jakiejś mrocznej organizacji i zniszczeniu jej od środka... Chociaż nie wiadomo czy Bishamon by się na to zgodziła. Bogini wojny, więc powinna lubić walki i takie tam, ale nie miał stuprocentowej pewności, że jej to przypadnie do gustu. No trudno, zawsze można zrobić coś innego. Czasami wystarczył jeden gest, by wywołać niemałe zamieszanie.
– Co tam u ciebie? – rzucił. – Pewnie masz wolny czas, skoro chodzisz i wpadasz na innych. – Skrzyżował ręce na piersi.
– A mam – odpowiedziała spokojnie bogini, choć dało się w jej głosie wyczuć nutę zawahania.
Yonki przyjrzał się jej uważnie. Jak się wahała trochę, to chyba wyczuła, że bóg coś knuje. Problem w tym, że tak jakoś nie wiedział, co by tu powiedzieć bądź zrobić, żeby niczego nie podejrzewała. Dlatego po dłuższym namyśle zrezygnował z bawienia się w tajniaka. Po prostu bez zbędnego owijania w bawełnę zaproponował:
– Może bym ci jakoś pomógł? Tak się składa, że ja też mam wolny czas – dodał.
Szukanie pracy jednak poczeka.
Bishamonten zmierzyła go wzrokiem, wolno przestępując z nogi na nogę.
– Pomógł? Jak? – posłała mu badawcze spojrzenie.
– Jak chcesz. – Wzruszył ramionami. – Pochwalę się, że jestem bardzo dobry w znajdywaniu przygód.
Uśmiechnął się dumnie, prostując się. W duchu miał nadzieję, że bogini przystanie na propozycję. Albo nie, w sumie kobieta nie musi. Jak się nie zgodzi, to i tak w coś ją wciągnie. W końcu był bogiem chaosu, zrzucenie jakichś kłopotów na innych (i siebie) nie było dla niego żadnym problemem.

Bishamon?

sobota, 28 marca 2020

„Wszyscy mają mambę, mam i ja.”

Powitajmy gorąco nową postać (kobiecą!), kuzynkę znanego już Dusty'ego, wróżkę Chloe Lee!


Bishamon DO Yonkiego

Kolejny jakże spokojny dzień się rozpoczął, tym razem typowo nie spałam w swoim miękkim łóżku we Wschodnim Królestwie, czego nawet trochę żałowałam. Dawno już nie urzędowałam we własnym domu, co mogłoby się wydawać trochę smutne ale nie dla mnie. Ważniejsze rzeczy istniały niż wygoda i jedno miejsce zamieszkania. Jedną z tych ważniejszych rzeczy była praca od której dzisiaj wyjątkowo miałam wolne. Szczerze nie podobało mi się to, ale nic nie mogłam zrobić, taka padła decyzja, więc muszę się do niej dostosować. Mimo że chciałam wstać i iść prosto do pracy miałam cały wolny dzień! I może jeszcze kilka następnych jako że nie wiem jak długo będą trwały rozmowy. Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, było wygodne ale to nie to samo co moje.. Kuraha również wstał w niedługim czasie po mnie, podobnie jak ja był gotowy do wyjścia i pracy. Niestety nie tym razem kocie... Kiedy stałam już obok łóżka postanowiłam się wykąpać, orzeźwiająca kąpiel z rana potrafiła być prawdziwym lekarstwem na wszelkie dolegliwości. Przeszłam się do dużej ciemno brązowej szafy z której wyciągnęłam ręcznik. Wszystkie inne meble w nie dużym pokoju były z tego samego drewna co szafa. Tylko łóżko odznaczało się jeszcze jasną pościelą. Z lekkim westchnieniem poszłam do łazienki, która utrzymana była podobnie jak pokój w odcieniach brązu. Beżowe kafelki, brązowe szafki, tak samo czyste miejsce jakby nikt tu wcześniej nie mieszkał. Odkręciłam wodę i czekając aż wanna się napełni wyglądałam za okno przypatrując się ludziom, którzy podobnie jak ja wstawało skoro świt aby pracować. Krzątali się po ulicach, wszyscy szybko, spiesząc się ażeby tylko się przypadkiem nie spóźnić. Niczym małe mrówki, które zaprogramowane mają że muszą pracować i nie mogą przestać. Odeszłam od okna i zaciągnęłam zasłony, po czym rozebrałam się do naga i zanurzyłam się w przyjemnej ciepłej wodzie. Gdy sama nie musiałam się spieszyć do pracy było mi jakoś dziwnie, nienaturalnie spokojnie, nie musiałam się martwić co dzisiejszy dzień przyniesie, bo mogłam go spędzić jak chcę. To było dość ciekawe uczucie. Pozwoliłam sobie na leżenie w wannie dobre kilkanaście minut zanim zabrałam się za mycie. Przyjemnie mi było tak leżeć i planować co mogłabym dzisiaj zrobić. Na pewno było to dla mnie coś nowego. Nie miałam szczerze pojęcia jak mogę go wykorzystać, więc po kąpieli ubrałam się mimo wszystko w dość typowy dla siebie strój, składający się z wysokich butów, długich spodni, białej koszuli i wojskowego płaszcza. Nie mogłam sobie pozwolić na roztargnienie, do ubioru dołączyłam również broń, którą zawsze przy sobie nosiłam. Mimo że był to dzień wolny, wiedziałam że ludzie mnie rozpoznają na ulicach, więc musiałam spełniać ich oczekiwania. Wyszłam z hotelu, nie oddając jeszcze kluczy, nie wiedziałam jak długo przyjdzie mi jeszcze tu urzędować, więc wolałam jeszcze sobie zostawić możliwość powrotu do tego pokoju. Przechadzałam się spokojnym krokiem po ulicach miasta, co jakiś czas słysząc za sobą szepty lub jawne wskazywanie na mnie. Było to doprawdy drażniące, ale nie były niczym nowym. Rzadko pokazywałam się wśród innych istot, więc byłam atrakcją, kiedy już to następowało. Błądziłam bez celu, nie mogąc znaleźć sobie ani miejsca ani tym bardziej zajęcia, zaczęło mnie to powoli irytować. Jeśli tak miały wyglądać dni wolne to o bogowie, jak się cieszę że prawie nigdy ich nie miałam! Zanudzić się idzie w ten sposób. Co niby mam robić? Spacerki, odwiedziny, kawa, herbata. Gdzie i po co ja się pytam? To tylko marnowanie czasu, którego nienawidzę marnować, mimo że mam go od groma. Skupiając się na swojej rosnącej irytacji z powodu uciekania mi cennego czasu nawet nie zauważyłam jak zderzyłam się z kimś.
- Nie umiesz łazić?! Patrz gdzie leziesz! - fuknęłam, chociaż po chwili sobie przypomniałam że nie mogę przelewać swojej złości na ludzi. Z westchnieniem strzepałam niewidzialny kurz z płaszcza i podniosłam wzrok na nieznajomą mi istotę. Aczkolwiek gdy spojrzałam na mężczyznę? Chłopaka, zorientowałam się że skądś go kojarzę. Skąd? Dobre pytanie. Kontakt utrzymywałam zaledwie z kilkoma bogami, więc mógł się przewinąć w jakimś towarzystwie. Dopiero po chwili namysłu udało mi się go skojarzyć. - Jesteś Yonki, prawda? Bóg Chaosu. - spytałam prostując się i lekko uśmiechając, będąc zadowoloną że udało mi się go jednak rozpoznać.

Yonki?

„Uważam i przyznaję się do tego, że lepiej jest być pięknym niż dobrym. Ale nikt z równą gotowością nie przyzna, że lepiej jest być dobrym niż brzydkim.”

Powitajmy demona, władcę (niekoronowanego ale jednak władcę) Nieprzemierzonych Gór! : demona Dagona de Erikssona!
~Jego profil znajdziecie w rodzinie królewskiej.

piątek, 27 marca 2020

„You're human. You're allowed to make mistakes.”

Zawitała do nas piękna dama, bogini Wojny i Fortuny: Bishamonten Vaisravana!


Pierwszy event!

Pierwszy event, który organizujemy nie będzie jakoś nadzwyczajnie trudny i jeszcze nie będzie dotyczył historii świata i jego fabuły, więc nie musicie się martwić o swoje postacie!~

Pragnę wam przedstawić pierwszy event, który będzie obejmował rozwój samego bloga i jest kierowany stricte do autorów, którzy chętnie wezmą czynny udział w kolejnym kroku naprzód. Ale do rzeczy! Wszystkie ważne rzeczy dotyczące eventu:


Na czym będzie polegał event? 

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i jest sednem całej sprawy. Pragnę aby chętne osoby pomogły mi stworzyć opisy różnych miejsc w królestwach. Mogą to być miasta, tajemnicze lasy, labirynty podziemne, wszystko czego dusza zapragnie i co wpadnie wam do głowy. Tylko oczywiście są pewnie zasady, które opisze poniżej.

1. Opis nie może być za krótki. Wiadomo, że nie musi to być książka na temat jednego miejsca, a opis domku na jednej ulicy rozdziałem, ale nie może to też być napisane po łebkach.
2. Każde miasto musi posiadać nazwę. Może to być z każdego języka nazwa i również trochę kreatywna. Oczywiście coś w stylu Miasto Elfów też może być, ale wtedy nazwa zostanie wpisana po angielsku.
3. Jeśli nie masz możliwości rozpisania się, a masz zaledwie krótki plan tego miejsca — nic nie szkodzi, wyślij, rozpisze go jak tylko się da. 
4. Miasta mogą być wszelkiego rodzaju, pod wodą, latające, w środku gór, nawet przy wulkanie. — nie zapominajmy o tym że mamy rok trzy tysięczny i wszystko jest możliwe.
5. Nie musi to być miasto w stylu wiktoriańskim. Jest to zaledwie ogólną moda, więc jak ktoś chce może to być super nowoczesne miasto albo takie gdzie domy są z gliny i słomy.
6. Każde miasto dostanie własną naklejkę, można ale i nie trzeba wysyłać opisu jak mniej więcej naklejka ma wyglądać.

Jak i gdzie wysłać opis miasta? 

Najlepiej na maila, jeśli nie ma takiej opcji to na discorda: 
Li-sensei@protonmail.com / ~ℓєωιαтαη #8024

Czy są jakieś nagrody za ten event?

Nie, ale być mogą, w zależności czy będziecie moi drodzy tego chcieli, jeśli tak odbędzie się głosowanie.~

Jak ma wyglądać opis miejsca? 

Tak naprawdę nie ma tu nic rygorystycznego, możecie pisać jak chcecie i co chcecie, im dłuższy opis tym lepiej, ważny jest opis mniej więcej wyglądu miejsca i jego zasad funkcjonowania, można napisać jak żyją tam ludzie lub jak wygląda gospodarka, z czego słynie (jeśli jest to miasto) albo jaka jest roslinność i klimat (jeśli są to jakieś inne miejsca).

Przykład:
Miasto znajduje się we Wschodnim Królestwie, zyskało swoją nazwę dzięki wspomnianej rasie, która bardzo licznie zasiedliła ten teren. Z biegiem lat nagle się okazało ze prawie dziewięćdziesiąt procent mieszkańców stanowią Anioły, przez co zaczęto nazywać je Miastem Aniołów. Sami przedstawiciele tej rasy chętnie tam mieszkają przez co miasto stało się trochę zamknięta strefą, na pewno psychicznie. Jeśli ktoś nie należy do tej jakże wyniosłej rasy może mieć problem z zaaklimatyzowaniem się w mieście i dogadaniem. 
Przy wjeździe do miasta bardzo widać jaka rasa tu urzęduje, wszędzie znajdują się piękne zdobienia, a wszystkie ulice są nienagannie czyste i równe, podobnie jest z mieszkańcami, każdy prawie jakby z maszyny i spod linijki wyszedł. Budynki są utrzymane w bardzo bogatym i zdobionym stylu. Jak to Anioły, lubią błyskotki i przepych więc prawdopodobnie nawet w domach jest od groma takich pierdół i ozdób co na ścianach zewnętrznych. 
Miasto charakteryzuje się nie tylko ozdobami i w głównej mierze zamieszkaniem przez Anioły, ale i dobrobytem. Jest jednym z lepiej rozwiniętych pod względem handlowym, kupisz tu wszystko i tak samo sprzedasz, Miasto Aniołów jest jednym z najważniejszych punktów handlowych, to tutaj kwitnie wszelki rynek, aczkolwiek to pozwala też na rozwój handlu towarami zakazanymi.

Taki opis jak powyżej spokojnie wystarczy, nie chodzi o konkretną ilość słów ale to jak opisane jest miasto, zachęcam więc do brania udziału nie tylko w tym evencie, ale i wszystkich następnych!

~Liviaj

Czas na razie nieograniczony, kiedy zaczniemy zbliżać się do końca wydarzenia zostaniecie o tym poinformowani niezwłocznie.

„Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić.”

Z dniem dzisiejszym witamy nową postać, lekarza i muzyka Jakurai'a Junguji!


środa, 25 marca 2020

Aiden DO Dusty'ego

Humor niesamowicie mi odpisywał od pierwszych chwil po obudzeniu się, chętnie podniosłem się z łóżka, mimo że równie chętnie bym w nim został i poleżał. Z uśmiechem przywitałem się z Dusty'm, który widocznie był zawstydzony obecną sytuacją, jednak postanowiłem nie drążyć tego tematu, chociaż w takiej czerwieni było mu do twarzy. Standardowo przybył również ktoś aby powiadomić mnie o nowym dniu i przypomnieć o obowiązkach króla, do których zaliczało się również poranne wstawanie. Przywykłem do tego, tak samo jak do rozmowy przez drzwi z pracownikami z samego rana. Trzeba było przyznać że bardzo cenili moją prywatność, zwłaszcza gdy zwykłem spać bez piżamy czy innych zbędnych rzeczy. Noc w końcu jest od odpoczynku, nie tylko dla umysłu ale i ciała, więc i ono musi odpocząć od ubrań, czyż nie? Wstałem z lekka leniwie i powolnie z łóżka i poszedłem do szafy z zamiarem wymyślenia sobie dzisiejszego stroju. Wprawdzie mój doradca to robił ale i tak nigdy tego do końca nie przestrzegałem. Dzisiaj padło również na strój elegancki, jako że innego mi nie przystało nosić, składający się z ciemno fioletowej koszuli i czarnych prostych spodni. Do tego wybrałem zaledwie dłuższe kozaki i standardowa narzuta, która była moim nieodłącznym elementem wizerunku. Nie chciałem znowu zostawiać towarzysza samego, w końcu zanudził by się w tym pokoju. Nawet jeśli by wyszedł, nie miałem pewności że ktoś mu nie zrobi przypadkiem krzywdy albo gdy ponownie dostanie ataku kaszlu ktoś będzie w stanie coś na to poradzić lub to w ogóle zauważy. Więc pozostawienie go samego nie wchodziło w grę, ponadto liczyłem na spotkanie z lekarzem i dobre wieści co do lekarstw. Spodziewałem się odmowy, gdy pytałem o ewentualne towarzyszenie mi w trakcie pracy, wiedziałem że boi się ludzi, więc nie zamierzałem narażać go na kolejny stres. To pytanie było zaledwie wstępem do mojego planu, który zdążyłem wymyślić już poprzedniego dnia wieczorem. Szczerze ucieszyłem się gdy Dusty zgodził się na zaklęcie, wprawdzie nie miałem pewności czy to będzie odpowiadało mojemu towarzyszowi, ale jednak udało mi się go tym przekonać. Z uśmiechem machnąłem przed Dusty'm palcem w określonym geście w głowie wypowiadając krótkie zaklęcie.
- Czujesz się jakoś inaczej? - spytałem spokojnie, a gdy w odpowiedzi dostałem szybkie zaprzeczenie głową uśmiechnąłem się. - To dobrze, oznacza że zaklęcie zrobiłem bezbłędnie. - zaśmiałem się lekko ale widząc przerażoną minę wróżka ponownie się do niego zwróciłem. - Spokojnie, żartuje. To zaklęcie nawet jakby nie wyszło, nie byłoby w stanie na Ciebie wpłynąć poza tym, że by nie zadziałało. - wyjaśniłem radosnym tonem.
Cieszyłem się, że wróżek będzie mi towarzyszył podczas pracy, zawsze było bardziej raźnie jeśli nie musiałem iść tam sam. Zwykle nie wolno takich rzeczy robić, ale skoro i tak go nikt nie zobaczy to nie muszę się martwić o ewentualne problemy. Nie wolno tak naprawdę nikomu niepowołanemu wchodzić na salę obrad lub uczestniczyć w, często poufnych, rozmowach, a jednak nie było to najważniejsze. Chociaż zawsze stosowałem się do zaleceń, zakazów i nakazów to tym razem nie miałem problemu ze złamaniem jednej z podstawowych zasad. Kiedy skończyłem przygotowywać się do wyjścia, posadziłem wróżka na koronie, którą również założyłem i upewniłem się że nie spadnie.
- Uważaj tam na siebie i w razie co to informuj jak coś będzie nie tak. - powiedziałem spokojnie po czym wyszedłem z pokoju.

Dusty? 

"...As calm as the sea, but as devastating as it becomes."

Powitajmy nowego członka: Lorelei'a Kai'nori! Zawitał do nas syren, a może syrenka i zasiadł na stałe w Zachodnim Królestwie!


Hashi DO Lamelle'a

Wstałem skoro świt z ułożonym już w głowie planem na dzisiejszy dzień, standardowo był pracowity, nie mogłem pozwolić aby uczniowie poczuli zbyt duży luz, wtedy prawdopodobnie by po prostu olali całość i dotychczasowa praca poszłaby na marne. Znałem wiele dzieciaków w ich wieku, trafiła mi się ciężka grupa wiekowa, ale nie oznaczało to że mam zamiar odpuścić. Musiałem ich dopilnować, dopóki każdy dzień był skrupulatnie zaplanowany, wszystko było w porządku, gdyby jednak w jakimś momencie wkradł się brak planu wszystko legło by w gruzach. Młodzież która ma za dużo czasu wolnego wpadała na głupie pomysły. Skrajnie głupie pomysły. Wykonując poranną rutynę po raz setny w głowie powtarzałem listę dzisiejszych zadań. Nie spieszyłem się zbytnio, pobudka dzieciaków miała nastąpić dopiero za półtorej godziny, zdążyłem więc wziąć kąpiel w basenie, nad którym stał mój dom. Umiejscowienie szkoły było punktem w dziesiątkę, mogłem ograniczyć wszelkie sprzęty do minimum, każdy uczeń mógł się też wykazać, musieli sobie poradzić bez typowych udogodnień. Nie martwiłem się o nich, kiedy rzucałem ich na głęboką wodę, byłem pewny że sobie poradzą, gdyby tak miało nie być to nikt by ich do mnie nie przysłał. W lekkim zamyśleniu wyszedłem z przyjemnej wody i ubrałem się z błękitne kimono. Spiąłem delikatnie włosy w luźny i niski kucyk z tyłu. Będąc gotowym na długo przed wyznaczonym czasem zdążyłem w spokoju zjeść śniadanie i zrobić krótki obchód po terenie szkoły. Wszystko było nadzwyczaj w nienagannym stanie. Słońce ledwie wychylało się zza wysokich drzew i skał, więc panował nie dość, że przyjemny półmrok to do tego lekki chłód, który zadowalająco orzeźwiał. Gdy wbiła wyczekana godzina szarpnąłem za sznur przy którym stałem. Ogólną ciszę wszędzie ponującą przerwał donośny dźwięk ogromnego, złotego dzwonu, który wprawiłem w ruch za pomocą grubego sznura. Nie musiałem długo czekać na reakcję, ponieważ w ciągu niecałych dwóch minut stała przede mną cała grupa, którą uczyłem. Z lekkim uśmiechem na nich spojrzałem.
- Coraz lepiej wam idzie. Dzisiaj to już pobiliście rekord. - stwierdziłem spokojnie. - Niecałe dwie minuty, ostatnio zajęło wam to trzy i pół, nic tylko pogratulować. - ukłoniłem się na znak przywitania po czym zrobili to również uczniowie, chórem mówiąc 'dzień dobry sensei'.
Po porannym, krótkim zebraniu pozwoliłem im udać się na śniadanie, na które chętnie poszli. Dzisiaj mieliśmy czas zaledwie do południa, więc grupa szybko się uwinęła aby za bardzo nie skracać naszego dzisiejszego czasu. Wraz z nadejściem środka dnia mieli udać się do pałacu jak nakazał władca. Chciał ich osobiście sprawdzić, a ja nie protestowałem. Musieli się jednak postarać, więc nie było mowy o odpoczynku przed tym wydarzeniem, musieli się zorganizować i ćwiczyć. Można było uznać dzisiejszy trening za próbę generalną. Ku memu zdziwieniu grupa nawet nie protestowała mocno ani nie jęczała przy gorszych i bardziej wymagających ćwiczeniach. Zadowalało mnie to. Starali się wykonywać każde najmniejsze ćwiczenie bardzo skrupulatnie. Widocznie wzięli w końcu na serio całą tę naukę i dzisiejszą wizytę. Kiedy wybiło południe ponownie zebraliśmy się na placu głównym przy dzwonie.
- Mam nadzieję że nie stresujecie się za bardzo, dla jednych stres może być paliwem, dla innych hamulcem. Tak więc się niczym nie martwcie, jesteście dobrze przygotowani. Nie puścił bym was tam, gdybym nie był tego pewny. - powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Ale nie osiadajcie na laurach. Jak wrócicie czeka was podwójny wycisk, za te zmarnowane dwa dni. - powiedziałem już poważnym tonem. - A teraz uciekać mi stąd i nie przynieść wstydu. - po tych słowach ponownie chórem rozległy się podziękowania i krótkie pożegnanie. Oczywiście nie obyło się bez pytań czy pojadę z nimi, również oczywiście odmówiłem. Niepotrzebny tam byłem, w końcu musieli sobie radzić beze mnie. Nie będę ich wiecznie niańczył. Gdy ostatnia osoba z grupy weszła do autobusu i odjechali wokół zrobiło się niesamowicie cicho. Odetchnąłem w pewnym sensie z ulgą. Dawno nie miałem tu chwili całkowitej ciszy i spokoju. W swoistej harmonii przechadzałem się po całym terenie. Przez dwa dni całkowity spokój i odpoczynek mnie czekał, prawdziwe błogosławieństwo. Chodziłem szerokimi alejkami oglądając się na różne salę do ćwiczeń. Każda praktycznie była inna, każda z innym wyposażeniem, każda z innym przeznaczeniem. Niesamowicie uspokajała mnie ta wszechobecna pustka, była kojąca na wszelkie nerwy i zmartwienia, co bardzo mnie zadowalało. Po kilkunastominutowym spacerze postanowiłem wrócić do siebie i resztę dnia spędzić wygrzewając się w wodzie lub na spokojnym leżeniu na tarasie. Wraz z chęcią kąpieli poszedłem do swojego domu, przed którym zatrzymałem się diametralnie gdy spostrzegłem, że coś jest nie tak. Widząc ubrania rzucone przy stawie wyczuliłem wszelkie możliwe zmysły. Ktoś naruszał moją przestrzeń prywatną i to ktoś całkowicie obcy. Intruza znalazłem jak próbował wejść.... Nago? Do mojego domu. Mało mnie obchodziło co to był za wariat, aczkolwiek nigdy nie było wiadomo jak ten wariat mógł być niebezpieczny. Na moje szczęście nie usłyszał mnie kiedy zaszedłem go z tyłu, co pozwoliło mi na szybkie i nie takie aż bolesne obezwładnienie osobnika. Dobrze że moje zdolności obejmowały również pozbawienie przytomności jednym sprawnym ruchem. Zawisnąłem nad nieprzytomnym mężczyzną i przyjrzałem mu się uważnie. Za Chiny znikąd go nie znałem, więc doprawdy było to przypadkowe wtargnięcie... Włamaniem ciężko by to nazwać, zwłaszcza że nie zdążył nic ukraść i wprawdzie dom był całkowicie otwarty... Co chyba czas zmienić. Westchnąłem. Liczyłem na przyjemne i spokojne spędzenie dwóch wolnych dni a tu musiał się napatoczyć ten typ. Niestety, życie jako że nie jest usłane różami, musiałem zmierzyć się z niezadowoleniem i zająć przybyszem. Nim go w ogóle gdziekolwiek przeniosłem udało mi się ubrać intruza w szlafrok i przeciągnąć do głównego pomieszczenia domu — salonu. Oczywiście nie obyło się bez związania osobnika i usadowienia go na kanapie. Usiadłem na ziemi niedaleko niego, aczkolwiek wystarczająco, aby nie naruszał już bardziej mojej przestrzeni i postanowiłem pomedytować dopóki pan się nie obudzi i nie uda mi się go przepytać co u mnie robi. Podczas medytacji udało mi się ponownie zyskać trochę spokoju, który jednakże szybko ku mojemu niezadowoleniu się skończył. Winowajcą był nie kto inny jak mój gość który wpierw się rozglądał i próbował ruszyć, aby zacząć się szarpać i wyzywać mnie epitetami, które lepiej pominąć we wszelkich wspomnieniach i opisach. Chociaż tej jakże pięknej wiązanki najwięksi starożytni Rosjanie by pozazdrościli. Westchnąłem na to zaledwie i rzuciłem intruzowi z lekka zirytowane spojrzenie.
- Ty mi lepiej powiedz co do cholery tu robisz i dlaczego włamałeś się do mojego domu. Wtedy pomyślę nad rozwiązaniem Cię. - powiedziałem nadwyraz spokojnym tonem, który jednak kipiał niezadowoleniem.

Lamelle? 

sobota, 21 marca 2020

Dusty DO Aidena


Obudziło mnie ćwierkanie ptaków za oknem i okropny ból głowy. Początkowo oszołomiony usiadłem próbując zrozumieć co się zdarzyło. Zauważyłem chustkę, którą zostałem przykryty. Jeszcze bardziej zdezorientowany rozejrzałem się, a moim oczom ukazała się śpiąca twarz Aidena. Pogrążony w głębokim śnie nawet nie zauważył jak wstałem i rozejrzałem się po pokoju. Co się wczoraj zdarzyło…?
Spojrzałem na podłogę i poczułem jak krew mi zamarza w żyłach. Oczywiście… już pamiętam. Musiałem zażyć leki, zwiększyć się i… Potarłem lekko swoje czoło, próbując złagodzić nieco ból. Zapomniałeś o najważniejszym szczególe Dusty, o powodzie, przez który wyrzekłeś się tamtej formy… sam jestem sobie winny. Fakt, że zapomniałem co zrobiłem po „tym” też mnie nie pociesza. Czy ja krzyczałem? Czy płakałem? Nie wiem. Wziąłem głęboki wdech i… fujka. Kiedy ostatni raz zmieniałem ubrania? 
Prawdopodobnie wyjeżdżając z domostwa państwa Connor… 2, nie 3 dni temu. Tak, chyba pora zająć się higieną osobistą. Odwróciłem się by spojrzeć na Aidena. Potrafię spełniać swoje potrzeby w taki sposób żeby nikt się nie zorientował. Całe życie musiałem się ukrywać i jak bardziej o tym myślę pewnie stąd mój nawyk porannego wstawania. Pytanie tylko czy nie będzie to nadużywanie gościnności? Aiden i tak wiele dla mnie zrobił i zniósł więc nie chcę go urazić… z drugiej strony nie wydaje mi się być osobą, której by to przeszkadzało. Po chwili zawahania podjąłem decyzję. Piętnaście minut. Dam sobie radę. Podfrunąłem i zgarnąłem swoją torbę. Teraz muszę znaleźć tylko źródło wody, a ponieważ w łóżku dwa metry ode mnie śpi władca, mogę założyć, że ma dla siebie prywatną łazienkę. Szybkie rozejrzenie się po pokoju i eureka! Lekko uchylone drzwi prowadzące do wymarzonego pomieszczenia.
Jak najciszej wkradłem się do środka i zapaliłem światło. Jak wszystko w reszcie pałacu, łazienka to ogromne, cudownie ozdobione pomieszczenie. Od razu skierowałem się w stronę zlewu. Wyjąłem z torby szampon i kawałek mydła, które ukradłem jakiś czas temu. Mimo, że dobrze wiedziałem, że nikt nie zauważyłby tak małego ubytku, nadal nie byłem zadowolony z tego aspektu mojego życia. Wsadziłem korek i odkręciłem kran. Cały czas kontrolując, czy Aiden się nie zbudził wypełniłem zlew na kilka centymetrów. Ostatni raz oglądając się na czarnowłosego, szybko się rozebrałem i wskoczyłem do bardzo prowizorycznej wanny. Mimo tego, że nie był to pierwszy raz kiedy coś takiego robiłem,  czułem jak moje policzki czerwienią się coraz bardziej i bardziej. Czy to dlatego, że cóż… Aiden wie o moim istnieniu? Nałożyłem szampon na włosy i wyczochrałem je porządnie. Aiden, Aiden, Aiden…. Powinien wiedzieć dlaczego wczoraj tak zareagowałem… Zanurzyłem głowę w wodzie. Z wielkim zaskoczeniem przyznaję, że nie czuję większych oporów przed wyznaniem mu prawdy. Do tej pory wykazywał się tylko i wyłącznie szacunkiem i zrozumieniem i wątpię żeby to miało się zmienić… Podniosłem głowę i sięgnąłem po mydło. Tylko jak to zrobić.. Mógłbym… dawno tego nie robiłem, ale… i tak już się zmieniłem gorzej być nie może prawda? Wyszedłem ze zlewu i wyciągnąłem korek. Założyłem na siebie duży, różowy sweter i ciemnogranatową spódniczkę. Pod to legginsy w gwiazdki iiiii cudownie. Większość mężczyzn nawet nie zdaje sobie sprawę jakie spódnice są wygodne, a fakt, że wygląda się uroczo to tylko dodatek. Kradnąc kawałek papieru toaletowego wysuszyłem sobie włosy i związałem w dwa kucyki. Zawsze mnie bawiło to, jak często ludzie mnie mylili z dziewczyną. Skoro robią to niezależnie co mam na sobie, to po prostu noszę to co lubię. Zgasiłem światło i wyleciałem z łazienki. Aiden jeszcze spał. Cudownie, wcale mi to nie przeszkadza. Położyłem się na poduszce i zacząłem obserwować czarnoksiężnika. W pewnym momencie zaczął się nieco kręcić a w końcu przeciągnął się, usiadł i otworzył oczy. OK CHWILECZKĘ GDZIE JEGO KOSZULKA. Zażenowany ukryłem twarz w dłoniach.
- Dzień dobry Dusty. Jak tam sen? – spytał zaspanym głosem władca. Pokiwałem głową czerwony jak truskawka. Błagam, załóż coś na siebie bezbożniku. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć rozległo się pukanie, a zza drzwi usłyszałem głos:
-Wasza Wysokość, pora wstawać.
-Dziękuję, już się zbieram – odkrzyknął Aiden, po czym wstał z łóżka i skierował się do szafy. Czy on… hahahahahaha…. Haha…. Jeszcze bardziej ukryłem twarz w dłoniach. Bezbożnik jeden.
- Dusty, obawiam się, że muszę zająć się nieco bardziej oficjalnymi sprawami i zgaduję, że raczej nie chcesz dołączyć.- pokręciłem głową. Nie dziękuję, uwaga ludzi sprawia, że chce mi się wymiotować. Władca uśmiechnął się jakby nie spodziewał się żadnej innej odpowiedzi. Nie jestem przewidywalny, prawda? Łueeee…
- A gdybym tak rzucił zaklęcie, które sprawiłoby, że tylko ja cię widzę? – spojrzałem w oczy króla. To… nie wydaje się aż tak złym pomysłem. Nie różni się to zbytnio od tego co dotychczas robiłem, a gdyby coś mi się stało to Aiden byłby blisko… dodatkowo to może okazać się ciekawe… Przygryzłem dolną wargę i wziąłem wdech. Kiwnąłem głową i wstałem. Nie zabij mnie proszę
<Aiden?>

Aiden DO Dusty'ego

Cóż, nie spodziewałem się że sama przemiana może być dla niego aż tak ciężka do przejścia. W momencie w którym usłyszałem lekki hałas zza siebie odwróciłem się natychmiastowo, nie widziałem jak pomóc Dusty'emu, próbowałem go jakoś uspokoić, ale moje słowa nawet do niego nie docierały, wiedziałem to. W końcu po walce jakby z samym sobą połknął tabletki i wrócił do swojej wcześniejszej formy, mimo moich pytań co się stało nie odpowiadał, martwiłem się, że coś poszło nie tak, że coś go bolało, albo że jego zły stan się pogłębił. Kiedy wróżek odleciał nie odpuściłem. Nie mogłem zostawić go w takim stanie w spokoju, musiałem dowiedzieć się co się wydarzyło. Ponadto chłopak wyglądał na przerażonego i zdruzgotanego jednocześnie. Poszedłem powoli do parapetu i kucnąłem przy nim. Spojrzałem z troską na chłopaka. Nie chciałem aby stała mu się jakakolwiek krzywda, a przekonanie go do przemiany chyba mogło się do niej zaliczyć.
- Hej już dobrze, co się stało? - spytałem, jednak moje zdawały się kompletnie nie docierać, jakby zanikały gdzieś w połowie drogi i do wróżki docierała już tylko cisza.
Mimo że nawet nie znałem powodu, żadnego, przez który chłopak tak zareagował, nie znałem jego myśli czy nawet słów, wiedziałem że coś jest nie tak i chciałem z tym pomóc. Nawet jeśli niewiele byłem w stanie zrobić miałem zamiar spróbować. Nie mogłem tego tak zostawić, dopuścić aby coś takiego się powtórzyło. Podniosłem się i uśmiechnąłem lekko kiedy do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Zaczekaj tu proszę. Zaraz wrócę. - powiedziałem do Dusty'ego i mimo że nie chciałem zostawiać go teraz samego, wyszedłem z pokoju. Nie bez powodu, nie chciałem przy nim dzwonić do doktora, można by powiedzieć że miała to być swojego rodzaju niespodzianka. Chodziłem długimi korytarzami pałacu rozmawiając przez telefon z lekarzem, początkowo nie mógł zrozumieć o co mi chodzi, jednak po dłuższym czasie udało mi się to wszystko wyjaśnić i przekonać, ponieważ do pomysłu też był sceptycznie nastawiony. Obiecał coś wymyślić i się postarać, co niezmiernie mnie cieszyło. To była szansa na to, że Dusty nie będzie musiał się tak przy tym wszystkim męczyć i cierpieć. Nawet nie zauważyłem jak dużo czasu mi uciekło na rozmowie, za oknami było już całkowicie ciemno, a ogród rozświetlało tylko światło księżyca. Lampy, które się tam znajdowały były zapalane na noc tylko okazjonalnie, więc na dworze panowała praktycznie całkowita ciemność. Po krótkiej chwili wpatrywania się w ciemną otchłań czym prędzej pospieszyłem do swojego pokoju. Nie sądziłem nawet że zdążyłem dojść na drugi koniec zamku. Moje zdziwienie wzrosło wraz z tym, że nikogo nie spotkałem po drodze, zacząłem się zastanawiać która jest godzina, aczkolwiek nie sprawdziłem tego. Wolałem żyć w słodkiej niewiedzy, a jednak przyspieszyłem lekko kroku. Na długo, wręcz za długo, zostawiłem mojego gościa samego. Nim dotarłem na piętro na którym znajdował się mój pokój straciłem kolejne kilka, jak nie kilkanaście minut. Wszędzie było nadzwyczaj cicho i pusto, jedynym dźwiękiem jaki rozchodził się po korytarzach to był odgłos uderzenia moich butów o posadzkę. Wszędzie roznosiło się echo pustego stukania kroków. Kiedy wreszcie dotarłem do drzwi, za którymi znajdował się mój pokój dopiero wtedy sprawdziłem godzinę. Była już noc i to głęboka. Nawet nie spostrzegłem jak szybko minął czas i wybiła dwudziesta trzecia. Wszedłem do pokoju w którym było równie cicho co w pozostałych częściach zamku. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, nie zauważyłem Dusty'ego na parapecie, przez co lekko się zmartwiłem. Podszedłem do łóżka gdzie dopiero spostrzegłem wróżka, który widocznie zmęczony całym dzisiejszym dniem zasnął. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok. Wziąłem chustkę, którą dla mnie uszył i przykryłem go nią, kołdra jednak byłaby za ciężka na jego nieduże rozmiary. Wiedząc że chłopak śpi poszedłem się wykąpać, miałem nadzieję że go nie obudzę przypadkiem. Powinien się wyspać. Mi też by się wprawdzie przydało ale wpierw poszedłem do łazienki, do której miałem prywatny dostęp z pokoju, nie domykając nawet drzwi poszedłem się wykąpać. Ciepła woda była prawdziwym ukojeniem, na tyle głębokim, że omal nie zasnąłem w wannie. Starając się nie usnąć ponownie, umyłem się dość sprawnie i chociaż nie chciałem wychodzić z ciepłej cieczy, zrobiłem to. Ubrałem się, chociaż w zasadzie to za dużo powiedziane, jako że mój ubiór składał się z bokserek i szlafroka. Usiadłem na łóżku i chwilę przyglądałem się mojemu towarzyszowi, na szczęście udało się mi być na tyle cicho, że Dusty nie obudził się. Cieszyłem się że udało mu się zasnąć, rano jednak czekała go niespodzianka, jeśli lekarzowi uda się spełnić moją prośbę. Miałem nadzieję, że wymyśli coś innego niż tabletki, takie mieliśmy innowacje a nie mógł przerobić pigułek na coś mniejszego? Mniej problematycznego? Z tą myślą nawet nie wiem kiedy usnąłem.

Dusty? 

piątek, 20 marca 2020

“Co nie porządkiem, to chaosem jest.„

Powitajmy w naszych skromnych progach Yongiego! Który dzisiaj zaszczycił nas swoją obecnością, jest Bogiem Chaosu i zasługuje na order za najbardziej rozbudowany formularz. Baw się dobrze!


Lamelle DO Hashiego


Przez dobrych kilka dni był cały czas w drodze, po tym, jak opuścił niewielką wioskę, w której spędził dwa dni, by nabrać sił do dalszej wędrówki. Nie często zdarzało mu się spotkać tak dobrych ludzi, jak właśnie tam. Zazwyczaj mieszkańcy traktują obcych z rezerwą, są nieufni i podejrzewają nowoprzybyłego o najgorsze przewinienia. Szczególnie z małych wiosek, w których wszyscy trzymają się utartych schematów i według nich żyją. Jak wielkie było jego zaskoczenie, gdy wkroczył właśnie do takiego małego miasteczka i zamiast groźnych spojrzeń spode łba spotkał się z uśmiechami i życzliwością ze strony wszystkich mieszkających tam istot. Zadbali tam niego, zapewnili dach nad głową, z własnym miejscem do spania, poczęstowali jadłem, a w zamian on umilił im czas opowieściami z innych części świata i pomógł przy drobnych pracach. Wioska wydawała mu się istnym rajem, w którym najchętniej zostałby na stałe, jednak bał się tego. Nie panował do końca nad swoją podwójną naturą, a nie zniósłby myśli, że któregoś dnia straciłby kontrolę i skrzywdził któregoś z mieszkańców. Nie mógł do tego dopuścić. Z tego właśnie powodu, gdy tylko nabrał sił, ruszył w dalszą drogę.


Aktualizacja ras!

Do spisu ras została dodana nowa odmiana istot magicznych, stworzyła ją dla nas Keiem (discord) czym przyczyniła się do kolejnego kroku w przód naszej niewielkiej społeczności, cieszmy się z tego! Zapraszam do zapoznania się z rasą:



~Liviaj

czwartek, 19 marca 2020

Dusty DO Aidena


Spojrzałem na tabletki w moich ramionach. Były dłuższe od mojego ramienia i niemal tak grube jak moje uda. Oczywistym jest, że nie uda mi się ich przełknąć w tej formie. Zerknąłem szybko na Aidena. Czułem wdzięczność, że szanuje moją przestrzeń, ale nadal nie likwidowało to pewnego problemu. Otóż, nie zmieniałem się w moją większą formę od… 12 lat? Nie mam pojęcia jak to na mnie wpłynie. Z tego co wiem nie ma drugiej wróżki, która prowadziłaby taki tryb życia. Jak zmieni się mój wygląd? Co się stanie?

Poczułem jak moje ciało zaczyna się trząść. Nie mam wyboru. Muszę to zrobić. Usiadłem na rogu łóżka i wziąłem głęboki wdech. Zamknąłem oczy. Skup się Dusty. Dasz sobie radę. Sięgnąłem do środka siebie, próbując znaleźć tę zagubioną cząstkę siebie. Wtedy właśnie się zaczęło. Niczym moja druga natura czułem jak moje ciało staje się coraz większe i większe i większe i większe i…

Otworzyłem oczy. Zamrugałem kilka razy i szybko się rozejrzałem. Ta sypialnia była zawsze taka mała? Siedziałem na rogu łóżka próbując zrozumieć co się wokół mnie dzieje. Wtem zauważyłem lustro, a w nim swoje odbicie. Moja twarz wydoroślała, przypominałem tym razem 20-latka. Na szczęście proporcje moich ubrań pozostały, ale najbardziej zaskoczyły mnie moje włosy. Fioletowe przy głowie, były dużo dłuższe i opadały mi na ramię. Skręciły się i pojaśniały im końcówki. To naprawdę…ja?



Pokręciłem głową. Nie, to nie jest ważne. Weź tabletki i zmieniaj się z powrotem. Chcę być w tym ciele jak najkrócej. Spojrzałem na tabletki w mojej dłoni i wstałem.

To był błąd.

Jak tylko się ruszyłem do mojej głowy usłyszałem powód, dla którego się zmieniłem. Płacze, wrzaski śmiechy z całego zamku. Emocje, emocje wszystkich wokół, ciekawość Aidena, irytacja sprzątaczki na dole, dość, dość, dość. Przewróciłem się na ziemię. Czułem wbijającą się podłogę w moje ramiona, ubrania irytowały moją skórę. Mam wrażenie jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry. Mam dość mam dość, niech to przestanie, pomocy, nie krzyczcie WEŹ TABLETKĘ zostawcie mnie, pozwólcie mi wrócić, błagam, przepraszam ja nie chciałem, nigdy tego nie chciałem przepraszam WEŹ TĘ PRZEKLĘTĄ TABLETKĘ Ja nie dam rady, błagam, nie krzywdź mnie, nie krzycz proszę, naprawdę przepraszam, błagam nie zostawiaj mnie tak! Proszę, pomóż, błagam, błagam, błagam WEPCHNIJ SOBIE TĘ TABLETKĘ DO UST

Przełknąłem.

Poczułem jak moje ciało wraca do normy. Krzyki zaczęły zanikać. Zrobiłem to. Odsunąłem swoje dłonie od ust i objąłem się ramionami. Zamrugałem kilka razy. W mojej głowie była już tylko cisza. Żadnego śmiechu, żadnego płaczu, żadnego krzyku. Z moich ust wydobył się cichy, zmęczony chichot. Moje życie to komedia. Istna komedia. Całe życie w ukryciu, a jak raz spróbuję czegoś nowego to od razu panika. Przewróciłem się na plecy i zobaczyłem Aidena patrzącego na mnie z wyraźnym niepokojem. Mówił coś? Wydaje mi się, że coś mówił. Usiadłem na podłodze i odwróciłem wzrok. Jestem słaby, Aiden musi być mną zawiedziony. Nie żebym się dziwił, zacząłem panikować przy głupich tabletkach. Schowałem twarz w dłoniach. Jestem tym wszystkim zmęczony. Czułem, że władca chce coś powiedzieć więc wstałem i podleciałem szybko na najdalszy parapet. Proszę, zostaw mnie samego.
<Aide?>

środa, 18 marca 2020

Aktualizacja regulaminu

Nastąpiła niewielka zmiana w regulaminie bloga, mianowicie w wymaganej długości opowiadań. Jest ona teraz mocno przybliżona, więc nie jest to kryterium twarde i konkretne. 4.0. Regulamin (4.2.)

~Liviaj

Aiden DO Dusty'ego

<Poprzednie opowiadanie>
To nieszczęsne spotkanie mocno się przedłużyło, nie sądziłem że zejdzie do wieczora i stracę tak dużo wolnego czasu. W zasadzie nawet do końca nie wiem po co one było, ot co gadanie o wszystkim i niczym. W niektórych momentach miałem ochotę im przerwać i zapytać czy to jakiś żart z ich strony, to całe zebranie, czy oni tak na poważnie. Z mojej perspektywy wyglądało to jakby im się nudziło i nie mieli zajęć. Ciężko westchnąłem wracając do pokoju. W pewnym sensie byłem strasznie zmęczony i najchętniej położył bym się spać,z drugiej jednak strony chciałem jeszcze trochę spędzić czasu z Dusty'm, zastanawiałem się też czy będzie spać w postaci wróżki, oraz gdzie będzie chciał się położyć. Było wiele sypialni w pałacu, aczkolwiek martwił bym się o pracowników, którzy bezceremonialnie mogliby zakłócić jego spokój z rana, prawdopodobnie nawet nie wiedząc, że on tam jest. Od razu kiedy wszedłem do pokoju wróżek próbował uporczywie mi coś przekazać, co z lekka mnie rozbawiło. Początkowo naprawdę nie rozumiałem zachowania Dusty'ego, więc poprosiłem go aby usiadł na moment i się nie przemęczał, jednak kiedy zaprowadził mnie do biurka spojrzałem zachwycony na materiałową chustkę, która tam się znajdowała. Była doprawdy pięknie zrobiona, a ja byłem równie mocno zaskoczony. Nie spodziewałem się takiego gestu kompletnie, w zasadzie nawet nie rozumiałem dlaczego i czym sobie na to zasłużyłem.
- Niesamowite. - powiedziałem cicho z uśmiechem przyglądając się chustce. Usiadłem na krześle znajdującym się przy biurku. - Zrobiłeś to dla mnie? - spytałem nie ukrywając zaskoczenia zmieszanego z podziwem, doprawdy miał niesamowity talent, skoro zrobił to samodzielnie i to w tak krótkim czasie. W odpowiedzi dostałem kiwanie głową z uśmiechem i wskazanie liściku. Po przeczytaniu go jeszcze bardziej się uśmiechnąłem, w pewnym sensie rozczulające to było. - Wiesz, że nie trzeba było, ale dziękuję za to. - powiedziałem. - Poza tym nie mógłbym Cię nie uratować, skoro pomocy potrzebowałeś. - dodałem po chwili przyglądając się Dusty'emu. Ten tylko zmieszał się mocno, na co się delikatnie zaśmiałem, mimo ogólnego zmęczenia dobrze się czułem podczas tej 'rozmowy' i spędzania z nim czasu. Po chwili przypomniałem sobie coś bardzo ważnego. Mianowicie leki, które musiał zażyć Dusty. Wstałem z krzesła i poszedłem do jednej z szafek, na której leżała nieduża szkatułka, w niej znajdowały się wszystkie leki i rozpiska kiedy miał je brać. Wyjąłem okrągłe tabletki i przyjrzałem się im. - Mam dla Ciebie leki, ale chyba musisz się przemienić żeby je wziąć. - powiedziałem lekko zakłopotany. Nie miałem pewności, czy przemiana wchodziła w grę i czy nie będzie to wróżkowi przeszkadzać. W sumie gdyby chciał się przemienić, zrobiłby to dawno.
Dusty zaczął panicznie kręcić głową na wszystkie strony. Z westchnieniem podszedłem do niego trzymając leki. - Musisz je zażyć, nie mam pomysłu co innego zrobić. - powiedziałem spokojnie. Musiałem coś wymyślić, bo musiał wziąć tabletki, nie było mowy o pominięciu tego, jeśli lekarz stwierdził, że są potrzebne to są i już. Malutka istota spojrzała z przerażeniem na leki i zakryła oczy dłońmi, po chwili wskazując na mnie. Zamyśliłem się na chwilę i spojrzałem z lekkim rozbawieniem na niego. - Mam nie patrzeć? - spytałem na co pokiwał głową. Szczerze byłem trochę zdziwiony warunkiem wróżka, jednak chyba nie pozostawiało mi nic innego jak się zgodzić. W pewnym sensie trochę żal mi było, że jednak nie zobaczę go w ludzkiej formie, ciekawiło mnie to. Cóż, może wtedy udałoby nam się porozmawiać, ale skoro Dusty wyraźnie nie chciał abym go w tej formie zobaczył zaakceptowałem ten fakt i uszanowałem jego decyzję, odwróciłem się, zakrywając oczy dłońmi.

Dusty? 

wtorek, 17 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>
   Irytacja przypomina mi bzyczenie pszczół w ulu. To takie ciche irytujące uczucie w tyle głowy, którego nie da się pozbyć. Nie lubię tego uczucia. Przypomina mi o tym jaką osobą tak naprawdę jestem – dziecinną, wkurzającą, nie myślącą do przodu… Działam pod wpływem emocji, ale nigdy nie wiem czy te emocje należą do mnie czy do innych. Kiedy trochę już odetchnąłem i się uspokoiłem zdałem sobie sprawę jak bardzo szczęśliwy byłem „grając” z Aidenem w kalambury. Znaczy, nadal mnie przeraża, nadal mu nie ufam. Po prostu wreszcie dotarło do mnie jak bardzo stęskniłem się za kontaktem z drugą osobą. Mojej kuzynki nie widziałem już kilka miesięcy, nie mam pojęcia co u niej słychać. Zostawiłem list w domu państwa Connor, ale nie mam pojęcia jak mnie znajdzie. W dodatku ta choroba… zostałem tu uwięziony. Nie dosłownie, technicznie mógłbym wylecieć w każdej chwili, ale…

Śmierć mnie przeraża. Przeraża mnie fakt, że kiedy odejdę moje ciało zostanie gdzieś porzucone, zgnije i zostanie zjedzone przez robaki. Przeraża mnie fakt, że kiedy umrę nikt nie będzie o mnie pamiętam. Ja nie chcę tak skończyć. Wybrałem swój los i żyję tak od kiedy pamiętam. To wygodne życie, nie mam żadnych zobowiązań, nikt nie mnie nie uwięzi na dłużej.

Tylko czy wygodne życie sprawi, że wreszcie zyskam to czego pragnę? Odpowiedź nasuwa się sama. Jeśli chcę mieć przyjaciela nie mogę cały czas unikać kontaktu. I tak nie ucieknę z tego zamku. Równie dobrze mogę spróbować. Szczerze mówiąc zapomniałem już jak się rozmawia, jak działają relacje.

Aiden wygląda na miłą osobę. Kiedy znalazł mnie w lesie nie zawahał się ani chwili i wziął mnie do siebie. Kiedy zacząłem panikować od razu mi pomógł. Boję się tego, ze zaufam mu za szybko i tego pożałuję. Boję się, że to tylko pozory, a w środku jest paskudą. Tak, boję się dużej ilości rzeczy, ale wydaje mi się, że niektórzy mówią „bez ryzyka nie ma zabawy”, prawda?
- Tak oto witam Cię mój gościu, liczę na jak najlepszą relację. – usłyszałem śmiech czarnoksiężnika – Muszę iść, nie rób nic co mogłoby Ci zaszkodzić. Odpocznij sobie.

Prawda.

Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową. Aiden wyprostował się i wyszedł na spotkanie. Kiedy drzwi się za nim zamknęły rozejrzałem się po pokoju. Był on przestronny i niezwykle jasny. Przez okno wpadały ciepłe promienie Słońca, które odbijając się w polśniewających firankach tworzyły efekt niemalże rajski. Sypialnia ozdobiona była wieloma roślinami, których utrzymanie na pewno nie było łatwe. Ten pokój prawdopodobnie jest większy od całego domostwa państwa Connor i jednym z największych pomieszczeń, w których kiedykolwiek byłem. Podleciałem do okna chcąc za nie wyjrzeć, ale nagle ujrzałem w nim swoje odbicie. Moje oczy zdradzały jak dużo dzisiaj płakałem. Czerwone i opuchnięte nie świeciły swoją urodą. Uniosłem rękę do policzka dotykając swoich plamek.  Jasne i wyraziste rzucały się w oczy. Odwróciłem się by raz jeszcze by spojrzeć na pokój. Chciałbym się jakoś odwdzięczyć. Czuję, że Aiden zrobił już dla mnie tak dużo…

Wtedy dostrzegłem na łóżku mały fioletowy przedmiot. Przyjrzałem się i… to moja torba! Ale skąd, jak… Ach, ten to pomyślał o wszystkim. Cieszę się, że jej nie straciłem – w środku mam wszystko! Ubrania, kosmetyki, zestaw do…zestaw do…
JUŻ WIEM!!! Wiem jak mogę się mu odwdzięczyć! Czym prędzej podleciałem do swojej torby i zacząłem w niej grzebać. Po chwili znalazłem to czego szukałem – mój stary, dobry zestaw do szycia! Magia wróżek magicznie zmniejsza nasze ubrania kiedy malejemy, ale do tego najpierw musimy być duzi, więc po prostu sam zacząłem sobie szyć ubrania. Potrzebuję jeszcze jednej rzeczy. Wyciągnąłem z torby dużą, białą płachtę. Znaczy „dużą”. Służyła mi zawsze jako koc, ale chyba wpadłem na lepsze zastosowanie. Ma do tego naprawdę idealny rozmiar. Związałem swoje różowe włosy w kucyk odsłaniając twarz i wziąłem się do roboty. Wyszywałem i wyszywałem, mając w głowie pewną wizję tego co chciałem uzyskać. Nie zauważyłem nawet kiedy zaczęło się ściemniać, ręce cały czas miałem zajęte. W końcu po dłuższym czasie żmudnej roboty skończyłem. Przeciągnąłem się i spojrzałem na efekt końcowy. Otarłem pot z czoła i zacząłem pakować swoje rzeczy – nie chciałem robić bałaganu w czyimś domu. Właśnie schowałem swój zestaw do torby, kiedy drzwi do sypialni otworzyły się. Aiden!

Natychmiast wstałem i poleciałem w jego stronę. Musi to zobaczyć! Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć chwyciłem go obiema dłońmi za palec lewej ręki i pociągnąłem w swoją stronę. Spojrzałem na niego wyczekująco. Czarnoksiężnik uśmiechnął się tylko i wyciągnął rękę:

- Nie męcz się tak lataniem, proszę. Musisz wypoczywać. Po prostu wskaż gdzie mam iść. – kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się podekscytowany. Wskazałem palcem na biurko, które przez ostatnie kilka chwil było moim miejscem pracy. Kiedy wreszcie tam dotarliśmy sfrunąłem na drewno i stanąłem pośrodku mojej niespodzianki.

Przede mną leżała haftowana chustka o barwie bieli. Boki wyszyłem koronką, ale najbardziej dumny byłem z tego co znajdowało się w prawym dolnym rogu. Duża, różowa litera ‘A’ w stylu mocno kaligraficznym. Obok niej leżała kartka, na której jak najładniej tylko potrafię napisałem:

-Dziękuję za ratunek.


<Aiden?>

Aiden DO Dusty'ego

Cieszyłem się gdy udało nam się dogadać, w końcu poznałem jego imię. Dzięki temu też wróżek się trochę uspokoił, jego panika i strach wróciły jednakże razem z pukaniem do drzwi. Schował się szybko pod moim ubraniem, wiedząc, że już mnie się bał nie widziałem potrzeby aby ktoś jeszcze wiedział o nim i miał z nim rozmawiać. Po chwili drzwi otworzyły się a do środka weszła moja rodzicielka. Przywitałem się z nią ciepłym uśmiechem, jej akurat nie spodziewałem się spotkać.
- Witaj kochana, coś się stało? - spytałem lekko, utrzymując radosny ton.
Jak zwykle nie zdradzała swoich intencji ani informacji mimiką twarzy, więc nie dane mi było stwierdzić czy przynosi dobre czy złe wieści. Ta jednak nie pozostawiała mnie długo w niepewności, ponieważ po krótkim zamyśleniu odezwała się spokojnym głosem.
- Ależ nic, chciałam po prostu zobaczyć jak się miewasz, słuchy mnie doszły jako że przeprowadziłeś gościa.
Czyli o to chodziło, no tak, mojej kochanej rodzicielce nic nie umknie. Jest najlepiej poinformowana o wszystkim co się dzieje nie tylko w polityce, ale i w naszych sprawach prywatnych, moich czy reszty rodzeństwa. Uśmiechnąłem się do niej ponownie.
- Fakt, mamy gościa, jednakże na tę chwilę myślę że najlepiej by było, aby niewiele osób przy nim siedziało. - wyjaśniłem spokojnie. Matka ma nie miała z tym problemu, wiedziała, że nasz gość jest chory, kazała mi tylko uważać na swoje zdrowie i zaczęła zmierzać do wyjścia. Przed nim zatrzymała się na chwilę.
- Właśnie, doradca prosił abyś się ubrał, ponieważ zwołano zebranie. Wie że to dość nagłe, ale chciałby abyś przybył do sali obrad. - powiedziała i wyszła z uśmiechem z pomieszczenia.
Kiedy kobieta wyszła spod mojego płaszcza wyszedł i Dusty, z lekkim uśmiechem spojrzałem na towarzysza.
- Muszę iść na to zebranie. Poradzisz sobie przez chwilę sam? - spytałem z nutą niepewności w głosie. Wprawdzie nie chciałem zostawiać go samego, cóż, wiele rzeczy mogło się wydarzyć pod moją nieobecność. - Chyba że chcesz iść ze mną, ale w to trochę wątpię. - dodałem z lekkim śmiechem.
Tak jak się spodziewałem Dusty szybko pokręcił przecząco głową, szczerze mnie to nie zdziwiło, jednak musiałem go zabrać z tego konkretnego pomieszczenia. Do mojej sypialni nie wchodził nikt bez konkretnej i uprzedzonej potrzeby, więc tam powinien być spokojny jeśli chodzi o służbę lub innych ludzi, którzy mogliby czegoś od niego chcieć.
- Chodź. - powiedziałem wystawiając dłoń do wróżka, aby na nią wszedł. - Zabiorę Cię do siebie, tam nikt nie wejdzie. - dodałem z lekka radosnym tonem.
Widziałem wahanie małej istotki, nie dziwiła mnie ta nieufność. Jednak po chwili zdecydował się wejść na dłoń. Podniosłem go możliwie najbardziej lekko do poziomu klatki piersiowej i ruszyłem powolnym krokiem w stronę swojej sypialni. Dotarliśmy tam szybko i bezproblemowo, potrafiłem przejść korytarzami zamku tak, aby nikogo nie spotkać. Gdy dotarliśmy odłożyłem delikatnie wróżkę na swoje łóżko, sam musiałem się szybko przebrać i pójść na to spotkanie. Szczerze nie widziało mi się to, w końcu skończyłem dzisiaj swoje obowiązki, więc nie widziałem sensu abym teraz tam szedł.
Z westchnieniem wybrałem strój i przebrałem się, niechętnie wziąłem też koronę, którą wprawdzie miałem nosić tylko dla pokazu. I tak na zebraniach każdy wiedział kto jest kim, a mimo tego ubiór, który muszę mieć jest ściśle określony i należy do niego również korona. Gdy byłem już w kompletnym stroju odwróciłem się do mojego gościa i teatralnie ukłoniłem. - Tak oto witam Cię mój gościu, liczę na jak najlepsze relację. - po tych słowach lekko się zaśmiałem. - Muszę iść, nie rób nic co mogłoby Ci zaszkodzić. Odpocznij sobie. - Powiedziałem z uśmiechem.


poniedziałek, 16 marca 2020

"Wszystko mi jedno, niech pożegnanie będzie smutne albo nieprzyjemne, ale niech wiem, że się żegnam."

Powitajmy Lamelle! 

Wolny strzelec zawitał w nasze progi, wiecznie w podróży, ale miejmy nadzieję że do złapania!




Zmiany w formularzu!

Do formularza został dodany nowy punkt! Mianowicie motto, które nie tylko będzie myślą przewodnią postaci ale i tytułem posta powitalnego! Proszę o uzupełnianie.

~Liviaj

piątek, 13 marca 2020

Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>
    O mój najmiłosierniejszy, zawaliłem, zawaliłem po całości. Jak mogłem się tak bez zastanowienia ukłonić? Zacząłem poruszać rękoma w tę i we w tę próbując przeprosić. „Naprawdę nie chciałem zranić twoich uczuć” chciałem krzyknąć. Wtedy usłyszałem w głowie cichutki śmiech. Spojrzałem powoli na Dużego. W pokoju byliśmy tylko my, więc ta emocja należała do niego. Czy on śmieje się ze mnie? Skurczyłem się nieco. Aj, aj, znowu to samo czyż nie? Zawsze się śmieją…

- Spokojnie. – usłyszałem nagle jego głos – Powiesz mi teraz jak Ty się nazywasz? – zamrugałem kilka razy. Jak się nazywam? Wiem, przecież mam na imię Dusty. Tylko dlaczego on chce to wiedzieć? Otrząsnąłem się z moich zadumań. On o to spytał, a ja nie mogę mu odpowiedzieć wprost. Jak to rozwiązać, jak to rozwiązać… Wiem! Grałem kiedyś z kuzynką w kalambury – prostą grę polegającą na pokazaniu danego słowa. Pstryknąłem palcami i rozejrzałem się. W rogu parapetu uzbierało się trochę kurzu – idealnie! Podleciałem i wziąłem trochę po czym pokazałem na kurz i na siebie. Duży spojrzał nieco zaskoczony. Ponownie wskazałem na kurz i na siebie. Mężczyzna zmarszczył brwi z wyraźnym niezrozumieniem, po czym pokręcił głową i powiedział:

- Przepraszam, wydaje mi się,  że nie rozumiem. – odetchnąłem i odrzuciłem kurz. No dobrze, to nie zadziała. Może gdyby…. Dźgnąłem się placem w pierś i spróbowałem tak ułożyć swoje ciało żeby przypominało litery. No dobrze zacznijmy od „D”. Ułożyłem się w odpowiednim kształcie i spojrzałem wyczekująco na Dużego. Przyjrzał mi się uważnie po czym spytał niepewnie:

-D…?- klasnąłem dłońmi i uśmiechnąłem się szeroko. Udało się! Szybko zmieniłem pozycję na „U”. Teraz kolej czarnoksiężnika. Nieco pewniej tym razem stwierdził:

-Zdecydowanie U. – pokazałem mu kciuka w górę. Uklęknąłem na ziemi i wyciągnąłem ręce, desperacko próbując ułożyć je w odpowiedni kształt.  Duży zamrugał szybko i zapytał:

-Z? – zmarszczyłem brwi i zrobiłem znak krzyżyka z rąk, kręcąc przy tym głową. Zmrużył oczy i…:

-S…? – ponownie się uśmiechnąłem i kiwnąłem głową. Dobrze sobie radzi! Mi nigdy tak dobrze nie szło. No cudownie, zostały tylko dwie literki. Stanąłem prosto i rozłożyłem dłonie.

-To proste – T. – powiedział mężczyzna zadowolony z siebie. Podniosłem ręce do góry. To już ostatnia. Spojrzałem na Dużego wyczekująco.

-Y! Tak? – potwierdziłem uśmiechem – D-U-S-T-Y… Dusty? – spytał niepewnie. Podskoczyłem i uśmiechnąłem się szeroko. To ja, to ja! Odbiłem się od ziemi i zrobiłem kilka kółek w powietrzu. Udało się, Aiden zna moje imię, udało…się. Znowu usłyszałem w głowie śmiech. Zaczerwieniłem się i opadłem powoli na ziemię. Muszę się uspokoić. Spróbowałem wziąć wdech, ale nagle zacząłem kaszleć, i to mocno. Zgiąłem się w pół próbując wziąć wdech, ale mi nie wychodziło.

- Dusty, co się dzieje? Czy powinienem wezwać lekarza? – Aiden spytał mocno zaniepokojony. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Po jakichś dwóch sekundach uspokoiłem się. Wyprostowałem się walnąłem pięścią kilka razy w pierś. Wziąłem głęboki wdech i poczekałem chwilę. Poczułem jak mięśnie mi się rozluźniają, a serce spowalnia. Chyba już rozumiem co na myśli miał czarnoksiężnik mówiąc o tym,  że jestem chory. Wtedy właśnie usłyszałem zbliżające się kroki. Schowałem się szybko za szatą Aidena. Zanim zdążył coś powiedzieć wskazałem na drzwi palcem i przyłożyłem je do ust. Nie dam rady spotkać kolejnego Dużego, po prostu nie dam! Przypomniało mi to, o czymś co mi wypadło z głowy. Nadal jestem w pałacu, w nieznanym mi miejscu z nieznanymi mi osobami. Zacząłem trząść się ze strachu. Skuliłem się w kłębek, a wrota do pokoju powoli się otworzyły.
<Aiden, hilfe pls?>

Aiden DO Dusty'ego

<Poprzednie opowiadanie>
Zabrałem wróżkę do Pałacu, gdzie mój doradca patrząc na mnie jak na skonczonego idiotę pomógł mi w sprawie istotki. Na szczęście znaleźli kogoś kto potrafił stwierdzić, czy wróżka będzie żyłai co jej ewentualnie grozi. Pozytywów całkowicie nie otrzymałem. Dostałem informację, że przeżyje pod warunkiem że nie będzie się wychylać na warunki atmosferyczne przez jakiś czas, najmniejsze przewianie lub przemoknięcie mogłoby doprowadzić do śmierci. Musiał też zażywać leki, które były w formach tabletek. Lekarz stwierdził też,ze dobrze by było, abym przekonał wróżka do przemiany w większą formę,podobno była bardziej stabilna i łatwiej będzie mu przyjmować leki. Tyle informacji, zero mojej wiedzy na ten temat, zdążyłem już dawno zapomnieć o połowie rzeczy o których lekarz mi powiedział. Na szczęście są ludzie w Pałacu, którzy są w stanie spamiętać tyle informacji i rozrysować grafik. Uradowany byłem, że udało mi się uratować wróżkę, gdyby coś jej się stało byłbym winien krzywdy istotki. Po kilku godzinach obudził się i od razu zaczął panikować. Kiedy wróżka wyleciała w powietrze chciałem ją zatrzymać, widząc jak kieruje się w stronę okna, zawołałem ostrzegawczo przed szybą. To jednakże nie zmieniło faktu że istotka uderzyła o wspomniane szkło. Westchnąłem lekko. Mogłem się spodziewać takiej paniki, w końcu jest w całkowicie obcym miejscu.
Kiedy mały osobnik usiadł na parapecie podszedłem powoli, mimo, że był miniaturowej wielkości widziałem jak się trzęsie i płacze. Kucnąłem przy parapecie i spojrzałem na płacząca istotkę.
- Nie płacz, nic Ci tu nie grozi. - powiedziałem spokojnym tonem, jednakże nie miałem pojęcia co zrobić. - Lekarz powiedział, że wyzdrowiejesz pod warunkiem, że nie będziesz wychodził i będziesz przyjmował leki.
Szczerze nie wiedziałem co zrobić ani powiedzieć mojemu gościowi. Równie dobrze mógłby uznać to niczym za porwanie, w sumie wiele się nie różniło... Też musiał siedzieć i nie wychodzić z określonego terenu, oraz żyć na warunkach jakie mu dadzą. Po moich słowach wróżka spojrzała na mnie, stwierdzając jakby czy jestem dużym zagrożeniem. Widziałem, że się panicznie boi, jakbym miał go zabić. A nie zamierzałem, gdybym chciał zostawił bym go na dworze w ulewę i pozwolił zamarznąć. To byłby haniebny i niewybaczalny ruch z mojej strony, nawet dla mnie samego. Pod żadnym pozorem nie chciałem go skrzywdzić, a jedynie w jakiś sposób pomóc, nawet jeśli nie miałem pojęcia jak. Usiadłem przy parapecie i przeglądałem się chwilę wróżce z zaciekawieniem i troską jednocześnie.
- Nie chcę Cię skrzywdzić. - zapewniłem. - Zależy mi żebyś wyzdrowiał. - nie wiedziałem do końca dlaczego nie dostaje odpowiedzi, wiadomym było, że mała istotka jest przerażona, to normalne i mnie nie dziwiło. Miałem jednak nadzieję, że się do mnie przekona, nie chciałbym aby czuł się tutaj jak więzień. - Jestem Aiden. - powiedziałem po chwili, liczyłem, że jeśli trochę się o mnie dowie bardziej mi zaufa. - Władca Królestwa Zachodniego.
Wróżek patrzał na mnie dość nieufnie, nie dziwiło mnie to w żadnym stopniu. Jednakże gdy wróżka wstała i się ukłoniła uśmiechnąłem się lekko. Mogłem zostawić tę informację na kiedy indziej, chociaż ciężko byłoby się nie zorientować, skoro przyniosłem go do pałacu. Pokiwałem lekko głową. - Nie kłaniaj się, teraz jestem tu w roli Aidena, czarnoksiężnika, dwudziestoośmiolatka ale nic ponadto. - powiedziałem z lekkim westchnieniem. Kolejny raz funkcja króla przysparzała murów i granic, których nikt nie chciał przekraczać. Nagle jakby w odpowiedzi na moje słowa malutka istotka zaczęła wymachiwać równie malutkimi rączkami, nagle jakby zapominając o strachu i płaczu desperacko próbuje jakby przeprosić. Zaiste uroczy był z niego malec. Ponownie się uśmiechnąłem, doprawdy miło mi się patrzało na tę małe stworzonko.
- Spookojnie. - powiedziałem lekko i oparłem się o parapet. - Powiesz mi teraz jak Ty się nazywasz? - spytałem z uśmiechem. Naprawdę bardzo interesowała mnie ta mała wróżka, nie dość że pierwszy raz miałem z taką istotą do czynienia to był niesamowicie urokliwy. Chociaż przestał płakać, wiedziałem że nadal się boi, zdziwiłbym się jakby było inaczej. Jednakże udało mi się odwrócić od tego uwagę, chociaż wiadomość o koronie wcale też nie należała do uspokajających.


Dusty DO Aidena

<Poprzednie opowiadanie>

Młoda kobieta o blond włosach krzątała się w kuchni, przygotowując posiłek. W pewnym momencie pochyliła się i pogłaskała swój brzuch wielkości piłki plażowej. To pani Connor, ciężarna opiekunka domostwa Connorów. 9 miesiąc już nosi swoje dziecko, a czas kiedy ono wyjdzie na świat z każdym dniem jest coraz bliższy. Może gdyby spojrzała w górę, w okolice pieca, zauważyłaby małą, różowowłosą istotkę patrzącą na nią z niepokojem, ale tego nie zrobiła. Ludzie nigdy nie patrzą w górę.

     Na ramieniu zawiesiłem sobie fioletową torbę, do której spakowałem cały swój dobytek. W pewnym momencie wstałem, spojrzałem ostatni raz na mojego tymczasowego opiekuna i wyleciałem przez okno. Nie mogę zostać w domu, w którym znajduje się niemowlę. Dzieci są przeurocze, ale zbyt intensywnie czują wszelkie emocje. Radość, strach, smutek – cokolwiek by to nie było usłyszałbym to ze zdwojoną siłą. Boję się tego. Głosy w mojej głowie, nad którymi nie potrafię panować… Aj, aj, aj… Na moje szczęście, dzisiejszego dnia Słońce grzało tak jakby od miesięcy nie pojawiło się na niebie. Zapowiadał się cudowny dzień!

*****

     To okropny dzień. Leciałem już kilka godzin, kiedy zaczął padać deszcz. Dla małej wróżki każda kropka jest jak inny pocisk do uniknięcia, zwłaszcza, że z mokrymi skrzydłami nie da się latać. Musiałem znaleźć jakieś schronienie i to szybko. Nagle zauważyłem las. Już wiem! Schowam się pod drzewami! Przyśpieszyłem i wylądowałem na najbliższym dębie. Usiadłem na gałęzi i skuliłem się w kłębek. Było mi niesamowicie zimno, zwłaszcza, że założyłem tylko krótką koszulkę. Poczułem jak moje ciało zaczyna się trząść a zęba powoli szczękają. To bardzo, bardzo źle. Normalnie się to nie zdarza, ale przeziębienia dla wróżek nie kończą się najlepiej. Mógłbym zmienić się w moją dużą formę, ale minęło już tak dużo czasu, że niemal nie pamiętam jak to zrobić. Spróbowałem okryć się kocem z mojej torby, ale niestety nie dawało mi to zbyt dużej osłony. Jak mogłem do tego dopuścić? Nie wziąć w ogóle ciepłych ubrań… Głupi, głupi, głupi! Zimno stawało się nie do zniesienia. Powoli czułem jak opuszczają mnie siły. Nie dam rady. Resztkami sił opuściłem wzrok i zauważyłem zbliżającą się sylwetkę. Potem była już tylko ciemność.

*****

      Cieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeepłooo. Poczułem na twarzy promyki Słońca, ale bardzo, BARDZO nie chciało mi się wstawać. Zaraz pani Connor wstanie i zacznie robić śniadanie, powinienem już zmykać, jednak łóżeczko tak zachęca… chwileczkę. Przecież wyniosłem się z domu pani Connor. Gdzie ja jestem?! Otworzyłem oczy i wstałem gwałtownie. Zacząłem się rozglądać szukając jakiegokolwiek punktu odniesienia kiedy zobaczyłem…twarz.
Dużą twarz dużego mężczyzny o czarnych włosach i fioletowych oczach.

Co

Się

DZIEJE???


    Czym prędzej wstałem z łóżka i wyczarowałem sobie skrzydła. Potrzebuję czegokolwiek, drzwi, dachu, dziury, czegokolwiek. Rozejrzałem się i zauważyłem okno. Szybko, szybko pomyślałem lecąc w tym kierunku. Słyszałem, że ten Duży na coś krzyczy, ale byłem zbyt przerażony żeby słuchać. Przyśpieszyłem jeszcze trochę i…
Uderzyłem głową w szybę. Cofnąłem się zdezorientowany. Oddaliłem się nieco i zacząłem szukać jakiegoś otworu, może okno jest otworzone? Na próżno. Zrezygnowany opadłem na parapet. Poczułem zbierające się w moich oczach łzy. Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Zwinąłem się w kłębek i zacząłem się lekko kołysać. Boję się, tak bardzo się boję. Ja chcę wrócić, przepraszam, już nie będę… Nie potrafiłem kontrolować łez w swoich oczach. Zacząłem płakać. I wtedy właśnie…

<Aidennnn?>
<Następne opowiadanie>

"Żaba na dnie studni, nigdy nie zobaczy morskich fal."

Powitajmy mistrza sztuk walki, Hashi Zen'a, zamieszkującego Północne Królestwo!

Aiden DO Dusty'ego

Dzisiejszy dzień zapowiadał się całkowicie ciężko, wiedziałem to już od pierwszych kilku chwil po obudzeniu się tego jakże urokliwego poranka. Tego dnia bardziej niż kiedykolwiek nie chciało mi się wstawać z łóżka, a tym bardziej o czymkolwiek decydować. Niestety lu b stety nie dane mi było siedzenie w łóżku i nic nie robienie. Skoro świt już zostałem obudzony, kilkakrotnie, przez pracowników pałacu, którzy pilnowali abym się nigdzie nie spóźnił. Z ciężkim sercem wstałem i zacząłem się ubierać. Zrobiłbym wiele aby móc jeszcze trochę pospać. Władca też człowiek chyba, nie? Po ubraniu się z szedłem do jadalni, gdzie zjadłem śniadanie z rodzeństwem, które miała aż nazbyt wiele energii. Skąd oni ją mają? Nie mam pojęcia, ale takie pokłady niewykorzystanej mocy by mi się przydały.
Nadzwyczaj głośno było przy stole, albo to ja niewyspany każdy dźwięk odbierałem ze zdwojoną siłą. Nie skupiałem się na słowach, rozmawiali o zwykłych, tak beztroskich problemach, że momentami zazdrościłem im, że są młodsi i nie muszą się martwić sprawami królestwa. Szybko zostałem zabrany z posiłku przez doradcę, tu to, tu to, tu tamto. Zawsze są w stanie coś wymyślić. Zero spokoju, zero odpoczynku. Praca na pełen etat. Lubiłem tę funkcję, chociaż przede wszystkim umiałem ją odpowiednio sprawować. Momentami jednak stawała się wprawdzie utrapieniem. Tak jak dzisiaj, kiedy nie miałem kompletnie ochoty na spotkania i inne sztywne zabawy. Były dni kiedy wstawałem pełen energii, chęci do tego wszystkiego, ale to nie był jeden z nich. Była taka piękna pogoda, nic tylko chce się wyjść i spacerować, posiedzieć w promieniach słońca, które przyjemnie grzeje. Pójść do lasu, kompletnie odciąć sie od wszystkiego i poodpoczywać. Z mojej kontemplacji wyrwał mnie cichy głos doradcy.
- Proszę podpisać. - szeptał cicho.
Siedziałem na spotkaniu, udając że rozmyślam dalej nad dekretem rozmyślałem nad spacerem. Zdążyłem przeczytać to sto razy, byłem pewny podpisania, ale mogłem sobie pozwolić na chwilę oderwania od rzeczywistości. W milczeniu podpisałem się na dokumencie trzymanie przeze mnie piórem.
- Jeśli to wszystko, to niech zgromadzeni pozwolą, ja się oddale. - powiedziałem wstając od stołu i kłaniając się lekko odszedłem, kiedy spostrzegłem ogólne zezwolenie pod postacią kiwnięcia głową. Nadzwyczaj nie często się zdarzało aby cały dzień mi minął na takim odcieniu od rzeczywistości, jednak dobrze mi to zrobiło, czułem się znacznie lepiej niż z samego rana. A jako że to był koniec obowiązków, mogłem wreszcie udać się na upragniony spacer. Nim się jednak zorientowałem za oknem rozpoczęła się prawdziwie ulewa. Uroki wiosny? Dobre sobie. Deszcz i wiatr nie zniechęciły mnie do wyjścia, mimo ogólnych sprzeciwów wyszedłem z pałacu. Pogoda nie dopisywała, jednak nie stanowiło to dla mnie problemu, zacna peleryna, która została dla mnie uszyta dobrze ochraniała przed przemoknięciem. W pewnym momencie znalazłem się już w lesie, gdzie deszcz amortyzowany był przez duże liście drzew i ich gęste korony. Ogarnął mnie wszechobecny spokój, wszystkie dźwięki i zapachy niesamowicie uspokajały. Spostrzegłem jak coś delikatnie spada z gałęzi drzewa i powoli kieruje się ku ziemi. Niewiele myśląc wystawiłem dłoń, na którą upadła mi mała istota. Zdziwiłem się, ponieważ szczerze nigdy nie widziałem wróżki w tej małej formie, wiele osób twierdzi, że są w niej bardzo słabe więc nie zmieniają się za często. Wróżka wydawała się spać, chociaż raczej była nieprzytomna. W zasadzie nie miałem pewności co zrobić, miałem nadzieję że szybko się obudzi, jednakże jeśli coś się jej stało, musiałem szybko zabrać ją do Pałacu, gdzie mam nadzieję potrafią jakoś pomóc. Nie miałem nawet pojęcia czy takie istoty chorują, ale skoro twierdzi się, że są osłabione fizycznie, to chyba tak.
- Mam nadzieję że nic Ci nie jest. - powiedziałem cicho, bardziej do siebie ponieważ wątpiłem, że mała istota mnie usłyszała. Okryłem wróżkę częścią peleryny, aby woda nie kąpała bezpośrednio na nią. Szczerze miałem nadzieję, że nic poważnego nie grozi istotce, ani się nie przerazi widząc mnie kiedy się obudzi.






Dusty?
<Następne opowiadanie>